Rozdział 11

1.6K 438 51
                                    

Parker

– Czy uderzył pan Zack’a Nolan’a butelką w głowę? – kolejne pytanie padło z ust funkcjonariusza

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Parker

– Czy uderzył pan Zack’a Nolan’a butelką w głowę? – kolejne pytanie padło z ust funkcjonariusza.
– Nie – odpowiedziałem spokojnie i rozparłem się na krześle. – Jestem o coś oskarżony?
– Jeszcze nie, ale złożono na pana doniesienie – odparł mundurowy.
– A, to ciekawe – parsknąłem. – Ten dupek złożył doniesienie na mnie, podczas kiedy nęka niewinną, młodą kobietę, zastrasza ją, śledzi w środku nocy i rzuca się na mnie z pięściami, kiedy tylko znajdę się w jej pobliżu – wyrzuciłem zniecierpliwiony.
Mężczyzna popatrzył na mnie badawczo, a potem spojrzał na papiery, rozrzucone na biurku.
– Lucia Saint, zgadza się? – mruknął. – Z zeznań Nolan’a wynika, że to pan chodzi za tą młodą damą, a on...
– Wezwijcie ją – wtrąciłem. – Nie mam ani czasu, ani ochoty bawić się w te gierki. Skoro ten skurwiel twierdzi, że to ja jestem dla niej zagrożeniem, a nie on, proszę zapytać o to właśnie Lucię.
Ścisnąłem palcami nasadę nosa, zapominając o tym, że wciąż był obolały po tym, jak dałem sobie obić mordę w jej obronie. Syknąłem i przymknąłem powieki.
– Nie miałem żadnej butelki – dodałem. – A jak może pan zauważyć, mam obitą twarz. Jedyny cios jaki wymierzyłem, był ciosem obronnym. Później grzecznie odprowadziłem pannę Saint do domu i wróciłem do mieszkania, które wynajmuję, i z którego wywlekliście mnie o świcie w samych bokserkach. Nie mam świadków, poza nią. Co ten patałach robił później, mam po prostu w dupie. – Podniosłem się z krzesła i pochyliłem do znacznie niższego ode mnie policjanta. – Do widzenia – mruknąłem i otworzyłem drzwi, przez które dokładnie w tej samej chwili do pomieszczenia wpadła zdyszana Lucia.
– Boże! – jęknęła i przytrzymała się mojego ramienia.
– Szybka jesteś, dopiero mówiłem panu, żeby cię wezwał.
– Wezwał?! Dowiedziałam się od ludzi, że wyprowadzili cię w kajdankach z mieszkania, jak jakiegoś przestępcę! – krzyknęła z wyrzutem i dopiero wtedy zauważyła, że stałem przed nią na boso i w samych gaciach. Odwróciła się gwałtownie do policjanta i wycelowała w niego palec. – Czy wy robicie sobie jaja?! – ryknęła z taką mocą, że facet aż zadrżał.
– Lucio... – zaczął, ale uniosła rękę, żeby go uciszyć.
– Przysięgam, że napiszę na was skargę! I pozew! – wrzasnęła, chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła z małego pokoju.
Zatrzymałem ją i złapałem za ramiona, bo jej zdenerwowanie wręcz paliło wszystko wokół. Spojrzała mi wściekle w oczy i zazgrzytała zębami.
– Doceniam, ale uspokój się. Nic złego się nie stało – powiedziałem łagodnie, a ona zmarszczyła brwi.
– Zamknij się, Parker, i ładuj tyłek do samochodu – wysyczała i ruszyła do wyjścia.
Kompletnie nie rozumiałem jej przesadnego wzburzenia. Owszem, nie mieli prawa potraktować mnie w ten sposób, ale moi prawnicy bez trudu uporaliby się z taką bzdurą. Wziąłem głęboki oddech i poszedłem za nią. Stała przy jakimś rozklekotanym pickupie i stukała stopą o chodnik.
Otworzyła drzwi od strony pasażera i kiwnęła głową, jakbym był dzieciakiem, którego rodzice odebrali z komisariatu po jakimś wybryku. Wolałem jednak się nie sprzeciwiać, bo właśnie teraz wyglądała jak ta wściekła pirania, gotowa, by mnie pożreć.
