Rozdział 4

1.3K 90 11
                                    

Nieznany: Jak się czujesz?

Nieznany:???

Nieznany: Amanda to ja Andy

Ja: Dobrze się czuję. Lekarze powiedzieli, że wszystko w porządku.

Nieznany: Nawet nie wiesz jak się cieszę :-)

Ja: Super, a teraz usuń mój numer.

Nieznany: A muszę...?

Ja: Tak musisz

Nieznany: To może zanim go usunę, powiem Ci, że w imię rekompensaty otrzymujesz darmowy bilet na kolejny koncert Bvb i wejściówkę za scenę :-)

Ja: Chyba jednak podziękuję

Nieznany: Jak chcesz... Ale ja będę i tak na ciebie czekał...

Ja:?

Ja: Andy??

Ja:???

No nieźle... Ta ostatnia wiadomość od Andy'ego zabrzmiała jak rodem wyrwana z jakiegoś taniego romansidła, ale pewnie on ma to napisane w swoim kodeksie godności, że należy być miłym dla dziewczyn, które się o mało nie zabiło.
Już sobie wyobrażam jak piszczałaby jedna z tych fanek pod sceną, gdyby dostała od niego taką wiadomość...
A ja?  Ja rzuciłam ten cholerny telefon w kąt i poszłam w końcu spać, bo jutro nie wstanę do tej zasranej szkoły.

Rano jakimś cudem wstałam z łóżka, ubrałam się i poszłam na dół. W kuchni zobaczyłam niespodziewany widok, MOJĄ MATKĘ ROBIĄCĄ ŚNIADANIE. 
-Nie musiałaś robić śniadania... Sama bym je zrobiła... - Spojrzałam na nią. Miała tak samo jak ja ciemne włosy tylko, że jej były upięte w kok, a moje były rozpuszczone. Oczy przybierały raz barwę morskiej zieleni, a raz błękitu nieba. Bardzo różniły się od moich miodowo-brązowych odziedziczonych po ojcu. Przepracowanie sprawiało,że jej postawa była lekko pochylona, przez co moja matka wydawała się niższa niż jest w rzeczywistości. Codziennie ubierała na siebie schludny strój pasujący do pracy recepcjonistki w hotelu. Ogólnie wyglądała jak klasyczny wzór kobiety po czterdziestce.
- Zaraz wychodzę i stwierdziłam, że zrobię dla nas śniadanie. Amando...  Ja chciałam cię przeprosić... Znowu zapomniałam o twoich urodzinach. To przez pracę... Wczoraj skończyłaś...?- popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.
-Osiemnaście. - odpowiedziałam.
Moja matka westchnęła i złapała się za głowę.
-Jeszcze raz przepraszam... Tylko raz w życiu moja jedyna córka miała osiemnastkę, a ja o tym zapomniałam. - powiedziała zawiedziona i sięgnęła po coś do kieszeni marynarki - Mam coś dla ciebie...
Moim oczom ukazała się delikatna srebrna bransoletka.
Byłam ogromnie zaskoczona. Od kiedy mieszkam w Los Angeles nigdy nie dostałam od niej żadnego prezentu, aż tu nagle dostaje od niej dość drogą bransoletkę. Coś mi tu nie pasowało.
-Dziękuję... Nie musiałaś się tak wykosztowywać.
-Uwierz mi, musiałam...  Tak naprawdę chcę Ci coś jeszcze oznajmić. -zaczęła pocierać jedną dłoń o drugą i zacisnęła usta tak jak robi to kiedy ma do powiedzenia coś trudnego. 
-Jesteś już pełnoletnia i zaraz skończysz szkołę, pójdziesz do pracy i będziesz mogła sama się utrzymać.- zaczęła
-Poznałam kogoś... i zamierzam się do niego przeprowadzić. Mieszka w Nowym Jorku i zapewnił mi już tam stałą pracę.
-Czyli mówiąc krócej, znalazłaś sobie jakiegoś fagasa i mnie zostawiasz?!?
-To nie tak... Hotel splajtował i Tom...
-Zaraz, zaraz a przypadkiem Tom to nie był ten twój wredny szef, który nie płacił ci za nadgodziny?
-On nie jest taki okropny jak na początku myślałam... Będzie mi z nim dobrze.
-Cudownie, a pomyślałaś o mnie?  O twojej córce, do jasnej cholery?!?- czułam jak cała robię się czerwona z gniewu.
-Nie będę tolerować takiego słownictwa...
-To nie toleruj!  I tak dzisiaj widzisz mnie ostatni raz w życiu!!
-Zaraz wyjdę. Nie pożegnasz się ze mną? -powiedziała niewinnie, jakby wychodziła do sklepu obok i zaraz miała wrócić, a nie jakby na zawsze wyjeżdżała do innego miasta.
Przez napływ emocji chwyciłam prezent od matki i cisnęłam nim prosto w podłogę.
-Nie chcę cię znać! - I wyszłam z domu najszybciej jak tylko mogłam.

W szkole było tak jak codzień. Lexi z całą bandą licealnych plastików tylko kombinowały jak mi dopiec.
-Ej!  Emosiu!  Tylko się nie potnij!  -Słyszałam za sobą. Dla tych lasek istnieje tylko jedna subkultura ubierająca się na czarno?
W końcu pod koniec dnia, kiedy rozmawiałam spokojnie z Lily i Mattem, podeszła do nas ta dziwka Lexi i oddciągnęła mnie od przyjaciół.
-Słyszałam, że ktoś wczoraj oberwał w głowę?- zaśmiała się -Tylko debilka taka jak TY jest do tego zdolna! Mam nadzieję, że na dzisiejszy koncert Andusia nie przyjdziesz, bo znowu oberwiesz!
Seriooo??  Ona też jest fangirlem?  Czy ktoś w tej szkole zwraca uwagę na muzykę, a nie tylko na wygląd wykonawców? Na szczęście wiedziałam już co jej odpowiedzieć .
-Nie bój się, nie oberwę. Za kulisami na pewno będę bezpieczna!
-Coooooooo? Ty za kulisami?  Nie rozśmieszaj mnie. Kto niby miałby ci załatwić wejściówki?
-Ten twój cały Anduś, flądro!
Wyrwałam się od niej i razem z Lily i Mattem wyszliśmy ze szkoły. Za naszymi plecami unosił się tylko wysoki i szyderczy śmiech Lexi.
Jakie będzie jej zdziwienie kiedy zobaczy mnie dziś wieczorem za kulisami gadającą z jej "Andusiem".

My Nobody's Hero ~ Andy Biersack Donde viven las historias. Descúbrelo ahora