Trzydzieści

760 140 69
                                    

June próbowała spalić polanę, spalić krzyż, ale żadna moc, nawet wszystkich nas zjednoczonych niczym wspólny organizm, nie działa na to miejsce. Krzyż jest głęboko wbity w ziemię, a ilość złożonych w ofierze wiccańskich dusz wzmacnia każde pieprzone zaklęcie rzucone na to cmentarzysko. Każda kość sprawia, że nawet wszyscy razem nie są w stanie tego zatrzymać. Nawet Zane. Nie może nikogo tam zabić, bo wszyscy już nie żyją. Jego moc nie działa, gdy stoi na szczątkach.

Po raz ostatni jeszcze wykonujemy ruch, zmierzając w stronę kurortów. Tym razem praktycznie się do siebie nie odzywamy. Nie wiemy, czy demony są jeszcze w pobliżu, ale w jasnowidzeniu na demonie potwierdziłam tylko, że na pewno to ich główna kryjówka. Nie mam pojęcia, co może nam dać zabicie ich. 

Ale June jest zdeterminowana, by chociaż wyeliminować zagrożenie. 

A więc cała nasza szóstka dochodzi piechotą do opuszczonych kurortów, pod samo zbocze góry. Budynki są wielkie i cholernie ciemne, nie ma tu w ogóle światła – oni żyją w takich warunkach. Okolica jest znajoma, widziałam ją już we wspomnieniach Tatiany. 

Ale my wchodzimy tylko na pierwszy z szerokich schodów. 

June i Veno stoją ramię w ramię i chociaż to on jest większy, wyższy i silniejszy, to ona podpala swoje ręce pierwsza. 

Veno robi to jako drugi, podążając za jej sygnałem. 

I jak na rozkaz ziemia zajmuje się ogniem, a języki płomieni suną szybko po podłożu i w górę schodów, zajmując wszystko na swojej drodze. To dosłownie kilka sekund, a każdy z budynków zajmuje się ogromnym ogniem, który dewastuje każdą najmniejszą deskę i na pewno też każde stworzenie wewnątrz. Wiem, że tam są. Czuję tę śmierć. Wśród tej ściany ognia pojedyncze sylwetki próbują uciekać przez drzwi i okna, jednak one też płoną, więc to ledwie metr, dwa, może trzy od budynku, a padają na ziemię i spalają się jeszcze szybciej, niż demon, którego złapaliśmy. 

June i Veno spalili wszystko. 

Tatiana uśmiecha się, zadowolona. 

– Pieprzyć ich wszystkich – rzuca dumnie. 

Ren rzuca zasłonę ciemności przed zboczem góry, by resztki płomieni nie przedostały się w kierunku lasu. Zamyka ogień w jednym kręgu, by wypalił się do końca, by zniszczył tylko to, co miał zniszczyć. 

Ale wiem, że gdy otworzy się przejście, to nie zadziała. Nie damy rady spalić każdego jednego stworzenia, które wejdzie w naszą rzeczywistość. Będzie ich za dużo. Zbyt wiele chaosu. 

Nie mam pojęcia, kto mógłby chcieć coś takiego osiągnąć. 

I obawiam się, że nie tylko ja żyję teraz w zupełnej nieświadomości. 

***

Tego wieczoru jeszcze wracamy do Silver Bay. Wszyscy są w złym humorze. Zane jako jedyny wydaje się najmniej poruszony, jego nastawienie jak zwykle jest dość neutralne, czego chyba nigdy nie zrozumiem. 

I tym bardziej nie rozumiem, jakim cudem tak bardzo negatywnie nastawiony jest na moją rodzinę, skoro takie rzeczy nawet go nie ruszają. 

I przez głowę przemyka mi jedna myśl… a jeśli on nie reaguje, bo ma z tym coś wspólnego?

Nie

Dotykam obrączki na swoim palcu. 

Przecież to niemożliwe. Tyle razy już pokazał mi, że nie jest najgorszym z najgorszych. Że po prostu jest przystosowany do innych warunków życia, istnienia. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Where stories live. Discover now