Rozdział 19

1.6K 404 34
                                    

Parker 

Obudziłem się z poczuciem niepokoju

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Parker

Obudziłem się z poczuciem niepokoju. Zerwałem się gwałtownie, ciężko dysząc, ale ogarnął mnie natychmiastowy spokój, kiedy zobaczyłem rozproszone na mojej piersi czarne włosy. Zamruczała coś niezrozumiale, ale nie poruszyła się, kiedy zgarnąłem kosmyki z jej twarzy. Miała zamknięte oczy i oddychała dość niespokojnie.

Zasnęła późnym popołudniem, tuż po tym, jak pękła w niej jakaś tama. Płakała i wyrzucała z siebie cały nagromadzony żal. Zrzuciła kolejną maskę, a ja byłem wdzięczny losowi, że zrobiła to właśnie przede mną. Chciałem, żeby wypłynął z niej cały smutek i zrobił miejsce na szczęście.

Bardzo powoli wsunąłem ręce pod jej plecy i uda, po czym podniosłem się i skierowałem do pokoju, który z pewnością był jej sypialnią. Ponownie coś wymamrotała, lecz się nie obudziła. Ułożyłem ją w pościeli i nakryłem lekkim kocem. Kiedy pochylałem się nad nią, zauważyłem stojące w kącie szklane butelki.

Musnąłem ustami jej czoło i zbliżyłem się do biurka. Leżały na nim koperty i kartki. Jedna była pomięta. Powoli ją rozwinąłem i zacząłem czytać. Nie powinienem był tego robić, ale pokusa była silniejsza.

Drogi Podróżniku...
Jestem rozdarta pomiędzy tym, co zaczyna się we mnie rodzić a tym, co było mi dotąd znane... Gdybyś tylko mógł mi jakoś doradzić, wysłuchać wszystkiego, co mam do powiedzenia...

Kolejne zdania zostały pokreślone tak, że nie byłem w stanie ich rozczytać. Na końcu widoczne były słowa, których używała również w poprzednich latach. Pozdrowienie, życzenie, by fale były łaskawe. I „L.” Lucia.

Skarb, którego szukałem...

Odwróciłem się do łóżka, w którym leżała i uśmiechnąłem się. Nie przypuszczałem, że chęć przeżycia jakiejś głupiej przygody przeistoczy się w coś zupełnie innego. Nie chciałem, żeby to był tylko kolejny, nic nieznaczący epizod. Ja naprawdę pragnąłem ją uszczęśliwić.

Kompletnie nie rozumiałem, co się ze mną działo. Nie byłem zbyt empatycznym gościem, dotąd liczyła się dobra zabawa, imprezy, podróże. I pieniądze. Te same, których w Southport wydawałem zaskakująco mało, bo przestawały mieć znaczenie.

Położyłem się obok Lucii i wspierając głowę na dłoni, podziwiałem ją. Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie. Uwielbiałem jej ciało, choć nie było mi dane go jeszcze posmakować. Trzymałem w ramionach kwintesencję piękna, doskonałości, jakby nie była realna. I tylko dotyk jej delikatnych palców świadczył o tym, że istniała naprawdę.

Nie pamiętałem, kiedy pogrążyłem się we śnie, ale momentu pobudki nie przeoczyłbym nigdy. Jej wystraszony pisk i gwałtowne szarpnięcie skutecznie postawiły mnie na nogi.

– Co my robimy w łóżku?!

– Zdaje się, że śpimy. A raczej spaliśmy – odparłem i otworzyłem jedno oko.

Stała nade mną, owinięta szczelnie swoją czarną bluzą i z przerażonym wyrazem twarzy.

– Do niczego nie doszło, przecież nie piliśmy, więc wszystko pamiętasz. Tylko spaliśmy – zapewniłem.

– Skąd mam wiedzieć, czy nie dodałeś mi czegoś do soku? – jęknęła i cofnęła się o krok.
Prędko się podniosłem i podszedłem do niej zanim zdążyła rzucić się do ucieczki.

