ROZDZIAŁ 28

103 9 2
                                    

Dahlia poczuła jego duże dłonie, gdy wsunął je pod jej bluzkę. Objął ją w pasie i pogłębił pocałunek. Ostrożnie zaczął zbierać materiał. Dziewczyna dostawała gęsiej skórki, kiedy opuszkami palców przesuwał po delikatnej skórze. Na moment oderwali się od siebie. Wykorzystała ten czas, by zdjąć ubranie zostając tylko w bieliźnie. Położyła się na plecach, a on zawisł nad nią obsypując pocałunkami nie tylko jej twarz ale i szyję oraz wzgórki piersi. Sama pociągnęła za jego koszulę i wyjęła ją ze spodni. Zaczęła rozpinać guziki.

Po minucie w końcu udało się i zdjęła materiał z szerokich ramion, wcześniej siadając na łóżku. Potem sięgnęła do jego paska, akurat w momencie, gdy on pochylił się i skubnął zębami jej obojczyk. Poczuła mocne dłonie na plecach, a chwilę później jej stanik stał się luźny. Mężczyzna ostrożnie nie przerywając pocałunków, zsunął ramiączka. Następnie stanik wylądował na podłodze podobnie jak reszta ich ubrań.

Mortimer ujął jej pierś i ścisnął delikatnie, a potem napierając na nią ciałem, znowu połączył ich usta. Opadli na łóżko. Vyes zdusił jęk Dahlii, gdy ścisnął jej sutek, później przesuwając po nim kciukiem. Powtarzał tę czynność dopóki nie stwardniał. Podobnie postąpił z drugą piersią.

Po pewnym czasie ujął jeden w usta i najpierw zataczając kilka okręgów wokół niego zaczął ssać. Dahliia zaczerpnęła głęboko powietrza, wyginając swoje ciało i podkurczając palce u stóp. Jednocześnie zasłoniła swoją twarz przedramieniem. Nagle poczuła jak chwyta ją za rękę i delikatnie odsuwa.

– Chcę widzieć twoją twarz – powiedział niskim, gardłowym głosem. – Chcę widzieć że to nie sen...

Jones przygryzła dolną wargę, a potem położyła mu dłoń na szyi i przesunęła do siebie. Na moment spotkali się czołami. Oboje oddychali głęboko.

– Mort? – zaczęła czule. – Zanim sprawy zajdą za daleko muszę cię ostrzec.

– Tak?

– Widzisz... – przełknęła ślinę, a opuszki jej palców ostrożnie przesunęły się po męskim karku, sprawiając, że rozkoszny dreszcz przeszył jego ciało. – Bardzo szybko się zakochuję. – szepnęła, a ich usta znalazły się bardzo blisko siebie. – Dlatego...

– Nie tym razem – wtrącił się i nie mogąc już wytrzymać pocałował ją. Mimo, że oboje nie chcieli się od siebie oderwać, w końcu Vyes przygryzł lekko jej wargę, a wkrótce uniósł głowę, ale tylko na tyle, aby byli w stanie rozmawiać. Oboje czuli własne ciepłe oddechy. – Nie tym razem – powtórzył.

– Co masz na myśli?

Jego kąciki ust uniosły się do góry.

– Tym razem to ja byłem pierwszy...

– Hmm?

Podniósł dłoń i przesunął po jej włosach, ostrożnie odsuwając jedno pasmo z twarzy i zakładając je za ucho. Spojrzał prosto w szare oczy i po raz pierwszy w życiu będąc czegoś pewnym w stu procentach powiedział:

– Kocham cię. Zakochałem się w tobie już w tamtej chwili... Gdy stałaś przede mną przerażona w ubraniu ochronnym.

Dahlia rozszerzyła oczy. Otworzyła usta, ale jej gardło tak bardzo się ścisnęło, kiedy usłyszała jego wyznanie, że nie była w stanie powiedzieć ani słowa. Srebrne oczy zalśniły niespodziewanie zachodząc wilgocią.

– W tamtej chwili moje serce biło jak szalone. Nie znałem powodu. Myślałem, że to skutek uboczny mojego przebudzenia. Może i jestem geniuszem, ale jeśli chodzi o uczucia to zwykły ze mnie głupiec. Przepraszam, że tak długo zajęło mi zrozumienie siebie...

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora