21 kwietnia

320 38 5
                                    

Bywałam załamana, zniszczona, zdruzgotana. Ludzie mi robili złe rzeczy, a ja im. Tak się przerzucaliśmy kto podłoży komu większą świnię. Wynik nie jest ważny, bo każdy w tej walce był przegranym.
Zawsze się podnosiłam. Po prostu, jak feniks z popiołów, tak ja- z alkoholowych oparów. Wstawałam i grałam dalej, twarda ze mnie sztuka w końcu.
Tym razem jest inaczej- nie potrafię nic zrobić. Nic nie pomaga, nic mnie nie ratuje, a nie mogę dać sobie czasu, bo go kurwa nie mam. Umieram.
Trzęsę się jak galareta, to ponad moje siły. Nie mogę istnieć w tym samym wymiarze co mój ostatni rywal, nie mogę, nie chcę, kurwa. Zniszczył mnie jak ostatnią szmatę. Kurwę. Dziwkę. Wymieniać dalej?
A mimo to chcę do niego wracać, chcę rozmawiać, śmiać się, być rozumiana.
"Na blacie leży lizak dla ciebie, żebyś nie pierdoliła takich farmazonów, że tęsknisz. Nie pisz do niego. Ja też ci będę dawać lizaki, zobacz, z serduszkiem. Ogarniemy to jakoś."
Pierdolony syndrom sztokholmski.
Naprawdę się staram, przecież to widać. Nie patrzę, nie mówię słowa, nie zbliżam się do niego. Wyparłam ze swojej rzeczywistości jego istnienie, więc to jak tęsknota za trupem.
Nie radzę sobie chyba z żałobą, wiesz? Trzeba uciekać.
To wszystko przez miłość. Przez zakochanie. Zaczyna mi odpierdalać, bo się do kogoś przywiązałam i chciałabym, żeby wszystko było dobrze. Przez swoje własne wymagania ściągam swoją osobę w dół. Tu też się naprawdę staram, ale tego nie widać. Tego, jak bronię go przy znajomych czy jak staram się ułożyć plan tak, żeby zobaczyć się choć na chwilę. Chodzi o drobne rzeczy, ale kiedy słyszę "Kurwa, zakochałaś się!" to tylko smutno kiwam głową i przyjmuję każde klepnięcie w plecy. Oni widzą. Niektórzy.
A wczoraj zrobiłam mojej pierdole na śniadanie omlet. Bo jestem super.
Ciężko mi do jasnej cholery, ciężko na sercu. Rozdarta jestem między przeszłością a teraźniejszością. Naprawdę się staram to ogarnąć.
Chciałabym tylko przestać być tematem poważnych rozmów w towarzystwie. Jeśli cokolwiek ma mi wyjść, to potrzebuję spokoju. Harmonii wewnętrznej. Nie burzcie mi jej, proszę.
Ja tylko nie lubię, kiedy coś, o czym rozmawiałam z jedną osobą jest automatycznie wiadome wszystkim. Nie wszystko jest dla każdego ucha, a niektóre informacje powinny zostać przekazane w inny sposób.
Wymagam taktu. Dyskrecji. Zrozumienia. Nie chcę słyszeć "Wiem, mówiła.".
Bo ktoś mnie pytał ostatnio, czego oczekuję.
S.

NibydziennikWhere stories live. Discover now