– Nie jestem skurwielem – mruknąłem niezadowolony. – Myślałem, że chociaż trochę mi ufasz.

– Ufam, ale...

– Bez żadnego „ale” – wtrąciłem. – Uwierz, że w chwili, kiedy dojdzie pomiędzy nami do czegokolwiek, chcę, żebyś była całkowicie świadoma. Nie kreci mnie posuwanie zwłok.

– Jesteś obrzydliwy – prychnęła.

– Szczery, piranio. Przestań już kąsać. Naprawdę nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy – zapewniłem i ostrożnie położyłem dłonie na jej ramionach. – A teraz wracaj do łóżka, bo zimno bez ciebie.

– Nie będę z tobą spać – burknęła.

– Robiłaś to przez całą noc. Co więcej, zdaje się, że ci się to podobało – powiedziałem pewnie i otoczyłem ją ramionami. – Jeszcze chwila przytulania, a później będę żebrał o kolejne śniadanie i kawę. Co ty na to?

Nie odpychała mnie i nie wyrywała się, a to znaczyło, że zaczynała ulegać. Chyba musiałem przygotować się na to, że każdego dnia przyjdzie mi przekonywać ją do siebie na nowo. I cholera, byłem skłonny to robić.

Nagle otoczyła mnie swoimi szczupłymi rękami i rozluźniła się.

– Nie mam pojęcia, dlaczego ci ulegam – wymamrotała z twarzą wciśniętą w moją pierś. – I nie wiem, dlaczego w ogóle tego chcesz.

– Bo jesteś tak cholernie smutna, a jednocześnie mądra w swoich listach, że pierwszy raz zapragnąłem poznać kogoś, nie mając pojęcia, jak wygląda i skąd pochodzi – wyszeptałem, na co ponownie się spięła.

– C-co? – wyjąkała.

Odepchnęła mnie i objęła się ramionami, jakby nagle w tym małym pomieszczeniu zapanował arktyczny chłód.

– Listy – powtórzyłem. – Piszesz je prawie codziennie i wrzucasz do wody z klifu. Mam trzy. Ten, który wrzuciłaś jako ostatni również – wyznałem.

Zaczęła nerwowo kręcić głową i odsuwać się coraz bardziej.

– Szpiegujesz mnie? – wydusiła.

– Nie, Lucio. Znalazłem Twój list sprzed pół roku, kiedy byłem na urlopie w Miami. Od tamtej pory szukałem cię wzdłuż całego wybrzeża, bo...

– Nie kłam! – krzyknęła i wycelowała we mnie wskazujący palec. – Miami jest za daleko! To nie jest możliwe!

– Przysięgam, że tak było! – Uniosłem ręce w poddańczym geście i zrobiłem krok w jej stronę. – Był lekko namoknięty, więc nie mogłem dostrzec nazwy miejscowości. Miesiąc jeździłem od jednego miasteczka do drugiego, Southport było ostatnie na liście i naprawdę nie wiedziałem, że to ty. Zorientowałem się, kiedy znalazłem kolejny, podczas spaceru na plaży – tłumaczyłem pospiesznie. – To, w jaki sposób się wypowiadasz, jakich słów używasz... Takich samych jak w liście – teraz ja zacząłem się jąkać.

Wyznanie, że znalazłem jej list było spontaniczne, a teraz bałem się, że mi nie uwierzy i pośle do diabła. Nie chciałem jej stracić, tak naprawdę jeszcze jej nie mając.

– Jesteś jakimś prześladowcą... Ja... Wyjdź, Parker... Opuść natychmiast moje mieszkanie – zażądała.

– Nie ma takiej możliwości – powiedziałem twardo. – Będziesz ze mną rozmawiać.

– Wyjdź – powtórzyła. – Albo wezwę policję.

