Rozdział 29

1.7K 417 26
                                    

Lucia

Do moich uszu dobiegały jakieś szepty, ale nie byłam zdolna, by rozpoznać ich źródło

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Lucia

Do moich uszu dobiegały jakieś szepty, ale nie byłam zdolna, by rozpoznać ich źródło. Bolała mnie noga, a całe ciało, jakby zostało obłożone ołowiem, było ociężałe i zesztywniałe. Z trudem uniosłam rękę i przyłożyłam dłoń do czoła.

– Parker – wypowiedziałam bezwiednie.

Właśnie on był pierwszą moją myślą.

Szepty ucichły, w to miejsce moja dłoń została zamknięta w delikatnym uścisku, a policzek owiany ciepłym oddechem.

– Jestem tu, skarbie. Otwórz oczy, proszę – szepnął błagalnie.

– Wróciłeś... – szepnęłam i przełknęłam ciężko ślinę.

– Nigdy nie odszedłem, Lucio.

– Nie było cię, a obiecałeś... Obiecałeś, że zawsze będziesz otwierał przede mną cholerne drzwi – wysapałam z trudem i z ogromnym wysiłkiem rozchyliłam powieki.

– Będę. Przysięgam, że będę – zapłakał i bardzo delikatnie wziął mnie w ramiona. – Umierałem ze zmartwienia o ciebie – mamrotał z twarzą wciśniętą w zagłębienie mojej szyi.

Objęłam go ostrożnie, wtuliłam się w niego i poczułam spokój. Trzymał mnie w ramionach, nie odszedł, nie porzucił mnie. Był ze mną, a ja w niego zwątpiłam.

– Przepraszam – wydusiłam.

– Chryste, za co ty mnie przepraszasz? – jęknął.

– Że w ogóle pomyślałam... To znaczy... Myślałam, że mnie opuściłeś.

– Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. Nic więcej nie ma znaczenia. Wiedziałem, że tak pomyślisz, ale nie miałem jak się z tobą skontaktować. To ja przepraszam. Przysięgam, już nigdy więcej taka sytuacja nie będzie miała miejsca – mówił pospiesznie. Pocałował moją skroń i ułożył mnie z powrotem na poduszce.

Dopiero wtedy zauważyłam, że nie byliśmy w pomieszczeniu sami. Parker musiał zauważyć moje zmieszanie, bo chwycił mnie za rękę i przytknął jej wnętrze do swoich ust, po czym powiedział:

– To Hunter i Noah, moi najlepsi przyjaciele.

– Cześć, skarbie – powiedzieli chórem, a ja zachichotałam, bo nie spodziewałam się takiego komitetu powitalnego. Właściwie nie spodziewałam się niczego...

– Towarzyszyli mi przez niemal całe poszukiwania ciebie, a teraz postanowili przylecieć za mną, kiedy zrozumieli, jak bardzo cię kocham i się martwię – dodał, a ja rozchyliłam usta, nie wiedząc, co powiedzieć.

Mój zamroczony umysł z opóźnieniem rejestrował to, co działo się wokół mnie. Pamiętałam dokładnie moment, w którym zarwała się pode mną podłoga w domu, jak zaczęłam krwawić i słabnąć. Później otaczały mnie wyłącznie ciemność i cisza.

– Zostawimy was – odezwał się jeden z jego przyjaciół, po czym wyszli z sali.

– Jak długo tu jestem? – zapytałam cicho.

– Od wczoraj. Spałaś jakieś piętnaście godzin, nie licząc tego, jak byłaś nieprzytomna i prawie umarłaś – odpowiedział ze smutkiem i znów przycisnął usta do mojej dłoni. – Straciłaś sporo... Sporo krwi. Po co tam poszłaś? – zapytał i uniósł nieco górną część łóżka, żebym mogła widzieć więcej. Gdy zauważyłam butelkę z wodą, od razu po nią sięgnęłam.

Moje zwiotczałe mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa, przez co zamiast ją chwycić, zrzuciłam ją na podłogę. Chciałam się pochylić, ale ból nogi i stanowczy chwyt za ramiona mi to uniemożliwiły.

– Naucz się, że nie musisz robić wszystkiego sama – powiedział z wyraźnym niezadowoleniem, podniósł butelkę, odkręcił ją i pomógł mi podnieść się do siadu.

