Piętnaście

710 131 35
                                    

Czarownice zostają eskortowane do mojego domu kolejnego dnia. Wszystkie cztery, razem z Marcy, bo nie możemy zdradzić się, że jest ze mną powiązana w jakiś inny sposób. Nie chcę sprowadzić na nią problemów – nie wiem, jak zareaguje reszta czarownic. Mogłabym wyłącznie ją schować u siebie, a resztę zostawić w domu Najstarszej, lecz to też nie jest dobry wybór – podejrzliwość się wzmoży, Marcy nie będzie miała już zupełnie gdzie wracać, bo nie ma żadnej rodziny.

Jest prawie jak ja. 

I prawie jak June… i Tatiana… których matka przecież zniknęła z całą resztą sabatu. Beth też została właściwie sama, gdy odwróciła się od własnej babci i od sabatu. Każda z tych czarownic w pewnym momencie mogła czuć się samotna, ale razem tworzą całość, którą ciężko jakkolwiek rozerwać. 

Ja nawet nie marzę, że kiedyś będę tego częścią. Mam zupełnie inną historię – wyszłam za mąż za bezstronnego diabła, który nienawidzi mnie tylko za moje pochodzenie. I sama też to pochodzenie zaczynam nienawidzić.

Schodzę do piwnicy, gdzie wszystkie cztery czarownice są już zakute w czarne kajdany, nie mogą używać swoich mocy. Każda patrzy na mnie z jednakową nienawiścią w oczach—z wyjątkiem Marcy. 

– Wiedziałam, że Mira miała powód, by wygnać twoją rodzinę z sabatu – cedzi jedna z czarownic, plując na podłogę przede mną. 

Wzdrygam się, ale nie zamierzam się temu poddać. Nie po to tu jestem. 

Pierwszą jako cel wybieram Marcy – to chyba najbezpieczniejsze. Rozmyje ewentualne podejrzenia reszty czarownic i przede wszystkim czytanie Marcy wydaje się najmniej inwazyjne, bo przecież próbuje być ze mną szczera, próbuje być po mojej stronie. 

– Dotknę cię – szepczę, stając tuż za nią. Jej ciało jest ograniczone przez kajdany i łańcuchy. – Dotknę twojej głowy. Może boleć. Będziesz widzieć to, co czytam. 

Marcy kiwa głową, jej oczy są zaszklone, ale wciąż pięknie błękitne. W takich momentach czasami zazdroszczę innym funkcjonującego wzroku i normalnego koloru oczu. 

Zane też jest w piwnicy – stoi kilka kroków od nas jakby na warcie, nie odzywając się ani słowem. Widzę, jak obserwuje dokładnie każdy mój krok. Niech szuka we mnie spuścizny mojej babci, nie ma problemu. Nie zamierzam się tym przejmować. 

Dotykam głowy Marcy, przygotowując się na uderzenie—to nadchodzi dosłownie w ułamku sekundy. Sięgam głęboko do jej umysłu, lecz Marcy jest na mnie tak otwarta, że nie muszę specjalnie się wysilać. Obrazy przewijają się w mojej głowie raz po raz, moje gałki oczne wykręcają się wgłąb czaszki… 

Marcy jest w lochach. Ktoś uderza ją w policzek i wciska jej w ręce niewielką tacę z fiolką. Widzę te substancje, widzę też, że czarownica wchodzi głębiej w lochy, a warkot Rogana roznosi się echem po kamiennych ścianach. Słyszę jej szloch. Widzę, jak upada, gdy kładzie tacę obok Rogana, ale na tyle daleko, by jej nie sięgnął. Ktoś jest też obok niego, paraliżuje go na chwilę, a Marcy jest tą, która wlewa mu purpurową substancję z fiolki do ust. Zamyka jego usta, chcąc, by połknął całość. Odskakuje, gdy Rogan się krztusi i wybudza się. 

Obrazy są niesamowicie realistyczne, jakbym była tam wtedy zamiast niej, ale jednak mam wrażenie, że Marcy pozostaje przez coś ograniczona i nie dostrzegam najważniejszych szczegółów, które pozwolą cokolwiek dokładnie wyjaśnić. Nie jestem pewna, czego w niej szukam.

Sceny nabierają tempa. Wrzeszczący Rogan. Przerażona Marcy. Brzęk kajdan i łańcuchów, czyjś krzyk, jakiś skórzany pas. Obrazy zaczynają się mieszać, teraz widzę ich urywki – krew. Dużo krwi… ale nie wiem, czyjej. Nóż przyłożony do jasnej skóry. To wygląda jak kobiece udo. Czy ten nóż jest przy udzie? Tak, i zatapia się w skórze płynnym ruchem. Krew zostaje upuszczona, a odbija się to głuchym kobiecym jękiem. Obrazy wracają do lochów, do Rogana, do jego obnażonych zębów i pełnych szkarłatu oczu. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Where stories live. Discover now