22. Starcie charakterów

1.7K 161 62
                                    

Drzwi zatrzasnęły się z głuchym hukiem, któremu po chwili zawtórowały blokujące wyjście kliknięcia dodatkowych zapadek.

Brietta jakby w odpowiedzi na te dźwięki puściła miotłę, która z głośnym echem odbiła się kilka razy od kamiennej podłogi. Jej twarz wykrzywiał gniew, a pięści ściskała w niepotrzebnej gotowości.

Na początku nikt się nie ruszył, choć wśród reszty Powierników dominowało niedowierzanie. W końcu przeciągającą się ciszę przerwał Kyle:

— Naprawdę nas zamknęli — stwierdził na wpół zdumiony, na wpół zrezygnowany. Wielkie wrota z rzeźbionymi kamiennymi winoroślami w formie ramy wydawały mu się niemal nierealne.

Lillanta energicznie obróciła się wokół siebie, szybko przyglądając się otoczeniu i skrzywiła się z niesmaku i niepokoju. Objęła się rękoma, zatrzymują spojrzenie utkwione w dalszej, zawalonej gratami piwnicy, która miała wielkość prawdziwych lochów i zdawała się ciągnąć w nieskończoność.

— Co im to niby da? — spytała Vanessa, ale bardziej siebie niż jakąś konkretną osobę.

— Wyżywają się frajerzy — prychnęła warkliwie Brietta.

— Tak jak ty na wszystkich — odpysknęła jej siostra, ale po chwili z już mniej zaciętą miną spojrzała na długie się rzędy regałów. — Po prostu wykorzystali kolejny powód, żeby zamknąć nas w jednym pomieszczeniu i zobaczyć, co się stanie.

Westchnęła smutno.

Brietta odwróciła się w jej stronę i wyraz jej twarzy trochę złagodniał.

Leo, ignorując całą rozmowę poszedł w kierunku jednej z ciemnych, kamiennych półek w rzędach przy ścianie, a w tym samym czasie Kyle pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Ta sytuacja jest tak nieprawdopodobnie głupia, że nawet nie wiem, co o niej powiedzieć — przyznał.

Ich położenie nie było zbyt ciekawe. Tak ogólnie właściwie, ale w tej konkretnej chwili już w kompletnie nic nie wyglądało tak jak powinno.

Dostali reprymendę z góry na dół za to, że się spóźnili; za to jak idiotycznie zareagowali na pożar oraz za to, że bez zgody poruszali się po terenach zamkowych. To ostatnie w szczególności wywołało poruszenie — dodatkowo dlatego, że nikt nie spodziewał się podobnego oskarżenia — ale w starciu ze wściekłą Syelą nie mieli szans nawet się odezwać. A próbowali to zrobić wszyscy za wyjątkiem Leo.

Finalnie ponownie zostali zmuszeni do oddania kamieni, aż do końca pobytu w pałacu jako zabezpieczenia, żeby się od niego za bardzo nie oddalali. Nikt nie dał po sobie poznać, żeby wiedział, że oddają podróbki. Ale przy tym ich karą miało być jeszcze sprzątanie w zamknięciu jednego z zamkowych składzików.

Składzików, które najwidoczniej miały kilkaset metrów kwadratowych, stosy nieułożonych gratów oraz które przypominały zapomniane, wykute w kamieniu katakumby. Gdziekolwiek się nie spojrzało, piętrzyły się tam kurz, pajęczyny i niechciane przedmioty. Jedyne światło dostarczały niewielkie, płonące wewnątrz czasze umieszczone na ścianach i kolumnach jakieś pół metra nad ich głowami, więc większość pomieszczenia tkwiła w półmroku.

Kyle już po samym wejściu wiedział, że nie będzie przyjemnie, a kiedy jeszcze dotarł do niego kwaśny odór stęchlizny, zaczął się zastanawiać, czy w ogóle tu wytrzyma.

Brietta niechętnie schyliła się po miotłę i wtedy dostrzegła układającego coś na jednym z regałów Leo. Ponownie opuściła drewniany kij i wyprostowała się, wbijając w chłopaka oskarżycielskie spojrzenie.

Sześć ElementówWhere stories live. Discover now