Rozdział 16

1.6K 397 15
                                    

Lucia

Odprowadził mnie pod same drzwi, a przez całą drogę z cmentarza nie zadał żadnego pytania

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

Lucia

Odprowadził mnie pod same drzwi, a przez całą drogę z cmentarza nie zadał żadnego pytania. Milczał, był zamyślony, co właściwie kompletnie do niego nie pasowało. Dotąd sprawiał na mnie wrażenie hałaśliwego, błyszczącego, chcącego za wszelką cenę wzbudzić sobą zainteresowanie.

Teraz był cichy, a jego postawa jasno wskazywała na to, że również zamyślony.

Wsunęłam klucz w zamek, przekręciłam go, ale nie otworzyłam drzwi. Stał za moimi plecami, a ja nagle poczułam, że znalazłam się w potrzasku. Co więcej, nie ze względu na to, że był tak blisko i zdawał się naprawdę nie odpuszczać. Ja wpadłam w pułapkę własnych rozterek.

Nie wiedziałam, co robić, a wizyta na cmentarzu tylko mnie dodatkowo rozstroiła. Myślałam, że znajdę tam jakąś podpowiedź. Że może uderzy grom z jasnego nieba, dając mi jakiś znak. Że moi rodzice choć raz rozwiążą jakiś mój problem. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a ja nadal byłam zagubiona.

Odwróciłam się przodem do Parkera i spojrzałam mu śmiało w oczy.

– Powiedz mi, czego chcesz – zażądałam twardo.

– Ciebie – odparł bez zająknięcia i położył dłoń na klamce, tuż obok mnie.

– Na ile? Na jak długo?

– Na zaw...

– Nie – weszłam mu w słowo. – Żadnych banałów. Tylko konkrety. Na jak długo? – powtórzyłam. – Nie znasz mnie, nie masz pojęcia o moim życiu, mówisz jakimiś zagadkami i ubzdurałeś sobie, że mnie zdobędziesz. Cholera, ja ciebie nawet nie lubię i nie mam pojęcia, dlaczego wybrałeś akurat mnie na swoją wakacyjną przygodę. To wszystko jest dla mnie kompletnie niezro...

Nie pozwolił mi dokończyć, bo znów to zrobił. Zamknął mi usta stanowczym pocałunkiem. Całował mnie zaborczo, szorstko, jakby wymierzał mi karę, albo próbował pokazać swoją siłę Wszystko było nie tak, jak planowałam. Rozsunął moje wargi językiem i wdarł się do środka.

Moje hamulce przestały działać. Odwzajemniłam jego pocałunek, połączyłam swój język z jego, a wtedy on zamruczał z aprobatą. To było nieodpowiednie, ale nie potrafiłam się temu przeciwstawić. Czułam, że czekała mnie najtrudniejsza walka; ta, którą musiałam stoczyć sama ze sobą.

Oderwał się ode mnie i przytknął czoło do mojego. Jego oddech mieszał się z moim, ciężkim, rozedrganym, przepełnionym napięciem.

– Niczego sobie nie ubzdurałem, mała piranio. I to nie jest żadna głupia przygoda – wychrypiał i złożył jeszcze jeden, delikatny pocałunek na moich ustach. – Śpij dobrze.

To powiedziawszy wycofał się jeszcze bardziej, po czym zbiegł po schodach i zniknął z pola mojego widzenia. Otrząsnęłam sie dopiero w chwili, kiedy drzwi na parterze zamknęły się z hukiem, a na zewnątrz rozległ się odgłos silnika.

Jego nie przyniosły fale. On przybył wraz ze sztormem... To właśnie jego zwiastowały te wszystkie burze. Wszechświat dawał mi znać, że moje życie zacznie wywracać się do góry nogami.

Przytknęłam palce do lekko spierzchniętych po pocałunku ust i na miękkich nogach weszłam do mieszkania. Zamknęłam cicho drzwi i oparłam się o nie plecami, po czym wypuściłam ze świstem powietrze z płuc.

