Szesnaście

709 137 35
                                    

Nocowałam w swojej pracowni, bo tylko ona pozwala mi głęboko odetchnąć, gdy umysł nie daje ani chwili wytchnienia. Namalowałam coś, ale bez ładu i składu – jak zawsze. Dużo krwi, dużo czerni, trochę srebra, bo czytałam wiccanki, a ich umysły naładowane są magią. 

W moim domu pozostała tylko Marcy. Reszta czarownic została przeniesiona z powrotem do domu Najstarszej, gdzie wciąż pilnują je cienie. Po tym, jak zachowywały się poprzedniego wieczoru, nikt im już nie zaufa. Ale Marcy? Wydaje mi się, że ktoś powinien ją chronić.

– Zostaniesz z nami – oświadczam jej pewnie. 

Chodzę już o własnych siłach, czuję się dobrze. Po przejściu przez niemal cały dom z góry na dół z samego rana zorientowałam się, że Zane zajął sypialnię naprzeciwko mojej. Zamierza tam chyba spać, co z jednej strony dla mnie jest świetne – nie muszę obawiać się, że będzie czegoś ode mnie wymagał. A z drugiej strony? 

Ciekawość czasami mnie zżera, czy on w ogóle uważa, że jestem atrakcyjna? 

Jestem młodą kobietą, niedługo skończę dwadzieścia lat i moje doświadczenie w kwestiach damsko-męskich jest zerowe. Jednak mam wrażenie, że jego niedostępność, jego pewność siebie i siła, są w pewien sposób intrygujące. Łapię się na tym zdecydowanie zbyt często. 

– Tylko do czasu, aż zwabimy Rogana, tak? – pyta nieśmiało Marcy. 

– Nie. Zostaniesz na stałe. Nie puszczę cię z powrotem do domu czarownic. 

Marcy marszczy brwi. 

– Dlaczego?

– Jeszcze pytasz? Czytałam was, Marcy, ciebie też. Wiem, że nie są dla ciebie dobre. 

– Ale… tam jest moje miejsce. Wśród Wiccanek. 

– Wiccanki mieszkają też gdzie indziej. Jeśli ja i Zane będziemy ruszali, by szukać zaginionych członków sabatu, ty przeniesiesz się do domu demonów. 

Niebieskie oczy Marcy robią się wielkie. 

– C–co? Nie. Nie mogę tam iść. 

– Możesz i właśnie to zrobisz. Tam będziesz bezpieczna. 

– Tam są demony! 

Uśmiecham się do niej. 

– I są dla ciebie znacznie bardziej bezpieczni, niż jakakolwiek czarownica, którą już tak dobrze znasz. 

– Ale przecież… przecież… ja nic ci nie powiedziałam i… Maven, im też nie mogłam pomóc. W dodatku bez konsultacji oddałam naszyjnik. 

– To był akt dobrej woli z twojej strony. June to doceni. Przecież już o tym wie. 

– Ale nie zapytałam jej o zdanie!

– June nie jest bez serca. To dobra dziewczyna. Pomoże ci. Wszyscy ci pomożemy. 

Marcy na moment chowa twarz w dłoniach. 

– Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, dokąd iść. 

– Spokojnie. – Przysiadam obok niej na kanapie i głaszczę ją po plecach. – Uwierz mi, jeszcze niedawno też się tak czułam, ale los w pewnym momencie podpowie ci, co robić. Sam wepchnie cię na właściwą ścieżkę. 

Marcy wzdycha żałośnie i wyciera szklące się oczy. Jest bardzo, bardzo wrażliwa. Zrobiła naprawdę wiele dobrego i widzę, że się stara, jednak mam wrażenie, że ma też słabe nerwy. Jednak czy powinno mnie to dziwić, skoro też przeszła swoje? 

Ja byłam torturowana przez dwanaście dni. 

Ona w pewien sposób całe swoje życie. 

Nie zna niczego poza sabatem i też musi się tego nauczyć. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz