Rozdział 18

2.1K 406 32
                                    

Lucia

Wspólne śniadanie przedłużyło się do popołudnia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Lucia

Wspólne śniadanie przedłużyło się do popołudnia. Siedzieliśmy swobodnie na mojej kanapie i po prostu rozmawialiśmy. Jakbyśmy znali się znacznie dłużej niż było w rzeczywistości. A raczej jakby naprawdę zależało mu, by mnie poznać.

– Możesz mi już powiedzieć, co się zmieniło? – zapytał, a ja oparłam łokieć na zagłówku kanapy i wzruszyłam ramieniem.

– W jakim sensie?

– Nie gryziesz, jesteś miła, nakarmiłaś mnie najlepszymi omletami na świecie, nie żałowałaś mi kawy – wyrecytował.

– W gruncie rzeczy nie jestem aż taką zołzą – stwierdziłam. – Ty też potrafisz być miły i się dopasować.

– Lubiłem tę zołzę – zamruczał i przysunął się bliżej. – Co się zmieniło? – powtórzył tuż przy moim uchu.

– Uznałam, że nie warto się z tobą kłócić, skoro i tak wyjedziesz – odpowiedziałam z udawaną obojętnością.

– Kłamiesz – stwierdził pewnie. – Doskonale wiem, co robisz. Pozwalasz mi na to wszystko tylko po to, żebym się do ciebie przywiązał. Jak już się w tobie zakocham, strącisz mnie do piekła i sprawisz, że już nie będę chciał się zbliżyć.

– Chyba poniosła cię wyobraźnia. Nikt nie mówi o zakochiwaniu się. Poza tym, po co chcesz się przywiązywać? Nie o to ci właśnie chodzi, żeby podczas urlopu się zabawić, a później pożegnać? – wypaliłam.

– Znowu zaczynasz? – zapytał z wyraźnym niezadowoleniem i powiódł dłonią po moim boku. – Gdybym chciał zaliczyć, to poszukałbym łatwego celu. Przyjechałem tu dla ciebie, Lucio. To właśnie ciebie szukałem.

– Nie czaruj – parsknęłam, próbując ukryć zdenerwowanie. – Przygotuję obiad – dodałam i chciałam się podnieść, ale zatrzymał mnie szybkim chwytem.

– Nie uciekaj – mruknął. – Później przygotujemy coś razem.

– Nie sądzę, żebyś potrafił gotować – parsknęłam.

– Nie potrafię – przyznał. – Ale chciałbym, żebyś mnie nauczyła. Na początek coś łatwego, bo jestem dość opornym uczniem, ale...

– Skąd ty się urwałeś? – przerwałam mu. – Miałeś lokaja, kucharzy i pokojówki? Jesteś jakimś księciem, który zapragnął skosztować życia zwykłych śmiertelników? – kpiłam, na co uśmiechnął się seksownie i przyciągnął mnie jeszcze bliżej.

Powoli powiódł palcami po moim ramieniu i zatrzymał na szyi. Patrzył na mnie z nieskrywanym pożądaniem. To, jak potrafił działać na mnie jednym dotykiem, było dla mnie czymś niezrozumiałym i nigdy dotąd niespotykanym. Co by się ze mną działo, gdyby zrobił więcej? Najpewniej rozpadłabym się na drobne kawałki.

– Masz jeszcze jakieś wady?

– Całe mnóstwo – zamruczał i się pochylił się do mojego ucha.

Jego siła, dominacja, a jednocześnie opanowanie wypełniały całą przestrzeń wokół. Czułam się jak w potrzasku, jakbyśmy byli zamknięci w ciasnej windzie, z której nie ma ucieczki. Z lekką obawą przyjęłam fakt, że dla odmiany wcale nie chciałam się uwolnić. Pragnęłam tej siły. Mój oddech przyspieszył, pomimo tego, że jego bliskość już nie była dla mnie czymś nowym.

Chrząknęłam i odsunęłam się od niego, co przyjął z lekkim uśmiechem. Ten drań doskonale wiedział, jak na mnie działał i wykorzystywał tę wiedzę przeciwko mnie.

– Powiedz coś o sobie. Pół dnia mnie przepytujesz, a ja nadal nic nie wiem – powiedziałam po chwili i sięgnęłam po szklankę z resztką soku jabłkowego.

– Przecież już mówiłem. Nazywam się Parker Davies i jestem z Los Angeles. Możesz wpisać w wyszukiwarkę – odparł nonszalancko.

