Prolog

1.9K 388 40
                                    

Lucia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Lucia

Drogi Podróżniku,
Nie mam pojęcia, jaka jest różnica pomiędzy wiarą a nadzieją, bo choć nie wierzę, mimo wszystko mam nadzieję...
Jak w każdy weekend zapisywałam gruby papier słowami, które przychodziły mi do głowy. Robiłam to od pięciu lat, czcząc w ten sposób pamięć o mojej mamie. To właśnie ona przez wiele lat tłumaczyła mi, że marynarze, którzy spędzają długie miesiące na morzu, często ocierają się o granice obłędu.
Uważała, że obdarowywanie ich kilkoma literami na papierze, leczy ich samotność i pozwalała na spotkanie z drugim człowiekiem. Nie znałam drugiej tak empatycznej, a jednocześnie romantycznej duszy jak ona.
Wprawdzie ludzie na morzu, czy to marynarze, czy rybacy, nie byli samotni, bo zawsze mieli towarzystwo załogi, ale kultywowałam tę tradycję, bo mimo wszystko uważałam, że to jest po prostu piękne.
W swoich listach zawsze opowiadałam o tym, co mi się przydarzyło, jak mijają mi kolejne dni, o swoim samopoczuciu. I samotności... Jakbym pisała do dawno niewidzianego przyjaciela.
Nie pisałam ich z czysto altruistycznych pobudek, jak robiła to moja mama. Ja traktowałam to jak terapię. Nie tylko dla odbiorcy, ale także dla siebie.
W słowach, którymi zapełniałam kartki, nie zawsze była radość.
Wolałam pisać w próżnię, niż rozmawiać z kimś, kto prędzej czy później mógłby wykorzystać moje słabości. Na co dzień otoczona byłam mnóstwem ludzi, których szczerze uwielbiałam, a pomimo tego doskwierała mi samotność.
Zwinęłam papier w rulon, obwiązałam tym razem czerwoną wstążką i włożyłam do zielonej butelki, po czym z trudem wcisnęłam w jej szyjkę korek. Tak przygotowaną butelkę włożyłam do plecaka.
Odsunęłam krzesło od biurka, przy którym siedziałam, spojrzałam za okno i westchnęłam. Zbierało się na sztorm, a to oznaczało dzień albo dwa bez pracy. W takich warunkach nikt nie miał odwagi wychodzić z domu, o wypływaniu nie wspominając.
Wyjęłam z szafy kurtkę przeciwdeszczową, na wypadek gdyby deszcz dopadł mnie w drodze, włożyłam sportowe buty i opuściłam sypialnię, a później moje maleńkie mieszkanie. Zbiegłam po schodach, a kiedy wyszłam na ulicę, od razu uderzyło we mnie chłodne, słone powietrze.
Rozejrzałam się na boki i ponownie wypuściłam ciężkie westchnienie. Wszyscy skryli się przed żywiołem, a tylko ja byłam tak głupio uparta, że nie potrafiłam zrezygnować ze swoich planów.
Ruszyłam w stronę zatoki i objęłam się ramionami, by ochronić się przed porywistym wiatrem. Kiedy dotarłam na niewielki klif, fale sięgały już niemal do połowy skarpy. Wyjęłam z plecaka butelkę i rzuciłam z całej siły w spienione fale.
– Dla ciebie, podróżniku. Znajdź swoją latarnię – wyszeptałam i czym prędzej oddaliłam się w stronę miasteczka.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Lonely LettersWhere stories live. Discover now