Posłusznie zająłem miejsce, a ona zatrzasnęła drzwi i okrążyła wóz. Wsiadła za kierownicę i wychyliła się do tyłu, po czym rzuciła we mnie kocem.
– Zakryj się – warknęła i uruchomiła silnik. Przez cały ten czas ani razu na mnie nie spojrzała.
– Wyjaśnij mi, dlaczego jesteś taka wściekła – odezwałem się i zwróciłem w jej stronę całym ciałem.
– Mówiłam, żebyś nie pakował się w kłopoty. Najlepiej trzymaj się ode mnie z daleka, bo tak się składa, że największym problemem jestem ja – powiedziała na jednym oddechu i spojrzała na mnie z ukosa. – I przysięgam, że ich pozwę – burknęła, lustrując mnie od góry do dołu.
– Za to, że możesz mnie oglądać prawie nago? – zaśmiałem się, a jej policzki pokryły się szkarłatem. – Spokojnie, Lucio. Nic się nie dzieje. On złożył doniesienie, ja wyjaśnienia. Nic więcej. Ta sprawa nie będzie miała dalszego biegu.
– Skąd możesz wiedzieć? – prychnęła. – Będziesz potrzebował prawnika.
– Trochę problematyczne, ale wykonalne – stwierdziłem. – Jak zajdzie taka potrzeba, to podam ci numer mojego prawnika. Przyleci.
– Co? O czym ty mówisz?
– Mówię, że jeśli mnie zamkną, to poproszę ciebie, żebyś skontaktowała się z moim prawnikiem i go wezwała – powtórzyłem.
– I skąd niby przyleci?
– Z Los Angeles – odparłem, a ona gwałtownie nacisnęła hamulec i zjechała na pobocze.
– Z tego Los Angeles? W Kalifornii? – zapiszczała.
– Mhm.
– Co ty, u licha, robisz na drugim końcu kontynentu?! – jęknęła.
– Szczerze? – parsknąłem, bo jej oburzenie autentycznie zaczęło mnie bawić. – Aktualnie siedzę w czerwonym, rozpieprzającym się pickupie i obserwuję, jak najpiękniejsza kobieta na świecie wścieka się nieadekwatnie do sytuacji. Jednocześnie schlebia mi to, że tak się przejęłaś moim zatrzymaniem. Dodatkowo umieram z głodu, boli mnie gęba i trochę stopy. Poza tym...
– Wiesz co? – przerwała mi. – Jednak bądź cicho. Zawiozę cię do szpitala, bo na pewno masz jakiś uraz głowy.
– No, już... – Odruchowo położyłem dłoń na jej kolanie. – Bez stresu. Odwieź mnie, proszę do domu, a później porozmawiamy.
– Weź rękę, bo ci ją odgryzę – warknęła i ponownie ruszyła.
– Jak sobie życzysz. – Wyszczerzyłem się i skrzyżowałem ramiona na piersi.
Lucia patrzyła przed siebie, a ja bezczelnie przyglądałem się jej. Miała na sobie poszarpane dżinsy i grubą, ciemną bluzę. Włosy spięła w kok, ale najbardziej przykuwało uwagę to, że nie miała na twarzy ani grama makijażu. I tak, była najpiękniejszym zjawiskiem na tej ziemi.
– Byłaś dziś na klifie – rzuciłem.
– Skąd wiesz? – odburknęła.
– Widziałem cię tam kiedyś. W czarnej, grubej bluzie, więc wnioskuję, że tam na górze mocno wieje. Wrzucałaś coś do wody – odparłem i obserwowałem jej reakcje.
Zacisnęła mocniej palce na kierownicy i mocno zagryzła dolną wargę.
Bingo!
– To mógł być każdy. Czarne bluzy są dość popularne – odpowiedziała i zerknęła na mnie przelotnie.
– Możliwe. – Wzruszyłem ramionami, by nie dać jej do zrozumienia, że ją przejrzałem.
Nie do końca wiedziałem, dlaczego chciałem ukryć przed nią fakt, że na plaży w Miami znalazłem jej list, a kolejny już tutaj. Coś powstrzymywało mnie przed wyznaniem prawdy. Chyba bałem się, że ją to spłoszy, bo zdawało się, że te listy były jej tajemnicą. Teraz również moją.
