Rozdział 13

970 45 4
                                    

Moje serce zamarło... Dopiero po chwili zebrałam się na odwagę, aby zapytać Lily,  w którym szpitalu leży Matt.
Drżący głos dziewczyny zaczął mi tłumaczyć trasę prowadzącą do budynku szpitalnego. Andy siedzący obok cały czas przyglądał się mojej rozmowie przez telefon. Na jego twarzy wymalowała się troska. Nie musiałam nic mówić, aby chłopak domyślił się co się stało.

Po skończonej konwersacji emocje, które wzbierały się we mnie od pewnego czasu, w końcu wyleciały na zewnątrz, a po moich policzkach spłynęły słone łzy...

-Amanda... - Powiedział stanowczo chłopak i przycisnął mnie do siebie.
-Wszystko będzie dobrze... Zobaczysz...

Naprawdę chciałam uwierzyć, że to co mówi jest prawdą, ale znam Matta lepiej niż on i wiem, że jego problemy z dragami są o wiele poważniejsze niż mu się wydaje...

-Nie, Andy...  Nie będzie dobrze...
-Błagam cię... Dziewczyna, która potrafiła pozbierać się po tym jak jej matka zostawiła ją samą w Los Angeles nie jest słaba. Jesteś jedną z najsilniejszych osób jakie widziałem w moim życiu.

Może po prostu potrzebowałam tego potwierdzenia, aby wziąść na barki ciężar tej sytuacji i już z trzeźwym umysłem pojechać w stronę szpitala.
Andy ze mną był i to było najważniejsze.

Kiedy weszliśmy do środka, pierwsze co zobaczyliśmy to zatłoczona poczekalnia pełna rodzin i pacjentów, którzy potrzebowali natychmiastowej pomocy. Takie miejsca mnie przerażały. Skumulowanie się tylu cierpiących osób nie należało do najszczęśliwszych widoków. Od kiedy pamiętam nienawidzę szpitali.  Możliwe, że przyczynił się do tego fakt iż w wieku 8 lat spędziłam tu cały tydzień z nogą, która po złamaniu nie chciała się zrosnąć. Bite siedem dni leżałam na tym niewygodnym szpitalnym łóżku i liczyłam kłębki kurzu unoszące się w powietrzu, ponieważ powiedzmy sobie szczerze sterylność i czystość nie w każdym budynku szpitalnym należą do rzeczy oczywistej.

-Amanda!
Lily podbiegła do mnie i rzuciła się na mnie cała oblana łzami.
-Lily... To dla mnie też ciężka sytuacja, ale... Proszę... Uspokój się...

Dziewczyna na moment przestała szlochać i podniosła głowę z nad mojego ramienia.

-Po co on tu przyszedł?! - Z wyraźną irytacją wzkazała na Andy'ego.
-To mój chłopak... On też się martwi o...
-Nie wiem czy wiesz, ale wszyscy jesteśmy w tym miejscu przez twojego chłopaka...
-O czym ty mówisz?! - Byłam wkurzona. To, że Matt o mało nie zaćpał się na śmierć, nie znaczy, że mamy doszukiwać się w Andym winowajcy tego zdarzenia.
-Mówię o tym, że Matt się w tobie kochał kobieto i po tym jak stwierdziłaś, że nic nie czujesz do twojego obecnego chłopaka myślał, że jednak macie szansę. No ale oczywiście musiał namówić mnie na chlanie w parku po dwudziestej trzeciej i musieliśmy wpaść właśnie na ciebie i na niego podczas gdy obściskiwalicie się na tej pieprzonej ławce!!!! - Wykrzyknęła na jednym oddechu.
- Dziewczyno uspokój się! Nie jesteś tutaj sama!  - Andy czuł się coraz bardziej niezręcznie i wiedział, że jego nerwy utrzymują się na cienkiej lince.
- Nie masz prawa się do mnie odzywać! Wszystko zepsułeś!  Wszystko! Przez ciebie mój najlepszy przyjaciel chciał się zabić!!! Zabić, rozumiesz, zabić!!!! 
- Zaraz, zaraz dlaczego nie powiedziałaś mi, że to była próba samobójcza??!! - Znowu poczułam ten silny ucisk poniżej klatki piersiowej. Przypadkowe wzięcie za dużej działki a celowe wzięcie za dużej działki to dwa różne światy i niestety Matt wybrał ten gorszy...
- No bo... Oni... Znaczy lekarze... O tym nie wiedzą... - Dziewczyna na chwilę zamilkła - Amanda ja nie chcę, aby oni zamknęli go psychiatryku. Obydwie wiemy, że to tylko pogorszy sprawę...
- Jesteś kompletną wariatką!!!  Oni muszą się o tym dowiedzieć!!! - Andy wybuchł.
- Samobójstwo to nie jest zabawa!!! Albo ty pójdziesz do lekarza prowadzącego i powiesz mu prawdę albo ja zrobię chryje na cały szpital...
- Nie wtrącaj się do tego, Biersack... To nie twoja sprawa... Nawet nie wiem czemu tu jesteś?!?
Dziewczyna zachowywała się dziwnie. Te drgawki... Może mi się wydaje? Ale myślę, że to nie jest przypadek...
- Jestem tu bo moja dziewczyna mnie teraz potrzebuje, tylko dlatego.
- Idę do Matta...  Mam dosyć tego twojego pieprzenia Lily! Muszę z nim pogadać!
- Ja też mam tego dość...  Żegnam panią. - Andy szedł za mną, a ja nieuchronnie zbliżałam się do sali, w której leżał mój najlepszy przyjaciel.

