Siedem

632 120 85
                                    

Krążę wśród gości weselnych w białej sukni i prostym, delikatnym makijażu, który ładnie podkreśla moje rysy twarzy, ale jednocześnie ukrywa to, co najbardziej charakterystyczne – drobne piegi wokół nosa, pieprzyk na szyi, delikatne cienie pod oczami. Ayla Russo przez cały czas patrzy również nieprzychylnie na moje włosy. Miałam je mieć spięte w ciasny kok, a poprosiłam o standardowy warkocz. Według mnie wygląda pięknie.

Według niej po raz pierwszy się sprzeciwiłam.

Na szczęście nie chce chyba zaburzać przyjęcia i daje mi to do zrozumienia jedynie przez swój oceniający wzrok. 

Gdy odchodzę od znajomych rodziny Russo i ich pogadanki, z której rozumiem trzy po trzy, wpadam na dziewczyny, które studiują na Uniwersytecie razem z June i Beth, i chyba też chodziły ze mną kiedyś do szkoły. To ludzkie młode kobiety. Nie pamiętam, jak mają na imię. 

– Zobacz, Bree! – szczebiocze jedna z nich. – Kto by pomyślał, że akurat ta Wiccanka pierwsza wyjdzie za mąż. 

Obie obracają się w kierunku pana młodego, który zabawia elitę. 

– Gdzieś ty go poznała, dziewczyno? – zagaduje mnie… Bree. 

Nie kojarzę jej zbyt dobrze. Znam ją z twarzy, może też z jakichś opowieści. 

– Uhm… w Kalifornii – kłamię. 

Dziewczyny marszczą brwi w czystej dezorientacji. 

– Widać, że pochodzi z Kalifornii, on i jego rodzina. Mają nawet ten świetny akcent. Ale coś ty robiła w Kalifornii, do cholery? – Bree jednak wcale nie oczekuje mojej odpowiedzi. – Ile on ma lat? – szepcze z ekscytacją. 

Jest mi tak wstyd, bo właściwie… nie wiem.

– Ty masz dopiero dziewiętnaście – wtrąca druga dziewczyna. 

W tym roku kończę dwadzieścia.

– Lucas ma dwadzieścia cztery lata – zmyślam na poczekaniu. 

– Lucas – ekscytuje się dalej Bree. – Piękne imię. On cały jest piękny. Szkoda, że szukał żony wśród Wiccanek. 

Czy ona właśnie sugeruje, że ma ochotę na mojego narzeczonego? 

Ewww. To określenie wcale nie brzmi dobrze nawet w mojej głowie. 

– Masz podwiązkę? – zagaja druga z dziewczyn.

– Podwiązkę? 

– Na ślubach chyba się takie nosi. 

– Może na ludzkich ślubach – oznajmiam spokojnie. – Wiccanie mają inne tradycje. 

– Właśnie widzę. Wszyscy oglądają cię w tej sukni, a powinnaś iść w niej tylko do ołtarza, czy coś w tym stylu. 

Wzruszam ramionami. 

– A ona jest taka biała – mówi Bree. – Czy to oznacza, że jesteś dalej dziewicą? Czy czarownice muszą oszczędzać się aż do ślubu…? 

– Dość! – przerywam, ale moje wzburzenie jest mocno stłumione, bo nie chcę zwracać na nas uwagi. – Dość. Powinnam już iść. 

Przez chwilę naprawdę myślałam, że chcą ze mną po prostu porozmawiać, jednak znów się zawiodłam. Takie dziewczyny jak one nigdy nie chciały mieć ze mną nic wspólnego. I nie będą chciały. Od tej pory będę zdana na towarzystwo rodziny Russo.  

Odwracam się i szukam wzrokiem najbliższego wyjścia. Jest ciężko, bo uszkodzone oko jest już zmęczone ciągłym ukrywaniem się za zaklęciem. Potrzebuję chwili wytchnienia. Sekundy, w której nie będę musiała sprawiać wrażenia, że wszystko jest w porządku. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Where stories live. Discover now