Osiem

891 136 74
                                    

Uwaga, kilka godzin temu wpadł już jeden rozdział, to drugi dzisiaj

_________________

Nigdy nie sądziłam, że właśnie w ten sposób wyląduję przed ołtarzem. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie sądziłam, że wyjdę za mąż. Nie jestem pewna, jak wyobrażałam sobie resztę życia… ale na pewno nie w ten sposób.

Lucas jest wyższy ode mnie i dobrze zbudowany, ciemny garnitur leży na nim wspaniale, podkreśla delikatność jego niebieskich oczu. Brązowe włosy są zaczesane na jedną stronę, a jego uśmiech tak biały i tak szeroki, że aż muszę odwrócić wzrok. 

Tak, muszę odwrócić wzrok, bo koleś się śmieje. 

Koleś. Prawie parskam nerwowym śmiechem. Raczej mój przyszły mąż. 

Czarownica w czarnej szacie przygotowuje się do udzielenia nam ślubu przed Potrójną Boginią, a ja szukam wzrokiem w tłumie jakiegoś innego punktu zaczepienia. Nic jednak nie znajduję, bo przecież nie mam w tym mieście nikogo. 

Wzrok June Branham, która stoi w drugim rzędzie ludzi pod szerokimi schodami prowadzącymi na ołtarz, nie jest oceniający, ale z pewnością twardy i wymowny. 

Czy ona naprawdę zamierza wyjść za jakiegoś czarownika z Kalifornii, przeprowadzić się tam i uciec od tego całego bałaganu w Silver Bay? 

Mniej więcej takie myśli czytam w jej oczach i wątpię, bym się pomyliła. Jednak jest w niej też coś bardzo uważnego, co nie pozwala jej spuścić ze mnie wzroku, i myślę, że oprócz powyższych pytań, zastanawia się nad czymś jeszcze. Wokół June stoi dosłownie każdy jej bliski. Czy ten diabeł, który notorycznie siedzi mi na ogonie, stał się już częścią jej grupy? Nie wiem, ale śmiem twierdzić, że tak, bo znów znajduje się tuż obok nich. Tym razem dwa kroki od niego stoi kelner ze srebrną tacą z przekąskami. Musiał się zatrzymać na czas wymiany obrączek. Zane sięga ponad głową jakiegoś niskiego faceta i zabiera jedną mini tartaletkę. Gryzie ją, krzywi się, mimo że jest tam kawior i palony łosoś, a że kelner odsunął się już kawałek dalej, Zane ostrożnie odstawia nadgryzioną tartaletkę na głowę niskiego mężczyzny obok siebie. 

Przymykam powieki dosłownie na sekundę i w całej tej rozpaczy chyba trochę chce mi się z tego śmiać. 

Sprawdzam jeszcze raz i to się zgadza, maleńka tartaletka z kruchego ciasta, kawioru i palonego łososia leży na głowie faceta, który zapewne nosi tupecik, i może dlatego jej nie czuje. Ponadto Zane odłożył jedzenie delikatnie, z wyczuciem, niczym przyczajony kot, po czym wyprostował się i ponownie skupił na samej ceremonii. 

– Rozpocznijmy przemowy – oświadcza kapłanka.

Na powrót skupiam uwagę na niej i na Lucasie i znów się stresuję. 

Mój narzeczony robi się delikatnie blady. Wtrąca się jego matka. 

– Możemy je pominąć – mówi po cichu. Cały czas stoi za plecami swojego syna. – I przejść do przysiąg. 

Kapłanka posłusznie wypełnia każde polecenie. Cała aula jest tak cicha, że chyba słyszę bicie swojego serca. 

Lucas patrzy mi w oczy tylko co jakiś czas, gdy powtarza przysięgi. 

– Ja, z krwi Wiccan zrodzony, w błogosławieństwie Potrójnej Bogini wychowany, z imienia i nazwiska Lucas Russo, lecz z powołania czarownik na posługach bogów… 

Przysiąg jest sporo. Mówią o tym, że nasze małżeństwo jest zwieńczeniem naszych bytów. Że służyliśmy bogom całe nasze życie i będziemy służyć dalej, tylko razem. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz