4. Czas, start!

3.5K 378 16
                                    

Jessica próbowała zrozumieć obecny kontrast, ale opornie jej to szło, bo nie miała pojęcia jak pomiędzy zachowaniami w jednym — co prawda ogromnym, ale jednak — pomieszczeniu może być taka przepaść. Podświadomie zapałała sympatią do mijanej wcześniej gromadki.

— Okej — mruknęła Brietta — to jakaś dzicz.

Zmierzyła wzrokiem osoby przed sobą, które w zbitych grupkach blokowały drogę do dalszej części auli.

— E tam. — Lilla machnęła ręką. — W Katowicach przecież bywało gorzej.

— No nie wiem — odparła jej siostra ze szczerym zwątpieniem. — Tam nie było takiego przeskoku między ludźmi ogarniętymi, a tymi mniej.

Splotła ręce na piersi, krytycznym wzrokiem omiatając przechodzącą — albo raczej przepychającą się — grupkę osób.

— Może faktycznie — westchnęła z rezygnacją rudaska. — Widać część z nich już wcześniej się tutaj uczyła. A to tylko nasz rocznik.

— Na to wygląda. — Jessica pokiwała głową, samej nie wierząc w to, co widzi.

Po minie Vanessy mogła wywnioskować, że jej odczucia są podobne. Po chwili dziewczyna coś sobie uświadomiła.

— Ej, jak to wcześniej? Można było się uczyć tu wcześniej?

— No pewnie — powiedziała sympatyczniejsza bliźniaczka, jakby to było oczywistością. — Ale młodziaki uczą się tylko kontroli i to jeszcze w innej części zamku. Dopiero od siedemnastki zaczyna się prawdziwa nauka.

— Ale to im chyba wystarcza, żeby szpanować — zauważyła szatynka z krzywym uśmiechem.

W tym momencie jeden z samoistnie latających papierowych samolocików przefrunął przed nosem Jessicy i z całym swoim impetem uderzył Briettę w głowę, wywołując wybuch śmiechu jednej z rozwalonych na krzesłach elitek. Dziewczyna zacisnęła pięści, których palce pokryły się skrzącą bielą.

— Ja im dam szpan — warknęła dziewczyna, robiąc krok w ich kierunku, podczas gdy tamci zajęli się już rozmową na zupełnie inny temat, ignorując jej wściekły wyraz twarzy.

— Bryłka! — Powstrzymała ją Jessica, zagradzając jej drogę. Zerknęła na jej dłonie i mieniący się pierścień.

— Co?!

— Tajemnica. Coś ci to mówi?

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo na całej auli rozbrzmiał stanowczy głos dyrektorki.

— Proszę o ciszę! — odezwała się i po chwili rozmowy ucichły. Nie ustały, jak pomyślała Jessica, ale ucichły. W jej starej szkole mogłyby co najwyżej zrobić się głośniejsze, jeśli ktoś by w ogóle zareagował. — Niech każdy zajmie miejsce.

We czwórkę przyjrzały się metalowym krzesełkom rozstawionym na całej sali.

— Szkoła magii w innym wymiarze, ale krzesła dadzą ziemskie — zironizowała z uśmieszkiem Vanessa. — Mogłyśmy zostać przy wejściu. Tutaj zdecydowanie wszystko jest już zajęte.

— Może dlatego, że jedna osoba jest w stanie zająć pięć miejsc — Lillanta wpatrywała się w chłopaka, który właściwie leżał, przykrywając swoim — wcale nie tak potężnym — ciałem niemożliwą ilość wolnej przestrzeni. I to nie tylko w swoim rzędzie, bo jedną z nóg miał opartą o dwa krzesła z rzędu następnego.

Brietta wolno uniosła dłoń ku twarzy, aby z zażenowaniem oprzeć jej palce o czoło.

— Kto rodzi takich ludzi? — pomyślała na głos, unosząc oczy do góry. Zanim jej koleżanki się obejrzały, zdążyła podejść do tamtych miejsc i warknąć do nieznajomego: — Suń się.

Sześć ElementówWhere stories live. Discover now