Kiedy byliśmy już przy drzwiach nr 45. Na chwilę zwątpiłam i chciałam wrócić do mojego domu, puścić płytę Davida Bowie'go i spróbować nie myśleć o tym co się stało,  ale nie mogłam tego zrobić. Byłam mu coś winna i nie chciałam znowu wszystkiego zniszczyć.

- Andy ja... Pójdę tam sama... Wiesz...
- Rozumiem. Poczekam przy drzwiach albo lepiej... Pójdę przypilnować, aby ta wariatka powiedziała o wszystkim lekarzom.
- Wiem, że zachowała się jak świruska, ale to moja przyjaciółka... Nie zapominaj o tym
- Dobrze... Będę błagał Boga o ile istnieje, żeby ten dzień w końcu się skończył...
Pożegnaliśmy się czułym uściskiem dłoni, a następnie chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi...

W całej sali stało tylko jedno łóżko, a w nim znajdował się jasno włosy chłopak, który zawsze i wszędzie zabierał ze sobą swoją deskorolkę.

- Matt... - Zaczęłam, ale nie usłyszałam żadnego odzewu, więc podeszłam bliżej.
Młody punk wyglądał strasznie. Miał chorobliwie bladą cerę, jego oczy były zamknięte lecz po paru sekundach się otworzyły aby objawić mi wzrok pełen smutku i bólu. Kroplówka kapała w równym rytmie z zegarem wiszącym na ścianie, a ja patrząc na jego stan zaczęłam żałować, że kiedykolwiek się urodziłam...

- Cześć Am... - Jego głos był słaby i czułam, że wszystko co go otacza sprawia mu ból.
- Matt nie warto było tego robić...
- Skąd możesz wiedzieć co według mnie warto było robić a co nie....
- Bo się przyjaźnimy, idioto...
Chłopak uśmiechnął się. Cóż chyba o to mi chodziło.
- Przyjaźnimy... To takie piękne słowo, nie uważasz? 
Wiem o co chodzi mu w tej gierce i nie zamierzam w nią wchodzić.
- Jest napewno piękniejsze niż dzisiejszy dzień...
- Och... Przepraszam... Pewnie moje nieodpowiedzialne zachowanie przerwało tobie i temu zakochanemu drągalowi randkę, co?
- Nie chcę rozmawiać z tobą o Andym i naszym związku... To nie twoja sprawa.
Teraz  liczysz się tylko ty i twoje zdrowie...
Matt znowu uśmiechnął się w ten swój ironiczny sposób i powiedział:
- Liczę się tylko ja?
- Chciałeś się zabić...
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- Kto ci naopowiadał takich bzdur?
- Lily.
- Ona jest gorsza niż kobieta należąca do koła gospodyń wiejskich... Coś jej powiesz w tajemnicy i zaraz wszyscy już to wiedzą...
- Matt dlaczego?  Dlaczego chciałeś to zrobić?
- Bo cię kocham... I moje życie bez ciebie jest bez sensu... Jestem tylko nastoletnim wyrzudkiem bez perspektyw... Jedyne co mnie tu trzyma, a raczej trzymało to byłaś ty...
- Matt...
- Przepraszam Am, że rozwalam twój związek ze znanym i popularnym muzykiem, ale... Ja...
Może powinnaś przestać się mną interesować... Tak będzie najlepiej. Przekaż Lily, żeby następnym razem pozwoliła mi stąd uciec...
- Następnym razem ja nie pozwolę ci uciec...
- Czyżby?  Nie zdołasz mnie powstrzymać...
- Przekonamy się?
- Nie zrobisz tego...
- Czego?
- Nie zrobisz wszystkiego, aby utrzymać mnie przy życiu...
- Zrobię...
- Obiecujesz?
- Oczywiście... Matt znamy się od dziecka...
- W takim razie zerwij z Andym Biersackiem i bądź ze mną.
- To szantaż!  Matt ja go kocham...
- W takim razie nic tu po mnie...
Wyjdź i zostaw mnie w spokoju!

Byłam w rozterce... Nie chcę stracić jednego ani drugiego, ale będę zmuszona wybrać.
Jeden zbliża się do destrukcji, a drugi jest moją miłością.  W tamtej chwili nie potrafiłam dokonać jednoznacznego wyboru...

My Nobody's Hero ~ Andy Biersack Where stories live. Discover now