To, jak mnie całował, jak usilnie próbował pokazać, że jest godny zaufania, sprawiało, że kręciło mi się w głowie. Czułam się jak durna nastolatka, która zauroczyła się w nieznajomym. A przecież nie tak to miało być. Miał mnie nie polubić i zrezygnować z prób uwiedzenia mnie.

Weszłam w głąb mieszkania i rozejrzałam się po jego wnętrzu. Brakowało mi domu. Tego prawdziwego, rodzinnego domu. Przystani, w której nie istnieje samotność. Posiadałam takie miejsce. Kiedyś miałam dom, który nie był pusty, w którym czekała na mnie mama.

Nie byłam tam od pięciu lat. Wystawiłam go nawet na sprzedaż, ale nikt się nim nie zainteresował. Nikt nie chciał kupić murów, pomiędzy którymi ktoś umarł.
Nagle pojawiły się we mnie żal i wściekłość. Dotąd nie mogłam zrozumieć, dlaczego mama mi to zrobiła. Postanowiła zakończyć swoje życie, kiedy już byłyśmy na prostej i miała odebrać ostatnie wyniki, potwierdzające wyleczenie.

Nie umiałam jej tego wybaczyć...

Bezwiednie usiadłam przy biurku i spojrzałam za okno, gdzie całe słońce zanurzyło się już w wodzie. Zapadał zmrok, wszyscy wracali do domów, a ja byłam bezdomna. Otaczały mnie ściany, w ciągu dnia otaczali mnie ludzie, ale w rzeczywistości nie miałam niczego i nikogo.

Tę myśl natychmiast zastąpiła kolejna. Był człowiek, który chciał zaistnieć w moim życiu. Na jak długo? I dlaczego? Przywiązanie się do niego, a później utrata, zabiłaby mnie... Nie jestem zdolna przetrwać odejścia, opuszczenia mnie, dlatego nie pozwalam, by ktokolwiek się do mnie zbliżył na tyle, bym zapragnęła go zatrzymać. Nikt tego nie rozumiał.

Pochyliłam się nad kartkami papieru, wzięłam w dłoń długopis i zaczęłam pisać.

Drogi Podróżniku,
Byłeś kiedyś na kolejce górskiej? Ja nigdy, choć zawsze chciałam pojechać w góry i skorzystać z atrakcji, które oferowały. Banał, prawda?
Miałam wiele marzeń, ambicji, celów. Wszystkie zostały pogrzebane, a ja nie mam siły ich odkopać.
Moje życie jednak nabrało rozpędu i podejrzewam, że właśnie tak czułabym się na wspomnianej kolejce. Serce podchodzące do gardła, zawrotna prędkość, później powolne toczenie się po wyznaczonym torze. I niewiadoma, czy za zakrętem wagonik nie wypadnie z tego toru. Czy jego droga się nie zakończy.
Jestem samotna, ale pojawił się ktoś, kto usilnie przedziera się przez tę samotność. Jest uparty. A ja jestem przerażona.
Boję się wpuścić do swojego życia człowieka, który za parę tygodni odejdzie. Nienawidzę poczucia tęsknoty i obawiam się, że właśnie za nim przyjdzie mi tęsknić. Boję się zaufać, zawierzyć w słowa. Boję się...
Próbuję nie okazywać emocji, odpychać go, bronić się przed tym, jak na mnie wpływa.
Bez wątpienia jest mądrym mężczyzną, przenikliwym i posiada w sobie ogromne pokłady ciepła, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, bo jego pewność siebie przyćmiewa wszystkie ważne cechy.
Jest jak ogromna tablica ostrzegawcza. Krzyczy swoją postawą, żeby zachować dystans, a jednocześnie przyciąga jak magnes. Mami, nakłania do przekroczenia granicy, do złamania zasad, które miałam wytyczone od lat.
Chyba zaczynam wariować...
I dzielę się tym szaleństwem z Tobą, Podróżniku.
Gdybym tylko mogła dostać jakiś znak, jedną wskazówkę, co zrobić. Stoję na rozdrożu. Nad przepaścią własnych rozterek. I nie wiem... Nie mam pojęcia, czy skoczyć, czy uciekać. Coś zatrzymuje mnie w miejscu i nie pozwala zrobić ani kroku wprzód, ani w tył.
Beznadziejna sytuacja, prawda?
Mam nadzieję, że chociaż Ty przesz do przodu i wkrótce odnajdziesz swoją przystań.
Niech fale będą dla Ciebie łaskawe i doprowadzą Cię do celu.
L.

