Rozdział 1

1.8K 407 50
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

ParkerPół roku później

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Parker
Pół roku później...
Miami – Osiemset mil od Southport

Szliśmy z kumplami wzdłuż plaży, wzbudzając niemałe zainteresowanie smażących się na niej lasek. Podrywanie panienek w tym miejscu znudziło nam się już po trzech dniach. Przyczyną była jedna i banalnie prosta – nie trzeba było tego robić, a chętnie wskakiwały nam do łóżek.

Nie od dziś wiadomo, że mężczyźni to urodzeni łowcy. Tylko hieny i sępy rzucają się na coś, na co nie trzeba już polować. Dlatego takie łatwe zdobycze nazywaliśmy dość niechlubnie padliną.

– To kiedy wielkie otwarcie? – zagadnął Hunter, najpewniej mając na myśli nowe centrum dystrybucyjne mojego ojca. Dobrze wiedział, że nie chciałem zostawać prezesem tego ustrojstwa.

– Mam nadzieję, że nigdy – prychnąłem.

– Jesteś nienormalny, dostajesz wszystko na tacy, pieniądze dosłownie wysypują ci się z kieszeni, a ty grymasisz jak dzieciak, który zamiast zielonego lizaka dostał czerwony – do rozmowy dołączył Noah, a ja przewróciłem oczami.

– Nie chcę handlować winem, wolę je pić – odparłem jak zawsze.

– Widzisz, to jeden z plusów tego, że twój stary zainwestował w dobre trunki. Masz najlepsze wino za darmo. – Na te słowa się skrzywiłem.

– Jesteśmy na urlopie, czy na zebraniu zarządu? – syknąłem i odwróciłem się tak, że teraz szedłem tyłem.

– To powiedz, Piotrusiu Panie, czymże chciałbyś się zajmować? – Hunter nie odpuszczał naigrywania się.

Uwielbiałem tych idiotów, ale kiedy wchodziliśmy na temat pracy, której nienawidziłem i wszystkiego, co wiązało się z naciskami mojego ojca, miałem ochotę zakopać ich w tym cholernym piachu.

– Myślę, że bycie królem jest wystarczające – odparłem i pokazałem im środkowy palec. W tym samym momencie nadepnąłem na coś śliskiego, przez co runąłem do tyłu i uderzyłem głową w jakiś kamień.

– Kurwa mać! – ryknąłem, a ci kretyni, zamiast mi pomóc, pokładali się ze śmiechu.

Prędko się pozbierałem i rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła mojej kompromitacji. Wtedy promienie słoneczne odbiły się od czegoś, co wystawało z piasku. Ukucnąłem i zauważyłem, że była to butelka. Nie byle jaka, bo dokładnie takie same używane były w winnicy ojca. W żadnym innym miejscu butelki o tym kształcie nie były dostępne.

Lonely LettersWhere stories live. Discover now