Rozdział 10

1.5K 402 33
                                    

Lucia

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

Lucia

Celowo wracałam do domu inną drogą niż ta, którą przyszłam. Wiedziałam, że będzie na mnie czekał, bo spędził w barze cały ten czas, kiedy pracowałam. Zjadł obiad, zamówił do niego białe, wytrawne wino i sączył je aż do wieczora. Wyszedł dopiero wtedy, kiedy pani Quincy oznajmiła, że zamykamy.

Specjalnie przeciągałam sprzątanie i ociągałam się z wyjściem, ale nie byłam w stanie tego uniknąć. Stawiałam szybkie kroki w stronę domu, kiedy usłyszałam, że ktoś za mną idzie. Przewróciłam oczami, bo doskonale wiedziałam, że to on.

– Chyba wezwę gliny – zawarczałam i się odwróciłam.

Wtedy zamiast Parkera, zobaczyłam Zack’a.

– Niby dlaczego? – mruknął. – Mieszkam tu i mam prawo spacerować po mieście.

– Chodzisz za mną! To jest chore! – wykrzyczałam i rozejrzałam się na boki, by znaleźć odpowiednią drogę ucieczki.

Wycofywałam się krok po kroku, czując coraz większy niepokój. Zack podążał za mną. W jednej ręce trzymał odpalonego papierosa, co było dziwne, ponieważ nigdy dotąd nie palił. Przynajmniej ja go nie widziałam z papierosem.

W słabym świetle latarni ulicznych widziałam jego niezadowoloną twarz. Nagle skrzywił się i przeklął pod nosem, a ja w tym samym momencie poczułam oplatające mnie w pasie ramię. Błyskawicznie się zerwałam, w obawie, że to jakiś jego kolega.

– Przepraszam za spóźnienie – mruknął mężczyzna i przytrzymał mnie, żebym nie uciekła. Pochylił się do mojego ucha i dodał szeptem: – Nie zawsze chodzenie za tobą jest czymś złym, Lucio.

Poczułam ulgę, bo gdzieś podskórnie czułam, że ten mężczyzna nie zrobi mi krzywdy. I kolejny raz zjawił się w chwili, kiedy naprawdę bałam się o swoje bezpieczeństwo. Był jak anioł stróż, który czuwał nade mną, a w chwilach zagrożenia stawał w mojej obronie.

– Czyli dlatego mnie odtrącasz? – odezwał się Zack. – Wolisz przyjezdnego mieszczucha? Jesteś hipokrytką!

– Dobrze ci radzę, spierdalaj – zawarczał Parker i ruszył w jego stronę.

– Nie! – krzyknęłam i chwyciłam go za rękę.

– No chodź, paniczyku! – usłyszałam rozgniewany warkot Zack’a, a już po chwili przed moimi oczami rozpętało się piekło.

Mężczyźni zaczęli się szarpać i okładać pięściami w akompaniamencie moich krzyków. Próbowałam ich rozdzielić, ale byłam bezsilna. Chciałam uciec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam jak wryta w ziemię, nie kontrolując wypływających z moich oczu łez.

– Dość! Przestańcie! – zapłakałam, a wtedy rzeczywiście znieruchomieli.

Niestety tylko na moment, ponieważ w chwili, kiedy Parker puścił Zack’a i chciał podejść do mnie, ten uderzył go z całej siły pięścią w nos, a później jeszcze w kark.

Lonely LettersDonde viven las historias. Descúbrelo ahora