Zwinęłam kartkę w rulon, obwiązałam sznurkiem i rozejrzałam się po pokoju, by wybrać butelkę. Zostały mi tylko trzy, a czułam, że napiszę jeszcze mnóstwo listów.

Wybrałam przejrzyste szkło, wcisnęłam papier do środka i z szuflady wyjęłam nowy korek. Wcisnęłam go na tyle, na ile pozwalały mi siły i od razu schowałam butelkę do plecaka, z którym przyszłam z cmentarza.
Ostatni raz zerknęłam przez okno. Było już całkowicie ciemno.

Włożyłam bluzę, plecak przerzuciłam sobie przez ramię i wyszłam z mieszkania. Nie bałam się chodzić po zmroku, choć po ostatnim incydencie z Zack’iem, powinnam. Towarzyszyło mi jednak jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa.

W to miejsce pojawiła się kolejna niedorzeczna myśl. Parker był zawsze w pobliżu, kiedy Zack stawał się natarczywy. A co, jeśli to wszystko było ustawione, żeby zdobyć moje zaufanie? Czy byłby aż tak wyrachowany? I dlaczego ktoś tak mało znaczący miałby być jego celem? Przecież nie miałam niczego wartościowego. Nic, czego mógłby ode mnie chcieć.

Naprawdę czułam, jakbym miała za moment postradać zmysły...
Szybkim krokiem zmierzałam do plaży. Nie ryzykowałam wejścia na klif. Postanowiłam wyrzucić butelkę z dołu. To tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia, ponieważ każdy mój list trafiał na dno oceanu. Może nawet nie dopływały do niego z zatoki, do której je wrzucałam.

Czy to był ten moment, w którym traciłam już nawet nadzieję? Ta chwila, w której powinnam zrezygnować z pisania w nicość?
Jak miałam w zwyczaju, rozejrzałam się na boki, żeby upewnić się, czy nie ma nikogo w pobliżu, i wyjęłam z plecaka butelkę. Rzuciłam nią z całej siły i obserwowałam, jak od szkła delikatnie odbijał się blask księżyca.

– Niech moje wątpliwości pochłonie ocean – wyszeptałam.

Zamiast wrócić od razu do domu, usiadłam na zimnym i mokrym piasku. Każdy nazwałby ten stan wolnością. Donikąd się nie spieszyłam, nikt na mnie nie czekał. Nie miałam wobec nikogo zobowiązań. Moją jedyną powinnością było dbanie o samą siebie.

To nie czyniło mnie wolną, a nieszczęśliwą.

Pragnęłam tak prozaicznych pytań jak „gdzie byłaś?”, stwierdzeń „martwiłem się”. Pocałunku w czoło, silnych ramion, bicia serca. Można czegoś pragnąć, a jednocześnie od tego uciekać, bronić się przed tym i udawać, że wcale się tego nie chce?
Byłam popieprzona...

Zgubiłam się w swojej wszechogarniającej samotności, a kiedy zaczęłam się z tym godzić i oswajać, pojawił się ktoś, kto gdzieś z oddali nawoływał, żebym z niej wyszła. Żebym przedarła się przez otaczającą mnie ciemność. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak bardzo bałam się tej przeprawy. Nie miał pojęcia, że z daleka mogłam wydawać się ciekawym zjawiskiem, a z bliska przynosiłam rozczarowanie.

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.
Lonely LettersDonde viven las historias. Descúbrelo ahora