– A co? Masz swoją zakładkę w Wikipedii? Pytam ciebie, nie obchodzi mnie, co mogę znaleźć w Internecie.

– Lubisz wino? – zapytał niespodziewanie.

– Chcesz mnie upić?

– Nie, skarbie. Pytam, czy lubisz. Choć ta butelka, którą kupiłem w restauracji, wciąż się marnuje i czeka aż zdecydujesz się mnie odwiedzić.

– Nie jestem zwolenniczką alkoholu. Chyba sam widok pijanych rybaków mi wystarczy i skutecznie mnie zniechęca – odparłam.

– Alkoholem należy się delektować, a nie pić go litrami. Dla smaku, dla przyjemności, a nie dla upojenia, Lucio. Chciałbym ci pokazać, jak może wyglądać inne życie. Żebyś zdawała sobie sprawę, że to, co oglądasz każdego dnia, nie ma nic wspólnego z prawdziwymi standardami. Nie z takimi, na jakie zasługujesz – powiedział z powagą.

Nie wiedzieć dlaczego, zaschło mi w ustach. Ten mężczyzna naprawdę potrafił pięknie mówić.

– Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie – mruknęłam.

– Tak naprawdę nie sprzedaję zabawek. To znaczy... Można uznać, że są to zabawki dla dużych chłopców.

– Nie brzmi to zbyt dobrze, Parker. Twoje półsłówka są niepokojące. Zacznę wierzyć w te plotki, że jesteś jakimś zbiegiem. – Wzięłam łyk soku i spoglądałam na niego wyczekująco.

– Mam salon samochodowy – odparł w końcu. – Sprzedaję limitowane edycje wozów sportowych.

– Zabawki dla dużych chłopców – powtórzyłam jego słowa i nieco się zmieszałam. Taki interes musiał być naprawdę dochodowy. Było po nim widać bogactwo.

– A moi rodzice nie mają sadu – dodał, a ja zmarszczyłam brwi.

– Czyli jesteś nieszczery – prychnęłam.

– Ostrożny – poprawił mnie. – Mają winnicę. A ja mam zostać prezesem głównego punktu dystrybucyjnego. Za niecały miesiąc.

– Świetnie – syknęłam. – Jesteś bajkopisarzem.

– Mieszkasz tu od urodzenia? – zapytał, uznając poprzedni temat za zakończony.

A ja nie miałam prawa go ciągnąć. Nie miałam prawa odczuwać rozczarowania tym, że wyjedzie. Przecież o tym wiedziałam... Miałam świadomość, że bez względu na to, co się wydarzy, on wróci do swojego poprzedniego życia.

Świadomie podjęłam decyzję, by pozwolić mu się zbliżyć i zdawałam sobie sprawę, jakie mogły być tego konsekwencje. Wobec tego, dlaczego tak bardzo mnie to zabolało? Co innego przypuszczać, że ta znajomość nie ma żadnej przyszłości, a co innego mieć tego pewność.

– Mówiłam ci, że tak. Z przerwą na rok studiów, mieszkam tu przez całe życie – odpowiedziałam, maskując wszelkie emocje.

– Pytam o to konkretne miejsce, nie o Southport – wyjaśnił i rozejrzał się badawczo.

– Nie. Wcześniej mieszkałam w domu przy plaży. Tu mieszkam od... Odkąd zmarła mama – wymamrotałam.

– Sprzedałaś go? – zainteresował się. – Dom przy plaży to luksus.

– Nie. – Pokręciłam głową. – Nikt go nie chce. Stoi pusty.

Na te słowa zerwał się z kanapy i wyciągnął do mnie rękę. Zmarszczyłam brwi i nie drgnęłam.

– Chodź, chcę go obejrzeć.

– Zwariowałeś? – zapiszczałam. – Nie pójdę tam! – dodałam z oburzeniem.

– Jestem potencjalnym kupcem, chcę go obejrzeć. No już, siedzimy tu pół dnia, pójdziemy na spacer – nie odpuszczał.

– Nie, Parker. Nie pójdziemy do tamtego domu. Nie sprzedam ci go. Nie ma możli...

– W porządku – wtrącił. – Dlaczego?

– Nie chcę o tym rozmawiać – wydusiłam i wstałam.