Naszą...
Kiedy tak na nią patrzyłem, uzmysłowiłem sobie, że nawet jeśli to nie ona pisała te listy, które mnie tu przywiodły, tak naprawdę nie miało to już dla mnie znaczenia. Może po prostu te smutne słowa były tylko bodźcem, żebym wyruszył w drogę i poznał właśnie ją.
Zatrzymała wóz przed budynkiem, w którym obecnie mieszkałem, zgasiła silnik i odpięła pas. Spojrzała na mnie i kolejny raz westchnęła.
– Jeśli chcesz, to zaczekam. Zawiozę cię do baru i postawię ci obiad za te wszystkie problemy, których się dorobiłeś z mojej winy – powiedziała z tym swoim ogromnym smutkiem i przetarła drżącą dłonią twarz.
– Masz dziś wolne? – zapytałem i ująłem jej brodę pomiędzy palce, zmuszając, żeby na mnie spojrzała.
– Tak – odpowiedziała ledwie słyszalnie.
– Wobec tego idziesz ze mną. Ogarnę się i to ja zabiorę cię na obiad.
– Nie. – Pokręciła głową. – Jestem ci naprawdę wdzięczna za to, że mnie wczoraj ochroniłeś, ale nie oczekuj, że umówię się z tobą w ramach tej wdzięczności.
– Nie oczekuję, że się ze mną umówisz, tylko informuję, że zabieram cię na obiad – oznajmiłem, a na jej ślicznej buzi pojawiła się dezorientacja.
Czyli dotąd trafiała wyłącznie na takich, którzy tylko gadali, a nie robili. Zyskałem pewność, że potrzebowała kogoś, kto będzie silniejszy od niej, a jednocześnie nie będzie wykorzystywał tej siły przeciwko niej.
– Ty żartujesz, prawda?
– Nie – odpowiedziałem od razu i prędko wysiadłem. Okrążyłem samochód i otworzyłem drzwi z jej strony, po czym wyciągnąłem do niej rękę. – Wybacz mi mój strój, bo zdecydowanie nie jest odpowiedni, ale...
– Raczej brak tego stroju – wtrąciła i nawet nie drgnęła. – Nie wejdę tam z tobą.
– Niby dlaczego? Ja byłem w twoim mieszkaniu i nic ci nie zrobiłem, więc myślisz, że teraz chcę zwabić cię do wynajętego kąta, żeby cię skrzywdzić? – pytałem i sam chwyciłem ją za rękę.
– Pani Broody jest największą plotkarą w mieście – wycedziła. – Nie chcę być na językach wszystkich mieszkańców.
– I co powiedzą? Że widzieli cię z nagim mieszczuchem na ulicy? Uwierz, mgiełko, że zobaczyli nas już wcześniej, kiedy wyciągnęłaś mnie z komisariatu. Byłaś tak wściekła, że nie zauważyłaś gapiów, ustawionych wzdłuż drogi, jakby czekali pod hotelem na swojego idola – powiedziałem z pobłażaniem i pociągnąłem ją lekko, żeby wysiadła, ale ona się zaparła. – Rusz ten swój zgrabny tyłek, piranio, bo za karę będziesz opatrywać mi stopy.
– O nie! Nigdzie z tobą nie pójdę, ty wredny, chamski...
Nie dałem jej dokończyć, bo zwyczajnie zamknąłem jej usta swoimi. Próbowała jeszcze coś mamrotać, ale ostatecznie uległa. Napierałem na nią tak długo, aż się nie rozluźniła, a kiedy poczułem, że zmiękła musnąłem językiem jej dolną wargę. Zajęczała cicho i oplotła mój kark ramionami, pozwalając, żebym pogłębił pocałunek. Ta kobieta nie miała pojęcia, co właśnie ze mną robiła.
Oderwałem się od niej niechętnie, oczekując, że dostanę w pysk.
Dla smaku tych warg, byłem jednak skłonny dać się nawet połamać. Bo, cholera, ten jeden pocałunek stał się najlepszym, co mnie dotąd spotkało.
Straciłem głowę.
Postradałem rozum.
Ale nie chciałem już całować nikogo innego.

Dzień dobry ❤️

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Dzień dobry ❤️

Lonely LettersWhere stories live. Discover now