Rozdział 12

1.5K 412 35
                                    

Lucia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Lucia

Byłam cholernym tchórzem, bo zaraz po tym, jak mnie pocałował, odepchnęłam go jak jakaś dzikuska, zatrzasnęłam drzwi od samochodu i odjechałam. Wystraszyłam się. Zwyczajnie ogarnęło mnie przerażenie, że z taką lekkością pozwoliłam, żeby obcy mężczyzna mnie pocałował.

Nie to było jednak najgorsze, a fakt, że mi się to podobało. Za bardzo.

Zatrzymałam samochód na parkingu nieopodal baru i wyskoczyłam z niego, jakby się paliło. Nie miałam swojego auta, a pickupa pożyczyłam od pani Quincy, kiedy dowiedziałam się o zatrzymaniu Parkera. Chciałam oddać jej kluczyki, a później uciec do domu, jak szczur, zamknąć się w nim i nie wychylać się do momentu, aż cały ten chaos, który wokół mnie zapanował się skończy.

Weszłam do środka i od razu dostrzegłam moją szefową, czyszczącą jedno z okien. Przy stolikach siedziało kilku klientów, którzy mieli przerwę w pracy i wpadli na obiad. Wszystkie oczy błyskawicznie skupiły się na mnie.

– Już wróciłaś?

– Tak. Dziękuję. – Wyciągnęłam do kobiety rękę z kluczykami. – Idę do domu. Przepraszam – wydusiłam i zaczęłam się wycofywać.

– Wszystko w porządku, mgiełko? – zaniepokoiła się. – Nic mi nie powiesz? Co tam się wydarzyło?

– Przepraszam, ale naprawdę muszę iść – wymamrotałam.

Spieszyłam się, bo obawiałam się, że Parker przyjedzie tu za mną, a konfrontacja z nim była ostatnim, czego w tym momencie chciałam. Byłam niewiarygodnie skołowana, zagubiona, i miałam wrażenie, że te ciemne chmury, które zbierały się nad miasteczkiem, były przeznaczone wyłącznie dla mnie.

Puściłam się biegiem, ignorując nawoływanie pani Quincy, ale już po pokonaniu kilkunastu metrów, zostałam gwałtownie złapana w pasie i zatrzymana.

– Nie pozwolę ci uciekać – zawarczał, a kiedy się szarpnęłam, wzmocnił uścisk.

– Puść mnie, Parker, bo zacznę krzyczeć – wycedziłam.

– Krzycz – prychnął i całkowicie mnie tym zaskakując, przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył do zaparkowanego nieopodal samochodu.

– Zwariowałeś?! – wrzasnęłam. – Postaw mnie na ziemię!

– Głośniej, Lucio – powiedział nonszalancko i postawił mnie przy bocznych drzwiach auta. – Wsiadaj.

– O co ci, do cholery, chodzi?! Nigdzie z tobą nie pojadę! Zostaw mnie w spokoju! – krzyczałam wzburzona, a on tylko się uśmiechnął i otworzył drzwi.

– Wsiadaj – powtórzył, ale nie drgnęłam.

Skrzyżowałam ramiona na piersi i rzuciłam mu mordercze spojrzenie. Nie mogłam pozwolić się zdominować.

Lonely LettersWhere stories live. Discover now