Dziesięć

697 145 133
                                    

To drugi dzisiaj, nie pomincie poprzedniego :)

Miłego wieczoru i weekendu!

_______________

Lucas leży tuż obok mnie w kałuży mojej własnej krwi i trzyma dłoń na swoim kroczu, a drugą ręką zakrywa sobie oczy. 

– Zaraz to zrobię – zapewnia sam siebie. – Zrobię to. Przysiągłem matce. 

Gdy zaczął mnie dotykać, straciłam na chwilę przytomność, bo tak mnie bolało. Nie wiem, kiedy położył się obok, ale suknia jest tylko podciągnięta w górę, bielizna wciąż jest na miejscu. W tym momencie moje krew, brud i wszystko inne są tylko korzyściami. Nie sądziłam, że będę się cieszyć, iż doprowadzili mnie do takiego stanu. 

– Zrobię to – mamrocze jeszcze. – Użyję na sobie zaklęcia. Zmuszę się do tego. 

Niedługo jednak wytrzeźwieje i stanie się bardziej przytomny, a to będzie znaczyło, że wrócą mu też umiejętności i moce. 

Chyba minęło już trochę czasu, bo widzę w maleńkich oknach za kratami, że niebo stało się jaśniejsze. To oznacza, że wstaje świt. W ustach wciąż mam naszyjnik, dziąsła i policzki już zdrętwiały. Skóra na moim ciele pulsuje nieznośnie. Ból staje się powoli nie do wytrzymania. Mam nadzieję, że nie minęło dużo czasu, bo… nikt się nie pojawił. 

To oznacza, że naszyjnik… nie zadziałał w moich ustach… i przez myśl przemyka mi jeszcze jeden sposób – musiałabym jakoś zmusić Lucasa do współpracy i do tego, by wyswobodził chociaż jedną moją dłoń. 

Nadal nie miałabym mocy, ale mogłabym dotknąć naszyjnika dłonią… może to by mi coś dało. Z ust wypełnionych kamieniem i spuchniętych i wyschniętych do granic możliwości wydobywam ciche:

– Czy możesz…

Ale w tym momencie właśnie Lucas wstaje i robi to tak gwałtownie, że trąca moją nogę, w której rozchodzi się ból nie do wytrzymania. 

Czy ona jest złamana? 

Nie wiem, jak odczuwa się złamanie, ale jęczę żałośnie i myślę, że mogę mieć pogruchotane kości. 

On już za to nic nie mówi, tylko klęka przede mną, wciąga głęboko powietrze, wstrzymuje oddech i bezlitośnie łapie za moje kolano, nerwowymi ruchami podciągając suknię w górę. Coraz bardziej w górę. Szarpie, mocuje się, rani mnie przy tym we wszystkich możliwych miejscach, a klamra jego rozpiętego paska uderza w pokiereszowane uda. 

I gdy już myślę, że to koniec mojej walki, że muszę się poddać i po prostu najlepiej zemdleć… słyszę huk. 

Lucas chyba go nie słyszy, bo kontynuuje. 

Następnie drzwi stają w ogniu. 

Płomienie buchają tak wysoko i rozlegle, że Lucas przewraca się na bok, prosto na moją zniszczoną nogę. Krzyczę, bo ból przeszywa mnie na wskroś, a krzyk ten miesza się z kolejnym hałasem, gdy drzwi zostają wyważone i twarde drewno pada na kamienną podłogę z impetem. 

June, cała w ogniu, wchodzi do pomieszczenia, a demony materializują się wokół – przez rozmazany obraz nie jestem w stanie nawet stwierdzić, kto jest kim, ale wiem, że jest ich tu kilkoro. 

Ulga, jaką odczuwam, jest nie do opisania. 

To June. 

To naszyjnik albo, sama nie wiem, może przypadek, może zrządzenie losu, jednak za każdą wersję jestem wdzięczna do granic możliwości. 

– Co, do kurwy… – Lucas mówi już nieco bardziej składnie, ale czuję bijący od niego szok i przerażenie. 

Za June i demonami wpadają ochroniarze Ayli, ale zostają skasowani praktycznie w jednej sekundzie. Rzucają się na nich Strażnicy Srebrnej Nocy, słyszę męskie jęki rozpaczy, gdy padają na podłogę jak muchy. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Where stories live. Discover now