3. Witamy w Arellens

4K 372 35
                                    

Siedział na jednej z ław obok sympatyczniej wyglądającego, starszego mężczyzny.

Kilka lat młodszy od niego mężczyzna - albo jeszcze może chłopak - w eleganckiej koszuli, spodniach i bordowym fraku - podniósł dłoń go góry, jakby się zgłaszał do odpowiedzi, ale od razu zabrał głos.

— To w sumie trochę przeze mnie, bo gdybym zdążył, mógłbym po nie pójść, ale chyba nie ma co tego roztrząsać, Redessie. — Puścił oczko wielce niezadowolonemu tym faktem koledze po fachu i poklepał go w ramię, wychylając się w swoim miejscu.

— Musicie mi wybaczyć — zwrócił się następnie do nastolatek, które sztywno zajęły wolne miejsca.

Jessica nie miała wątpliwości, że siedzące zaledwie kilka metrów przed nią trzy osoby to pozostali Powiernicy. Jeden z dwóch chłopców miał ciemną karnację, którą mocno kojarzyła z Włochami albo Hiszpanią, czekoladowe, zaczesane niedbale do tyłu włosy i mocno zarysowaną szczękę. Przyglądał się jej ni to ze znudzeniem, ni z pełną krytyką, ale na pewno było w jego brązowym spojrzeniu mnóstwo rezerwy. Drugi, o subtelniejszych rysach twarzy i wąskim podbródku sprawiał wrażenie równie czujnego, ale przy tym nieporównywalnie bardziej zagubionego i z dłońmi zaciśniętymi na rękawach granatowej bluzy tylko śledził bieg wydarzeń.

Z kolei dziewczyna — o tak uderzająco urzekającej urodzie, że nawet Jessica musiała jej to oddać — na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby niewiele ją w tamtej chwili obchodziło, ale spojrzenie jej piwnych oczu błądziło z niepokojem po otoczeniu. Miała na sobie obcisły czerwony sweter, ciemne jeansy i adidasy, co było przecież tak zwykłym strojem, a równocześnie na niej wyglądało jak wycięte z modowego magazynu. To było wręcz niezdrowe wrażenie, a nawet nie odzwierciedlało w połowie tego, co tamta dziewczyna budziła w odbiorcy. Długie ciemnobrązowe włosy błyszczały tysiącem jaśniejszych drobinek, a długie czarne rzęsy okalały symetryczne oczy. Pełne usta zostały przygryzione w akcie zdenerwowania, ale to tylko dodało uroku całemu obrazkowi. Jessica oderwała wzrok od szatynki, zanim ich spojrzenia się skrzyżowały, chociaż zastanowiła się, jak inni mogą się jej nie przyglądać.

— I tak musimy chwilę poczekać — zabrała głos Tibethi.

Jedyna kobieta w sali poza nią obserwowała wszystkich w milczeniu. Zmęczenie wyryło na jej twarzy wyraźne ślady i pewnie gdyby nie te zmarszczki i cienie, można by dać jej nie więcej niż trzydzieści pięć lat. Teraz jednak wyglądała na około pięćdziesiąt i w ogóle się nie uśmiechała. Właściwie prawie nikt się nie uśmiechał, nawet Lillanta, która przy wszystkich wyglądała na mocno speszoną.

Już miała się odezwać, gdy do jej uszu dobiegł stukot obcasów, których właścicielka już po chwili pojawiła się w pomieszczeniu z trochę pogodniejszą miną od pozostałych. Już samą postawą, chociaż może nieświadomie, dawała do zrozumienia, że to ona tu rządzi.

Brietta kiedyś słyszała albo przeczytała gdzieś o "naturalnych przywódcach" i może nie wiedziała o nich dużo, ale właśnie za taką szefową uznała dyrektorkę już po pierwszym wrażeniu. Nie miała srogiej miny ani wyjątkowej pewności siebie, ale dosłownie każdy obecny na jej widok się wyprostował i zamilkł.

— Dobrze, więc są już wszyscy — stwierdziła kobieta wyjątkowo przyjaznym i donośnym głosem. — Możemy zacząć. — Jej wzrok spoczął na trzech stojących nastolatkach. Uśmiechnęła się zachęcająco i wskazała na wolne miejsca, których było o wiele więcej niż tych zajętych.

Sama również poszła we wskazanym kierunku, ale zatrzymała się pośrodku kręgu ław.

Miała czarne włosy spięte w schludny kok i okrągłą twarz z drobnym noskiem oraz wąskie usta. Tym, co jednak przykuwało prawie całą uwagę, poza wyjątkowo zadbanym strojem, było jej przenikliwe spojrzenie, którym otaksowała wszystkich obecnych.

Sześć ElementówWhere stories live. Discover now