Miałam problem, by utrzymać się w tej pozycji, dodatkowo drżały mi ręce, dlatego potrzebowałam jego pomocy, by wziąć choć łyk wody. Poczułam ulgę, kiedy chłodna ciecz spłynęła po moim przełyku.

Przymknęłam powieki, a Parker ułożył mnie ostrożnie w pozycji półleżącej. Gładził moją twarz i dłonie, szeptał, jak bardzo mnie kocha, zapewniał, że zaopiekuje się mną.

– Przepraszam – powtórzyłam i otworzyłam oczy. – Naprawdę myślałam, że mnie zostawiłeś. Że obraziłeś się, kiedy odesłałam cię do domu – mamrotałam niemrawo.

– Nigdy bym nie wyjechał, gdyby nie zaszła taka konieczność. W środku nocy zadzwoniła do mnie moja matka i powiedziała, że ojciec miał zawał. Nie miałem pojęcia, co robić. Teraz już wiem, że powinienem był najpierw pojechać do ciebie, bez względu na porę, i uprzedzić o moim wyjeździe – mówił na jednym oddechu.

Pokręciłam głową i wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć jego twarzy.

– Co z twoim tatą? – zaniepokoiłam się.

– To jest właśnie ta głupsza część opowieści – mruknął. – Kiedy doleciałem na miejsce, był już po badaniach i okazało się, że to tylko silna zgaga. Zjadł pieczone mięso, którego rzecz jasna jeść nie może, bo od lat jest na ścisłej diecie i... – urwał i spojrzał na mnie ze skruchą. – Wszystko zdawało się działać przeciwko nam. Przepraszam. Przysięgam, że nie chciałem cię zostawić bez słowa. Musisz mi uwierzyć – jęknął.

– Wierzę ci, Parker.

– Naprawdę? – zapytał autentycznie zszokowany.

– Tak. Ufam ci. Czym byśmy byli bez zaufania? Wierzę ci – powtórzyłam. – Poleciałeś do Los Angeles, żeby dowiedzieć się o niestrawności ojca, a później wróciłeś do mnie. Szukałeś mnie i odnalazłeś. Jak miałabym ci nie wierzyć? Jeszcze nikt i nigdy, nie zrobił dla mnie tak wiele – mówiłam słabym głosem, bo ponownie dopadał mnie sen. Przymknęłam na moment powieki i dodałam: – Uratowałeś mi życie.

– Nie, Lucio. To ty uratowałaś mnie. Sprawiłaś, że mam cel – odparł.

Otworzyłam oczy i wtedy dostrzegłam, że na wierzchu jego dłoni był wenflon.

– Coś ci dolega? – Zerwałam się do siadu, ale natychmiast opadłam z powrotem. – Parker, błagam, powiedz, że nic ci nie jest – jęknęłam i zamknęłam oczy.

– Jestem tylko trochę zmęczony. Nie ja jestem teraz ważny, skarbie. Najważniejsze, żebyś ty doszła do siebie i już nigdy więcej nie wpadała w panikę. – Pogładził mój policzek i zgarnął z mojego czoła włosy.

– Bałam się – wyszeptałam słabo. – Najbardziej bałam się, że coś ci się stało. Mogłeś mnie porzucić, to zniszczyłoby mnie doszczętnie, ale gdyby... Gdyby coś ci się stało, umarłabym – wyznałam.

– Cii – uciszył mnie i zamknął mi usta subtelnym pocałunkiem. – Wszystko, co złe, jest już za nami. Nie martw się niczym, zaopiekuję się tobą. Śpij, mój skarbie – szeptał i gładził moją twarz.

Po niedługim czasie rzeczywiście pogrążyłam się we śnie. Wciąż byłam zamroczona i słaba, budziłam się tylko na krótkie chwile. A on za każdym razem, jak otwierałam oczy, był tuż obok. Czuwał przy mnie przez cały czas. Trzymał mnie za rękę, pytał, czy czegoś mi potrzeba. Był najlepszym człowiekiem na świecie.

Pogada na wybrzeżu w końcu stała się łaskawsza, ciemne, burzowe chmury zastąpiło słońce. Zapanował spokój. Zarówno na zewnątrz, jak i w naszych wnętrzach.

