25. Dobra strona

1.4K 142 31
                                    

— Już lepiej?

Jessica ledwo spojrzała na matkę, ale niemrawo przytaknęła. Nadal jej się kręciło w głowie i bolały ją mięśnie, ale przynajmniej chwilowo nie miała już ochoty wymiotować, co uznała za całkiem dobry sygnał.

Od razu, kiedy tylko zwróciła cokolwiek co miała w żołądku i usunęła się na fotel, żeby służba — służba! — mogła zająć się brudem, na szczęście magią, Jessica zaczęła zdawać sobie sprawę z wszystkiego, co nie pasowało.

Jej mama stała koło niej, ona sama najwyraźniej miała na imię Ailish, a nie Jessica, a poza tym brakowało jej kamienia. I ze wszystkich trzech pozycji, to ta ostatnia najbardziej ją zaniepokoiła, kompletnie wbrew rozsądkowi, ale wyraźnie czuła brak. Niemal ją bolał, a na pewno nie pozwalał w pełni skupić się na nierealności sytuacji.

— Na pewno? — dopytywała jej mama, kucając przy córce. — Zatrułaś się czy to wynik magii?

Och, oczywiście, że magii. Przeklęta Perła. Jessica domyślała się i obstawiała przy tym wyjaśnieniu, że to była jej wina, a nie iluzji nauczycieli. Już wcześniej wiele elementów nie pasowało, zresztą tak jak teraz, ale aktualne otoczenie samo nasuwało wnioski o zmienieniu biegu czasu.

— Może się przećwiczyłam — rzuciła, myśląc o sytuacji, kiedy była jeszcze w Londynie i skopiowała naszyjnik. To było pierwsze tak silne zaklęcie, jakie wykonała, i wtedy poczuła się tak samo jak po niebotycznym wysiłku fizycznym, również było jej niedobrze.

Ta odpowiedź okazała się trafiona. Scarlett pokiwała ze zrozumieniem głową i Jessica odetchnęła w duchu, ale nie całkiem.

Patrzyła na delikatne rysy twarzy jej matki, upięte w koku jasne włosy, na znajome niebieskoszare oczy, linię pełnych ust — których nieszczęśnie nie odziedziczyła — i ten maleńki pieprzyk koło dolnej wargi. Serce jej się zaciskało, a gula rosła w jej gardle za każdym razem, gdy jej mama się odzywała. Ten sam głos, który czytał jej bajki, opowiadał o swoim dniu i dawał rady, kiedy były potrzebne.

Ten sam, którego tak jej brakowało przez te wszystkie miesiące, zanim nie znalazła się w punkcie, gdzie już nie było miejsca na ten rodzaj tęsknoty.

A teraz jej matka kucała przed nią, przypatrując się jej z troską i Jessica z trudem powstrzymywała się od szlochu, równocześnie czując, że jej emocje są jakieś mętne, nie do końca tak ostre jak powinny. To również kręciło ją w nosie zapowiadając łzy.

Ale musiała być skupiona, a tu pojawiała się kwestia naszyjnika z labradorytem. Jej mama nie miała go na szyi.

— Może jeszcze się zdrzemniesz? — spytała Scarlett, ale Jessica zdecydowanie się sprzeciwiła.

— Naprawdę wszystko w porządku. I tak spałam za długo.

Jessica nie mogła być tego pewna, ale słońce za oknem wydawało się już wystarczająco wysoko, aby wyraźnie odbiegać od zwyczajowych widoków, kiedy wstawała o świcie. Chyba że z tym też coś namieszali.

— Tylko mówiłaś o jeździe konnej. Nie wiem, czy ona akurat jest dobrym pomysłem.

— Ach, tak. — Jej mama podniosła się do stania. — Vanessa pewnie będzie rozczarowana.

To otrzeźwiło Jessicę.

— Vanessa! — powtórzyła z ożywieniem.

Jej mama przyjrzała jej się badawczo.

— To z nią się umawiałaś, prawda? Tak wczoraj mówiłaś. Z nią i Kylem.

Jessica głęboko nabrała powietrza, ale chociaż jej reakcja wynikała z uświadamiania sobie możliwości, szybko ją zamaskowała.

Sześć ElementówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz