Rozdział 18

608 40 9
                                    

Tylko to zrobiłam i już zaczęłam tego żałować.

- Am...

Przytłaczająca cisza. Chwila, w której nie mogę spojrzeć sobie w oczy. Choć z drugiej strony wiem, że osiągnęłam swój cel.

- Mówisz poważnie...?

Właśnie... Sama zadaje sobie to pytanie.

- Tak... Ja zrozumiałam, że tak naprawdę kocham ciebie...

Słowa przechodzą przez moje gardło, ale sama nie wiem dlaczego tak się dzieje. Moje myśli wirują jak karuzela, a ja nie potrafię jej zatrzymać.

- Ja... Przepraszam, że taki byłem... Obiecuje ci, że nigdy więcej już taki nie będę... Kocham cię Amando Harrison...

Czuje ciepły pocałunek na moich ustach. Przeraża mnie to, ale naprawdę się z niego cieszę, pomimo nawet tego, że nie jest on od Andy'ego.

- Zostaniesz ze mną...?

Coraz bardziej wkręcam się w to ratowanie życia albo na serio czuje coś do Matta...

- Oczywiście.

Kolejny pocałunek, kolejny słodki grzech i kolejne uczucie ciężaru i poczucia winy, bo chłopak który jest dla mnie cholernie ważny, siedzi sam w samochodzie i za nic w świecie nie spodziewa się takiego obrotu spraw...

Matt robi mi miejsce na łóżku szpitalnym, a ja kladę się obok niego. Przytula mnie.
Zaczynam rozumieć, że zrobiłam coś okropnego oraz że poświęciłam miłość dla przyjaźni, którą inni będą nazywać miłością.
Pozostaje mi tylko jedno...

Do Andy: To koniec... Kocham Matta.

   

                               ***




Po paru tygodniach Matt wyszedł ze szpitala. Wciąż musiał odbywać spotkania z psychologiem, ale jego stan o wiele się poprawił.
Black Veil Brides wyjechało w trasę po Europie. Nie mam kontaktu z Andym.
Nigdy nie wybaczę sobie tego co zrobiłam.  Nigdy nie wybaczę sobie tego co zrobiłam Andy'emu.
Na początku bolało mnie to, ale potem zrozumiałam,  że robię to dla większego dobra.
Zaczęłam codziennie przychodzić do Matta do szpitala. Cały czas rozmawialiśmy, wyjaśnialiśmy sobie to i owo. Nie było łatwo, ale nikt nie mówił, że tak będzie.
Powoli zaczynałam się w nim zakochiwać. Moje serce zaczynało zapominać o Andym. Było coraz lepiej.
Skończyliśmy szkołę i zamieszkaliśmy u mnie. Znalazłam pracę jako kelnerka w tym samym klubie, w którym byliśmy na moje urodziny, a Matt zaczął pracę jako sprzedawca w sklepie płytowym. W międzyczasie nieudolnie próbował zakładać zespół, który obydwoje wiedzieliśmy, że nie ma żadnych perspektyw.
Lily poszła na odwyk. Było ciężko, ale się jej udało, Mattowi również i po części mi także, bo będąc przy nich w tym czasie, naprawdę musiałam trzymać swoje nerwy na wodzy.
Nawet na początku wakacji dostałam kartkę od mojej (nie) matki. Widać było na niej Hawaje, a pod spodem widniał żałosny jak na mój gust napis:

Pozdrowienia z Hawajów! U nas jest wspaniale! U ciebie pewnie też?

I nie, nie było u mnie wspaniale.
Życie toczyło się wolniej. Moja była szkoła pozostała tylko i wyłącznie wspomnieniem, podobnie jak z resztą Andy...

Chyba byłam szczęśliwa... Byłam?



                  
                                ***

- Amanda! Szybko!

Moja koleżanka z pracy podała mi zamówienie, a ja zgrabnie przemknęłam pomiędzy stolikami. Ta praca może nie była czymś o czym zawsze marzyłam, ale uważam, że to jest dobra fuszerka jak na początek. Potem rozejrzę się za czymś lepszym.
Zaczęłam pracować jeszcze przed ukończeniem szkoły, aby utrzymać dom i po prostu przeżyć.
Postawiłam piwo na stoliku. Dwóch umięśnionych facetów zrobiło obcinkę mojego ciała.

- Ulalala! - jeden zagwizdał, po czym drugi dodał:

- Gdzie uciekasz, mała?

Pijani jak wszyscy w Los Angeles. Takie są uroki mojej pracy. Codziennie słyszysz dość "odważne" komplementy od pijanych starych kolesi, którzy po szóstym piwie zapomnieli gdzie są i co się z nimi dzieje. Wyśmienicie...

Wyminęłam pozostałe stoliki i wróciłam do Melissy, która już szykowała dla mnie kolejne zamówienie.

- Dwójka. - Powiedziała krótko, a ja odebrałam od niej zamówiony drink.

Dzisiejszego dnia ruch w naszym starym dobrym klubie był o wiele większy niż zwykle. Musiałyśmy uwijać się jak mrówki, aby wszystko to ogarnąć.
Wyminęłam zakochaną parę pod piątką, która najwidoczniej zgubiła się w tym śmierdzącym i antyromantycznym lokalu.

Podeszłam do stolika i położyłam na nim drinka. Facet, który go zamawiał był zdecydowanie bardziej ogarnięty niż ci poprzedni. Chociaż pewnie to tylko pozory, bo dopiero spożyty alkohol wyciąga z nas najgorszego diabła.

Odwróciłam się i zaczęłam ponownie zmierzać w kierunku Melissy, kiedy drzwi klubu otworzyły się, a ja zobaczyłam coś co skrycie od dawna chciałam zobaczyć...

- Amanda? - Głęboko błękitne oczy spojrzały na mnie, a ja nie wiedziałam czy to na serio prawda czy tylko mi się to śni.

- Tak...

Chłopak zawachał się. Z jedej strony chciał jak najszybciej stąd wyjść, ale z drugiej z całego serca pragnął, ze mną porozmawiać, chodźby przez chwilkę.

Dlatego też usiadł przy jednym ze stolików, a ja poszłam do niego po zamówienie.

- Pracujesz tu?

- Co panu podać?

- A mogłabyś podać mi siebie?

- Niesty nie ma tego w menu...

My Nobody's Hero ~ Andy Biersack Where stories live. Discover now