Rozdział 5

1.8K 425 39
                                    

Parker

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Parker

Siedziałem na starej kanapie i z nogami na stoliku. Patrzyłem na otwartą walizkę i zastanawiałem się, co ja najlepszego wyprawiam. Wpadłem w jakąś chorą obsesję i próbowałem dokonać niemożliwego. Jak miałem znaleźć obcego człowieka, nie znając jego imienia i nie wiedząc, gdzie się znajdował?

Moja frustracja narastała z każdą sekundą spędzoną w tym miejscu. Co najdziwniejsze, czułem również spokój. Byłem naprawdę popieprzony, bo jak można było odczuwać jednocześnie tak skrajne emocje?

Dodatkowym problemem był fakt, że przyjechałem tu w konkretnym celu, a moje myśli zaprzątało coś zupełnie innego. A raczej ktoś. Dziewczyna z najsmutniejszymi, brązowymi oczami, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem.

Nie byłem ekspertem w odczytywaniu ludzi, ale ona... Miałem wrażenie, że pod powłoką tej wściekłości, którą w gruncie rzeczy słusznie mi pokazała, ukrywała cierpienie. Jej spojrzenie wryło się w mój umysł jak tatuaż w skórę. Choćbym chciał, nie byłem w stanie się go pozbyć.

Rozejrzałem się po mieszkaniu i musiałem przyznać, że wyglądało nawet lepiej niż na zdjęciach umieszczonych w ogłoszeniu. Urządzone w ciepłym, przytulnym klimacie. Zdecydowanie bardziej pasowałoby do jakiejś romantycznej panny, ale było mi wszystko jedno. Czułem, że nie zabawię tu zbyt długo.

Zaczynałem godzić się z porażką, co w moim wypadku było dość niespotykane. Zawsze uparcie dążyłem do obranych sobie celów, lecz tym razem chciałem się poddać. Przyczyna była prosta – to naprawdę było szaleństwo, a mój cel tak naprawdę był nieznany.

Sięgnąłem po kartkę papieru i ponownie zacząłem czytać. Pismo było staranne, mógłbym uznać, że kobiece. To znacznie zmniejszyłoby krąg poszukiwań, zakładając, że w ogóle byłem w odpowiednim miejscu. Co, jeśli rzeczywiście butelka przydryfowała z zupełnie innego zakątka świata?

Odrzuciłem list na bok i odchyliłem się na oparciu kanapy. Przez chwilę patrzyłem w sufit, jakbym właśnie tam szukał odpowiedzi na wszystkie moje pytania i wątpliwości. A było ich zdecydowanie zbyt wiele.

Bezustannie przetwarzałem każde słowo, szukałem jakiejś cholernej wskazówki, ale rozwiązanie nie chciało się pojawić. Bo przecież nic nie robiło się, kurwa, samo.

Zerwałem się z kanapy i poszedłem do małej kuchni, w której zostawiłem zakupy zrobione w jakimś małym sklepie. Przynajmniej tam nikt nie obrzucał mnie wrogimi spojrzeniami. Sprzedawczyni była bardzo miła, zresztą podobnie do kobiet, które również robiły tam zakupy.

Zaskakujące było dla mnie to, że od razu wiedziały, że nie jestem stąd i zasypały mnie gradem pytań. Co zresztą również uczyniła właścicielka mieszkania, które wynająłem, a także kobieta w barze rybnym, do którego trafiłem poprzedniego wieczora.

Knajpa, w której jadłem kolację nie oferowała dowozów, a druga, mieszcząca się na drugim końcu miasteczka, nie miała w ofercie niczego, na co miałbym ochotę. A to oznaczało, że byłem zmuszony radzić sobie samodzielnie. Rzecz w tym, że nigdy nie musiałem gotować, ani tym bardziej żywić się jakimiś błyskawicznymi daniami.

Lonely LettersWhere stories live. Discover now