9 czerwca

605 60 0
                                    

Zastanawiam się, za jak smutną mnie masz.
W sensie, ja po prostu nie umiem pisać o szczęściu. W głowie pojawia mi się wtedy wielkie "AAAA!" i mam wrażenie, że to o wiele bardziej prywatne niż jakieś moje drobne kamienie w butach, które tu opisuję. A przecież cała moja egzystencja jest jakby krzykiem euforii, dowodem, że wyjdzie się kiedyś z najgorszego gówna.
Uderzyła we mnie, teraz, sekundy temu, świadomość, że jestem dorosła. Poprztykaliśmy się z przyjacielem, powiedzieliśmy sobie co nam się nie podoba, a potem daliśmy sobie chwilę czasu. Właśnie napisał do mnie, zaprosił na spacer, jakby nic się nie zmieniło, a jednak wszystko. Nie jesteśmy naburmuszonymi gówniarzami, ale przyjaciółmi, którzy znają się jak łyse konie i głupota nie będzie początkiem końca naszej znajomości. Żałuję, że ostatnia relacja jaką skończyłam, nie miała pierwiastka tego wzajemnego szacunku i zrozumienia, że od braku nas pojawiała sie agresja, a tęsknota była nieodwracalną dziurą.
Co buduje takie relacje? Czy samo zaufanie wystarczy? Może wspólne nocne spacery i krzyki w niebo to klucz?
Ostatnio jest ciężko, dzieją się rzeczy, czuję widmo stresu i przemocy słownej nad sobą. Co oczywiście nie przeszkadza mi w beztroskim machaniu nogami nad rzeką i planowaniem, co dobrego będę dziś jeść na obiad.
Dostałam dużo zaproszeń. Na wakacje, na koncerty, na dzikie noce i skacowane dni. Nie wiem czemu. Nie wiem. To nie załamanie samooceny, zastanawiam się tylko dlaczego teraz i dlaczego ja. Co jest takiego w tym moim ledwie umięśnionym ciele, blond kłakach i krzywym uśmiechu?
Ludzie zabiegają o moją uwagę (co już samo w sobie jest dziwne), a przez ich ilość i sposób, w jaki to robią, czuję się jak mięso na przecenie.
Nie przekupicie mnie tanim piwem i niewinnym spojrzeniem. Chcę czegoś więcej.
Dlatego jutro wstanę, będę biegać, a potem wpakuję siebie i badgera w autobus, i wypijemy tego smutnego Kasztelana za lepsze czasy, za nas i za nasz sukces. Bo inaczej, kurwa, nie może być!
I może kogoś jeszcze.
OTWIERAM DRZWI I WYCHODZĘ.
S.

NibydziennikWhere stories live. Discover now