ROZDZIAŁ 20

98 9 0
                                    

Po opuszczeniu królewskiego obserwatorium astronomicznego oboje skierowali się w stronę parkingu samochodowego.

– No cóż, projekcja nie była może odkrywcza, ale przyjemna dla oka, prawda? – powiedziała Tessa, siadając za kierownicą i zapinając pasy.

– Zgodzę się. Nic nowego, a nawet zauważyłem parę nieścisłości, ale wizualnie było to widowisko na naprawdę wysokim poziomie.

– Uff. – Zaśmiała się. – Odetchnęłam w takim razie z ulgą. Ostatnie czego bym chciała to żebyś śmiertelnie się zanudził.

– Bez obaw. Oglądałem już znacznie mniej ciekawe produkcje. Mój brat z jakiegoś powodu uwielbia katować mnie kinem kategorii „B", gdy tylko znajduje na to czas.

– Cóż, w takim razie, kiedy następnym razem zaproszę cię do kina będę o tym pamiętać.

– Hmm? – Mortimer przestał mocować się z pasem bezpieczeństwa, który z jakichś powodów się zaciął. Zerknął na kobietę uśmiechającą się do niego uroczo. Jej policzki lekko się zaróżowiły.

– Sądzę, że następnym razem powinniśmy się wybrać do kina.

Profesor Vyes uniósł lekko brwi, ale nie odezwał się ani słowem. Zapadła niezręczna cisza, którą w końcu przerwał warkot odpalonego silnika.

– No dobrze, niedaleko tutaj jest całkiem przyjemna knajpka. Myślę, że możemy się tam zatrzymać, zjemy coś, a potem chętnie wysłucham wszystkich uwag co do artykułu.

Mortimer się ocknął.

– Tak. Niewątpliwie mam kilka uwag. Znalazłem także ciekawe badania, których mogłabyś użyć jako kolejnego źródła. Dane pochodzą zaledwie sprzed kilku miesięcy.

Mężczyzna przez resztę drogi zdawał się być w swoim żywiole. Streszczał jej treść znalezionych przez niego danych, a ona potakiwała głową, albo czasami wtrącała się zadając pytanie.

Miło było się obudzić bez uciążliwej melodii, którą co rano słyszała. Dahlia przeciągnęła się na łóżku i ziewnęła. Nie miała jednak jeszcze zamiaru wstawać. Przewróciła się na bok i przytuliła do pluszaka.

Niecałe dziesięć minut później, akurat, wtedy gdy ponownie zapadała w drzemkę usłyszała pukanie do drzwi. Wkrótce w progu pokoju stanęła jej matka, trzymając w dłoni siatkę oraz parasol. Miała na sobie kurtkę przeciwdeszczową.

– Wychodzę do sklepu. Śniadanie jest już gotowe.

Dziewczyna usiadła na łóżku.

– Nie musiałaś. Sama... – urwała nagle.

Przebywała już w domu matki od prawie czterech dni, lecz wciąż nie mogła się pozbyć uczucia niezręczności jakie za każdym razem jej towarzyszyło, gdy zamieniały ze sobą choćby jedno słowo.

– Pójdę z tobą, jeśli chcesz. Pomogę ci nieść torbę.

– Nie. Nie trzeba. Lista zakupów wcale nie jest długa. Poradzę sobie.

Jones skinęła tylko głową i patrzyła na Elzę. Milczenie trwało dobrą chwilę.

– Ubiorę się i zaraz zejdę – odezwała się dziewczyna i odrzuciła kołdrę.

Zrobiła to jednak tak energicznym ruchem, że miś na niej leżący spadł na podłogę. Elza utkwiła wzrok w maskotce, a Dahlia poczuła jak robi się jej gorąco z zawstydzenia.

– To... – zaczęła, ale matka weszła do pokoju i podniosła pluszaka. Przyjrzała mu się bardzo dokładnie, a po chwili na jej twarzy pojawił się łagodny i ciepły uśmiech.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Where stories live. Discover now