Dwadzieścia cztery

698 121 48
                                    

Lekki TW, w następnym rozdziale będzie większy

___________________

Do Ramrock Springs docieramy w środku nocy. W aucie udaje mi się zdrzemnąć i odzyskać więcej sił. 

Miasteczko wita nas… ciemnością. 

Bogini droga, wokół jest tak ciemno, że w pierwszej chwili mam wrażenie, jakbyśmy wjeżdżali do zupełnie innego świata. Przy drodze po części nie postawiono w ogóle żadnych lamp, a tam, gdzie one nawet są, raczej nie działają, z wyjątkiem pojedynczych przypadków. Na asfalcie zastajemy dziury i jakieś martwe zwierzęta po drodze. Niestety nie wyglądają, jakby zostały wyłącznie potrącone. Są skąpane we krwi, mają rozerwane gardła i pogruchotane czaszki, kręgosłupy wystają ponad skórę. To widok obrzydliwy, ale nie odwracam wzroku, bo nie to robi na mnie teraz wrażenie. 

Parkujemy pod jakimś zupełnie niegodnym zaufania zajazdem, chyba czymś, co ma przypominać hotel. Nie mam pojęcia, jak od bycia zamkniętą w jednym domu, trafiłam do jeżdżenia od hotelu do hotelu, byle tylko się gdzieś przespać. 

Ach, tak, mój dom został zniszczony przez Wiccan z Kalifornii. 

A do tego wyszłam za mąż. 

I moja jedyna rodzina umarła. 

A obok mnie na siedzeniu kierowcy siedzi diabeł, którego chciałam postrzelić, i który powiedział mi, że widzi we mnie tę, której nienawidził całym swoim mrocznym sercem. 

Wzdycham i odpinam pas. Już mi wszystko jedno, czy to jego piękny i luksusowy hotel, w którym jesteśmy bezpieczni, czy obskurny wielki budynek z odrapanymi ścianami jak ten. 

– Musimy uważać, bo nie znam tego miejsca. Nie mam tu żadnych swoich ludzi. Nie ruszasz się beze mnie nawet do łazienki. 

Prycham. 

– Nie będę się załatwiać z tobą u boku.

– Może w tym wypadku poświęcisz się dla wyższego dobra.

– Nie ma mowy. Poza tym tutaj nikogo nie ma, Zane. Żywej duszy. W dwóch oknach świeci się światło i to by było na tyle. To pewnie przyjezdni, którzy są w podróży na północ. 

– Ci przyjezdni też mogą zdecydować się zabić ciebie, gdy poczują, że jesteś Wiccanką, a akurat nie są w humorze, by mieć czarownicę za ścianą. 

Przewracam oczami. 

Wysiadamy z auta. 

Zane natychmiast pojawia się przy mnie, wkurzony nawet o to, że opuściłam pojazd bez czekania na niego. 

Przypominam sobie ostatnie nasze przejścia w takich miejscach i wpadam na pomysł, by zaproponować:

– Ja zajmę się zameldowaniem, dobrze? 

– Czym? 

– Zameldowaniem. Musimy podejść do recepcji, podać swoje dane, odebrać klucz i zapłacić.

– Swoje dane? – powtarza beznamiętnie Zane. – Zapłacić? 

– Słuchaj – staję w połowie drogi – nie będziemy wiecznie wchodzić wszędzie bez pytania, robić zadymy i olewać ciężko pracujących ludzi tylko dlatego, że jesteś diabłem. Musisz nauczyć się trochę człowieczeństwa. Jeśli recepcjonistka nie będzie chciała cię zameldować… 

– To ją zabiję i wezmę sobie klucz sam. 

– Bogini, nie ma takiej opcji! 

– Dlaczego? 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Where stories live. Discover now