Przyjaciele Parkera wrócili do Los Angeles po dwóch dniach. Mogłabym określić ich po prostu dużymi dziećmi. Bezustannie robili wszystko, żeby mnie rozśmieszyć, a jednocześnie otaczali mnie podobną opieką do tej, którą ofiarowywał mi Parker. Wpadali do szpitala jak zgraja niesfornych nastolatków, pytali, czy czegoś potrzebujemy, wygłupiali się, po czym ulatniali, mówiąc, że idą łowić rybki podobne do mnie.

Parker wtedy kręcił tylko głową i mówił, że nigdy nie znajdą takiej jak ja.

Czasem przysłuchiwałam się, kiedy rozmawiał przez telefon z rodzicami, i opowiadał im o mnie... Każde jego słowo było przepełnione ciepłem, wręcz uwielbieniem. A ja nie miałam żadnych wątpliwości, że kocha mnie naprawdę.

Towarzyszył mi w każdej chwili, dbał, żebym nie patrzyła, kiedy zmieniali mi opatrunki na nodze, bezustannie przypominał personelowi, że boję się krwi, pomagał mi w kąpieli i w stawianiu pierwszych kroków po szpitalnej sali. Spełniał wszystkie obietnice, które mi składał i zdawał się być przy tym niewiarygodnie szczęśliwy.

Leżałam zmęczona po spacerze do toalety, a on wyszedł do knajpy, żeby przynieść coś do jedzenia. To była akurat jego fanaberia – bez przerwy narzekał, że szpitalne jedzenie jest niesmaczne i codziennie przynosił mi pyszności z restauracji.

Kiedy stanął w drzwiach, uśmiechnęłam się szeroko. Uwielbiałam patrzeć na niego. Nie, ja tak naprawdę uwielbiałam jego. W całości. Kochałam go do szaleństwa, oddałam mu serce, a on troszczył się o nie, jak o najcenniejszy skarb.

– Wszystko w porządku? – zapytał i dotknął mojego spoconego czoła. – Chodziłaś beze mnie? – Zmarszczył brwi.

– Musiałam pójść do toalety. Nie możesz przecież być cały czas obok i poświęcać mi całej swojej uwagi. Niedługo wrócę do domu i...

– Przygarniesz mnie? – wtrącił. – Nie mam gdzie mieszkać – dodał z miną niewiniątka.

– Chcesz zamieszkać ze mną? –  zapytałam bezmyślnie, bo dotąd nie rozmawialiśmy o tym, co będzie dalej. Nie miałam pojęcia, jak wyobrażał sobie nasz związek.

– Jestem zagubionym podróżnikiem, potrzebuję dużo ciepła, przytulnego kąta i ciebie. – Uśmiechnął się łobuzersko i podał mi pudełko z pachnącym jedzeniem. – Muszę się nauczyć gotować – dodał niespodziewanie, a ja parsknęłam.

– Dobrze wiemy, że się nie nauczysz – stwierdziłam i wzięłam się za jedzenie.

Po chwili jednak odłożyłam widelec na bok i spojrzałam mu w oczy.

– Kocham cię, Parker – wyznałam z powagą.

Musiał to wiedzieć, musiał to wyraźnie usłyszeć.

Uśmiechnął się uroczo i wyciągnął rękę do mojej twarzy. Jak miał w zwyczaju, pogładził kciukiem moją skórę i zbliżył się nieznacznie.

– Wiem. Ja ciebie też kocham, moja mała piranio – wyszeptał i przytknął usta do moich warg, zanim zdążyłam go wyzwać za nazywanie mnie piranią.

Nagle drzwi sali się otworzyły i weszło do niej kilku medyków.

– Zdecydowanie czuje się pani już dobrze – stwierdził z uśmiechem jeden z lekarzy. – Dziś zdejmujemy szwy, zakładamy opatrunek uciskowy, a jutro mogą państwo wracać do domu.

Parker od razu wyczuł moje spięcie. Bałam się tego widoku, w ogóle nie oglądałam swojej nogi, a usuwanie szwów na pewno wiązało się z kolejnym krwawieniem.

– Mam coś dla ciebie – odezwał się i wyjął coś z kieszeni. – Żebyś nie musiała patrzeć na to, czego się boisz. – W dłoni trzymał jedwabną, czarną opaskę.

– Zasłonisz mi oczy?

– Tak. To nie sprawi, że twój lęk zniknie, ale... jeśli sobie nie życzysz...

– Mówiłam już, że jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu? – zapytałam i spojrzałam na niego z wdzięcznością.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Lonely LettersWhere stories live. Discover now