Zaczęłam nerwowo zbierać naczynia, które przez ten cały czas nagromadziliśmy na stoliku i prędko opuściłam salon. Wstawiłam wszystko do zlewu i oparłam dłonie o brzeg blatu, zwieszając przy tym głowę. Wypuściłam ciężkie westchnienie, a już po chwili poczułam, jak Parker staje za mną.

– Powiedz mi, Lucio, co się stało – poprosił.

Złapał mnie za biodra i zmusił, żebym odwróciła się do niego przodem. Zadarłam wysoko brodę, żeby spojrzeć mu w oczy. Dostrzegałam w nich szczerość i ciepło, ale wiedziałam, że to złudzenie.

Pokręciłam głową i wymusiłam uśmiech. Bałam się pokazywać słabość. Nie chciałam, by ją wykorzystał. Przez lata otaczałam się lodową skorupą, a w jego obliczu przestawała istnieć, topiła się, jakbym została wystawiona na pełne słońce. Opanowywał moje zmysły, mamił mnie bliskością, obezwładniał spojrzeniem.

– Skoro smakowało ci śniadanie, to zrobię obiad – zmieniłam temat.

– Czyli nie będziesz ze mną rozmawiać poważnie – mruknął. – Nie baw się mną, mała piranio. Nie jestem pierwszym lepszym smarkaczem z ulicy, rozumiesz? – Odsunął się ode mnie i obrzucił nieodgadnionym spojrzeniem.

Przełknęłam ciężko ślinę i odwróciłam od niego wzrok. Zaczął opanowywać mnie strach. Wpuściłam go do mieszkania, choć w ogóle nie znałam. Co jeśli, w gniewie mnie skrzywdzi?

– Świetnie. Sam widzisz, że nie nadaję się do nawiązywania jakichkolwiek znajomości. Nie potrafię tego. Nie umiem wpuścić nikogo do swojego życia. Nawet gdyby miało być to tylko na chwilę – odpowiedziałam z napięciem.

– Odkąd tylko przyjechałem próbuję zrozumieć dlaczego – zawarczał podniesionym głosem. – Może masz mnie za durnia z miasta, ale ja nie dam się zbyć jak ci wszyscy idioci w barze. Przyjechałem tu, żeby cię poznać i nie odpuszczę, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.

– Wytłumacz mi! – krzyknęłam. – Po co?!

– Bo chcę, żebyś – urwał i zrobił krok w moją stronę. – przestała być tak bardzo smutna. Nie wiem, za co płacisz aż tak wysoką cenę, ale chciałbym ci uzmysłowić, że nic nie jest warte tyle, by poświęcać swój spokój. Nie pozwalasz sobie pomóc! – jęknął.

– Nie chcę pomocy! Nie potrzebuję jej! Nie próbuj mnie za wszelką cenę zbawić! – wykrzyczałam i odsunęłam się pod okno.

– To ty wytłumacz! – ryknął, a ja się skuliłam. Zacisnęłam mocno powieki, starając się, by z moich oczu nie wypłynęły łzy. Rozchyliłam je po chwili i westchnęłam ciężko.

– Bo kiedy potrzebowałam pomocy i całą sobą błagałam, żeby ktoś mi jej udzielił, to każdy klepał mnie po plecach i mówił, że jestem silna. Bezustannie słyszałam, że muszę dać radę. No bo kto sobie poradzi jak nie ja? Bądź silna, musisz sobie poradzić, nie poddawaj się, przecież jesteś twarda. Powtarzali to tak długo, że uwierzyłam – mówiłam ze ściśniętym gardłem. – Nie chcę pomocy od ludzi, którzy mi jej nie dali, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Wiesz dlaczego? – Spojrzałam mu z żalem w oczy. – Bo teraz proponują ją, wiedząc, że nie skorzystam. Są pewni, że odmówię. Czyszczą swoje sumienie pustymi zapewnieniami o chęci pomocy. A pięć lat temu nie było nikogo – dokończyłam szeptem.

Parker stał jak kamień, lecz już po chwili szybko pokonał dzielący nas dystans i zamknął mnie w ramionach. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy.

– Pokażę ci, że nie musisz być silna – zapewnił. – Przysięgam.

– Ale ty mnie nawet nie znasz – zapłakałam.

– Właśnie po to tu jestem, mgiełko. Odnalazłem skarb, a teraz muszę go przekonać, żeby po dobroci wsiadł do mojego wozu i pozwolił się porwać – wyszeptał i pocałował czubek mojej głowy.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Lonely LettersWhere stories live. Discover now