Rozdział 3

1.6K 389 35
                                    

Parker

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Parker

Spoglądałem w monitor laptopa i usuwałem z listy kolejne miejscowości, w których już byłem. Działałem po omacku, a fakt, że postanowiłem nikogo nie pytać wprost o list w butelce, niestety utrudniał mi znalezienie nadawcy.

Wolałem prowadzić swoje małe dochodzenie bez wzbudzania niepotrzebnego zainteresowania. W jednej dłoni trzymałem list i choć znałem go już na pamięć, analizowałem każdą literę. Osoba, która go pisała, była przebiegła, ponieważ, żadne słowo nie wskazywało na to, czy był to mężczyzna, czy kobieta.

Spojrzałem ponad ekranem laptopa na moich kumpli, którzy od dobrej godziny dywagowali, czy wysłać mnie na terapię w zakładzie zamkniętym, czy dać mi jeszcze szansę na odzyskanie rozumu.

– Jeszcze jedno miejsce i kończę z tym – zadecydowałem.

– Mój urlop się już skończył i przysięgam, to ostatni wyjazd, na który mnie namówiłeś – odparł Hunter. – Jutro wylatujemy, dalej jedziesz sam – dodał.

– Jasne – burknąłem, kiedy zobaczyłem, że Noah zgodził się z nim skinieniem głowy.

– Masz jakąś obsesję – kontynuował. – To pewnie jakiś staruch, który nie ma z kim pogadać i pisze sobie listy do morza. Ile ty masz lat, żeby bawić się w poszukiwacza skarbów?

– Skarbów? – parsknąłem. – Po prostu czuję potrzebę porozmawiania z tym człowiekiem, zanim pozwolę się zamknąć w biznesie ojca.

– Zdecydowanie musisz iść do psychiatry – prychnął Noah.

– Ja myślę, że ta butelka przydryfowała z Europy – wtrącił Hunter. – Najlepiej leć tam od razu – dodał złośliwie.

– Nie sądzę, że przepłynęłaby cały ocean w całości – stwierdziłem, ignorując jego głupie miny.

Przez ostatnie dwa tygodnie wiecznie wysłuchiwałem ich narzekania, jakim to jestem szaleńcem, idiotą i niedojrzałym debilem. Kompletnie nie rozumieli, dlaczego szukałem tego cholernego nadawcy.

– Przez ocean nie, ale wzdłuż wybrzeża już tak? – zaśmiał się Noah. – Zwiedziliśmy wszystkie nadbrzeżne miejscowości w promieniu tysiąca mil od Miami.

– Jeszcze tylko Southport i wracam do Los Angeles – odwarknąłem. – Wasze wsparcie jest nieocenione. Możecie wracać już teraz, bo tylko mnie wkurwiacie swoim zrzędzeniem.

– Dzięki za pozwolenie, psychopato. – Jednocześnie przewrócili oczami i zaczęli się pakować, jakby przygotowywali się do ewakuacji i mieli tylko pół minuty na zabranie najważniejszych rzeczy.

Ostatecznie wieczór spędziliśmy przy whisky, a rankiem moi przyjaciele pojechali na najbliższe lotnisko, żeby wrócić do Kalifornii. Ja z kolei wyspałem się chyba za wszystkie czasy i dopiero późnym popołudniem wyruszyłem w dalszą drogę.

Lonely LettersWhere stories live. Discover now