– Świetnie. – Usiadłem na brzegu łóżka i skrzyżowałem ramiona na piersi. – Dzwoń. Powiesz im, że mają mnie stąd wynieść, bo jestem wariatem, który przyleciał z Los Angeles, żeby poznać nadawcę listu znalezionego na plaży prawie tysiąc mil stąd. Jeśli uwierzą, to zawiozą mnie na oddział psychiatryczny.

Teraz patrzyła na mnie jakbym rzeczywiście był uciekinierem z zakładu dla psychicznie chorych. Dezorientacja i strach niemal z niej wypływały. Nie planowałem mówić jej o tym w ten sposób, ale stało się, więc nie mogłem się już wycofać.

– Przyjechałem tu, bo szukałem nadawcy listu – powtórzyłem. – Twoje słowa podziałały na mnie tak bardzo, że chciałem porozmawiać na żywo.

– Udowodnij – zażądała.

– Nie mam pojęcia, jaka jest różnica pomiędzy wiarą a nadzieją, bo choć nie wierzę, mimo wszystko mam nadzieję, że zauważysz ten samotny list, dryfujący w bezkresnej wodzie – zacząłem recytować, a jej oczy rozszerzyły się w szoku. Kontynuowałem wypowiadanie każdego słowa z listu, który mnie tu przywiódł. – Dlatego dziś przychodzę do Ciebie z radą: obierz dla siebie cel i podążaj w jego kierunku. Jest piękniej, kiedy żyje się po coś i wie się po co. Niech fale niosą Cię ku dobremu – dokończyłem i czekałem na jej reakcję.

– To przecież niemożliwe – wymamrotała.

– Obrałem cel i podążałem w jego kierunku, bo wcześniej nie miałem pojęcia, po co żyję – powiedziałem z napięciem. – Następny znalazłem tego dnia, kiedy...

– Byłeś wtedy na plaży – wtrąciła. – Widziałam cię, rozmawiałeś z Laną, a później się do mnie przyczepiłeś.

– Tak, a ostatni znalazłem wczoraj rano, zanim spotkaliśmy się w barze rybnym. Mam go w samochodzie.

– Czytałeś go? – zapytała i oblała się rumieńcem.

– A co? Napisałaś tam o swoich fantazjach ze mną w roli głównej? – zażartowałem. – Nie czytałem, chciałem to zrobić u siebie, ale jak widać jestem tu od wczoraj.

Podniosłem się i wyciągnąłem do niej rękę, mając nadzieję, że nie będzie mnie odtrącać. Patrzyła na mnie niepewnie, jakby przetrawiała wszystko, co jej powiedziałem. Wypuściła drżący oddech, przymknęła powieki i ścisnęła nasadę nosa palcami.

– Mówię prawdę, Lucio – szepnąłem i sam chwyciłem ją za rękę.

Przyciągnąłem ją do siebie, a ona jęknęła. Była rozbita, zagubiona, tak bardzo nieszczęśliwa.

– Miałam tylko jedną tajemnicę, którą ukrywałam przez wiele lat, a poznał ją ktoś z drugiego końca kontynentu – wymamrotała.

– Żałujesz?

– Mogłeś mi powiedzieć. Pokazać list. Cokolwiek.

– Przecież i tak byś mi nie uwierzyła, poza tym moje szanse na rozmowę z tobą, bez ryzyka, że przegryziesz mi tętnicę, na samym początku były na zerowym poziomie – odparłem i ucałowałem czubek jej głowy.

Przyłożyłem dłonie do jej policzków i skłoniłem, żeby na mnie spojrzała.

– Powiedz, że żałujesz. Że nie chcesz mnie znać, a dam ci spokój i wyjadę.

Rozchyliła te swoje pełne usta i po chwili milczenia powiedziała:

– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***No hejka ❤️ ❤️ ❤️

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


***
No hejka ❤️ ❤️ ❤️

Lonely LettersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz