Dziewiętnaście

678 143 36
                                    

Uwaga! Dzisiaj rano wpadł rozdział 18 :)

________________

Stosując prowizoryczną ochronę w postaci zaklęcia, wbiegam do domu przez otwarte drzwi, jednak w momencie przekroczenia progu, coś w środku wybucha – jakby kłąb magii – wybijając wszystkie szyby w promieniu dziesięciu metrów. Szkło pęka i pod wpływem impulsu odłamki wypadają na zewnątrz, a uderzenie dopada również mnie, przez co żaden kolejny krok nie jest możliwy. Fala mocy wypycha mnie z powrotem na zewnątrz, aż nie wiem, co przez kilka sekund się dzieje, i ląduję na schodach na werandę. Są śliskie od letniego deszczu, więc gdy próbuję wstać, potykam się i lecę jeszcze bardziej w dół, zdzierając kolana. Materiał spódnicy drze się w kilku miejscach, rękawy sweterka mam już brudne, bo próbowałam się podeprzeć.

Uderzenie było silne. Usunęło moją barierę ochronną i sprawiło, że nic nie słyszę, bo brzęczy mi w uszach. I to jest… to jest przerażające. Bo nie dość, że jedno oko całkowicie szwankuje, to jeszcze teraz nie jestem w stanie usłyszeć własnego krzyku.

Otwieram usta jeszcze szerzej, przepona pracuje mocniej, gdy z gardła wychodzi pierwsze imię, które wpada mi do głowy.

– Zane!

Nie jestem pewna, czy ktokolwiek mnie słyszy. Ja nie słyszę sama siebie, ale mam nadzieję, że inni usłyszą mnie.

– Zane!

Ogień bucha coraz mocniej gdzieś na piętrze, kolejny kłąb mocy wybucha w domu, więc kulę się na najniższym stopniu schodów, unikając uderzenia.

W środku powinna być Marcy. Być może Soleil. I Rogan, który przecież jest skuty łańcuchami.

Unoszę wzrok i w końcu zaczynam też coś słyszeć. Jakiś szloch, jakiś warkot – to Zane, który wyprowadza Marceline na zewnątrz. Nie obchodzi się z nią do końca delikatnie, jednak widzę, że ona jest zupełnie oszołomiona.

Patrzę mu w oczy przez krótką sekundę, w której zbieram się z ziemi. Ten szybko mijający czas zapewnia dwa uderzenia serca, w których cieszę się, że on jest cały.

Zane popycha Marceline, schodząc z nią ze schodów.

– Przestań! – Dopadam ich obojga, łapię Marcy za rękę. – Wszystko w porządku? – Dłońmi sprawdzam jej twarz, ramiona. – Jesteś ranna?

Marcy kręci przecząco głową z zaciśniętymi ustami.

– Dlaczego miałbyś popychać Marceline w ten sposób? – naskakuję na Zane’a. – Co, wpadła ci w ręce nieproszona?

On tylko rzuca mi bardzo gniewne spojrzenie.

– Miałaś zostać w aucie.

– Dziękuję, ale nie ma takiej opcji. Mój dom… mój dom…

Właściwie ostatnia znana mi rzecz… właśnie została częściowo zdewastowana. Lewa część domu stoi raczej nieruszona, ale prawa…

Szlocham, bo nie potrafię tego powstrzymać. Trzęsą mi się dolna warga i dłonie.

– Gdzie jest Soleil? Była tutaj?

Jednak Zane nie zdąża mi odpowiedzieć na pytanie, bo czarownica, jak się okazuje, była w domu, i właśnie wychodzi przez zdewastowane drzwi główne tak po prostu, jakby szła na spacer. Na jej czarnych włosach widać tylko resztki paprochów, pewnie popiołu, a ubranie z jednej strony jest nieco brudne.

– Moja Bogini! – Chcę pobiec do niej po schodach, ale zatrzymuje mnie Zane. – Wszystko w porządku?!

Soleil również rzuca mi gniewne spojrzenie. Świetnie. Więcej gburów wokół mnie – witam ich wszystkich z otwartymi rękami.

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz