26. Chwila prawdy

1.4K 133 45
                                    

Lillanta nie dowierzała niczemu, co działo się wokół niej. Jej rodzice się dogadywali. Żadnej nienawiści i otwartej wojny, zupełnie jakby jej matka niczego nie zrobiła.

— W tej rzeczywistości chyba nie zrobiła, prawda? — myślała na głos, obserwując rodziców z balkonu, podczas gdy oni zasiadali przy wielkim owalnym stole w dole sali narad.

Osoby, które nie miały prawa zabrać głosu i mogły tylko obserwować, swoje miejsca właśnie miały na górze.

Brietta opierała się o metalową barierkę, patrząc w tym samym kierunku co jej siostra, ale ze swoim wściekłym wyrazem twarzy wyglądała jeszcze, jakby zaraz miała zwymiotować na Starszyznę. I tym razem nie chodziło tylko o znienawidzone przez nią używanie przejścia do Arei.

— Nie mogę na nią patrzeć — odparła, nie odwracając głowy.

— A jednak patrzysz.

— Bo to chore! — Spojrzała na Lillantę. — Serdecznie mnie nie obchodzi, czy jest winna, czy nie, bo to, co...

— Ale w tym rzecz, że nie jest — wcięła się Lilla, chociaż ta informacja była dla niej niemniej trudna do przyswojenia. — Ona nawet nie wygląda jak nasza matka. Wydaje się być zupełnie inną osobą. I jest nią w jakimś pokręconym sensie.

Brietta oparła się tym razem o barierkę też brodą, wyginając się przy niej prawie w kącie prostym.

— Faktycznie, wydaje się jakaś mniej śćpana.

— I nie czuć od niej alkoholu.

— Ach, tak. Piekący zapach macierzyństwa.

Uśmiechnęły się do siebie krzywo, ale bez wesołości.

— W sumie się w nią wdałaś pod pewnymi względami, wiesz? — ciągnęła dalej Lilla, balansując na tej niebezpiecznej krawędzi przekąsu, którą obie za często naginały.

Wcześniej trzymały się od rodziców najdalej, jak się dało. Byle tylko dowiedzieć się, gdzie mają iść i jak to wszystko ma wyglądać, ale przez cały czas starały się patrzeć na tamtą dwójkę jak najmniej. Z tym że Brietta i tak była mocno rozdrażniona i dopiero teraz wydawała się trzymać swoją wrogość na nieco większym dystansie. Co oznaczało, że można było obrócić ją w coś innego.

— Nie jestem jeszcze ćpunką.

— Ale alkoholiczką już tak.

Bryłka westchnęła głęboko.

— Od przyjazdu do Arellens nie taką, jak bym chciała.

Lillanta pokręciła głową. Właściwie myśląc o tym wszystkim, sama chciała się napić. Najbardziej jednak ciągnęło ją do tego, żeby coś zrobić. Poruszać się, skakać, biegać. Potrzebowała ruchu, a na razie nie miała jak się wyżyć. Tylko przechodziła bez przerwy z nogi na nogę, ale był to odruch, na który nikt bliski, a zwłaszcza ona sama, nie zwracał już uwagi.

— A tak w ogóle nie powinnyśmy może zacząć szukać...

— Tam są. — Brietta wyprostowała się i pokazała dalszą część pustego jeszcze balkonu, który odgrodzony był od nich potężnym filarem. Uniemożliwiało im to przejście na właściwą stronę, a właśnie tam weszła pozostała czwórka Powierników.

Vanessa pierwsza zauważyła bliźniaczki i pomachała do nich, ale zanim zdążyły na migi uzgodnić, żeby spotkać się w korytarzu na zewnątrz, nagle wokół zrobiło się znacznie ciszej, a w największych drzwiach sali narad pojawiły się dwie osoby.

Lillanta nigdy nie widziała mamy Jessicy, ale nie miała wątpliwości, że to właśnie ją widzi w progu. podobne rysy twarzy, ten sam kolor jasnych blond włosów, taka sama postura. Szła pod ramię z mężczyzną, który miał na sobie akcentowany czerwoną nicią, czarny garnitur uszyty na mantrę arejskiej ozdobności niemającej wiele wspólnego z ziemską prostotą. Miał czarne włosy zaczesane do tyłu i szedł dumnie, równo ze swoją partnerką, ale Lilla tylko wpatrywała się w jego twarz, próbując dostrzec wszystkie rysy z takiej odległości, przyjrzeć się jego oczom.

Sześć ElementówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz