Prolog

10.8K 595 82
                                    

Siedemnaście lat wcześniej...

Światła pochodzące z kryształowych żyrandoli oświetlały całą salę, każdy najmniejszy zakamarek. Głosy rozmów rozbrzmiewały wesołymi tonami, a spokojna muzyka lecąca w tle wtórowała pojedynczym parom na parkiecie. Było tak idealnie.

Powiernicy już nie byli tak potrzebni jak kiedyś. Wszyscy założyli rodziny, a ich pociechy, chociaż część jeszcze się nie urodziła, miały być z jednego rocznika. Zdecydowanie były to powody do świętowania. Jednak nie dla wszystkich.

Scarlett od początku miała złe przeczucia, których nie potrafiła wyjaśnić, choć podejrzewała, że ma to związek z nadchodzącą rozmową z jej rodzicami. W końcu musiała im powiedzieć, że zamierza zamieszkać tam, gdzie magia nie jest już wszystkim co ich otacza. Ale jak miała to zrobić?

Była księżniczką — nieważne jak nadal absurdalnie to dla niej brzmiało — i na jej barkach spoczywały ogromne obowiązki oraz zobowiązania, nawet jeśli części już się wyrzekła. Kochała Jareda i chciała wziąć z nim normalny, ziemski ślub w jego świecie. Nie mogła też zapominać o swojej dwuletniej córeczce i dziecku, które jeszcze nosiła w swoim łonie. Nie pragnęła dla obojga takiego życia, jakie ona miała. Nie mogła tak ryzykować.

— Więc o czym chciałaś porozmawiać? — zapytała jej matka, kiedy wreszcie zdobyła się na rozpoczęcie dialogu. Kawałek za plecami Eleonor dostrzegła krzepiące uśmiechy Jareda, Lei i Adama. Poza Jaredem, tylko oni wiedzieli o jej planach.

Wzięła głęboki wdech, patrząc czy na pewno stoją w wystarczającej odległości od innych uczestników imprezy, by móc nazwać rozmowę "prywatną".

— Dużo myślałam nad ostatnimi zdarzeniami i... — "Teraz albo nigdy", pomyślała, czując się jak dziecko, które ma powiedzieć rodzicowi o potłuczonym wazonie. — ... Doszłam do wniosku, że nie mogę tu zostać.

Twarz Eleonor pociemniała, a delikatne zmarszczki na jej twarzy zdawały się być o wiele bardziej widoczniejsze. Przewlekane srebrem, brązowe włosy zakołysały się lekko, kiedy kobieta z niedowierzaniem pokręciła głową.

— Co to znaczy, że nie możesz zostać? — Suchość jej tonu sprawiła, że Scarlett poczuła ukłucie w żołądku i tym razem nie było to kopnięcie jej maleństwa.

Wzięła się w garść.

— Nie mogę zasiąść na tronie, bo musiałabym zostawić Jareda. On nie należy do tego świata, sama mi o tym bez przerwy przypominasz. A poza Brianną będziemy mieli jeszcze jedno dziecko. Nie mogą się wychowywać bez ojca. — Uniosła dłoń, gdy zobaczyła, że jej rozmówczyni chce zabrać głos. — Zrozum, nie mam wyboru. Area jest dla mnie ważna, ale nie tak, jak własna rodzina. Już zdecydowałam. Syn von der Vlug'ów, gdy tylko dorośnie, doskonale nada się na króla i tata jakoś sobie z tym poradzi.

— Z czym sobie poradzę? — Niespodziewanie przy kobietach pojawił się postawny mężczyzna w czerwonej szacie. Nie miał korony, ale jego postawa, chód i sam ton głosu wyraźnie wskazywały na to, kim jest.

Eleonor spojrzała na córkę wzrokiem, który mówił: "Zaczęłaś, to to skończ".

— Chcę zamieszkać z Jaredem i dziećmi w Nirei, w Teksasie — powiedziała pewnie, na jednym wydechu, jakby bojąc się, że na kilku nie będzie w stanie niczego wykrztusić.

Abdiel wybuchnął gromkim śmiechem, przez który Scarlett zrobiło się niedobrze. Doskonale wiedziała, co to oznacza.

— Udany żart, moja droga. Wiesz, że nie możesz wyjechać. Jesteś moim jedynym dzieckiem, musisz mnie zastąpić.

Sześć ElementówWhere stories live. Discover now