chapter 22

212 10 10
                                    

Ostatni rozdział moi drodzy...
Oczywiście w 2016 roku!
Udanego sylwestra! Bawcie się dobrze i bezpiecznie! x

Boisko.
Chłopak biegł ile sił w nogach, jego wzrok skupiony był na piłce, którą cały czas kopał przed siebie zostawiając tym samym wielu zawodników za sobą. Kiedy był już blisko, jeden z przeciwników zaczął go doganiać i gdy był już bliski odebrania mu piłki, szatyn kopnął piłkę ile sił w nodze przeskakując po chwili z nogi na nogę i unosząc wzrok aby spojrzać na lecącą w kierunku bramki piłkę. Ten moment wydawał się być w zwolnionym tempie. Wszyscy wstrzymali oddech obserwując całe wydarzenie. Dosłownie centymetr obok ręki bramkarza piłka prześlizgnęła się i tym samym trafiła w siatkę. Kibice siedzący na trybunach wstali krzycząc a trener drużyny podskoczył uradowany.
Reszta drużyny chłopaka, który przed momentem strzelił zwycięską bramkę podbiegła do niego rzucając się w ręcz na niebieskookiego.

Szczęściarz. Tylko tyle mam do powiedzenia w tym temacie. Miał głupie szczęście!

Kiedy okrzyki się zakończyły a mecz oficjalnie dobiegł końca, a chłopakowi udało wyrwać się od jego koleżków zaczął biec w moim kierunku. Nie powiem. Prezentował się dobrze.

-To jak? -zapytał stając przede mną ciężko oddychając. -Już masz jakiś plan?
-Serio, po wygranym meczu podbiegasz do mnie z tym pytaniem? -pokręciłam rozbawiona głową.
-Oh, ponoć mecz Cie nie interesował... -uniósł brwi do góry z uśmieszkiem, nadal ciężko oddychając.
-Powiedzmy, że trochę się wkręciłam... -roześmiałam się i poklepałam go po ramieniu. -Gratulację spierdolino. Może jednak uda Ci się robić coś powiązanego z piłką nożną... Na przykład kosić trawę. -wskazałam na ogromne boisko a widząc minę chłopaka nie potrafiłam nie roześmiać się.
-Odezwała się! Gdyby nie to, że jestem zmęczony przerobiłbym Cię na mielonkę! -powiedział i złapał butelkę wody, która rzucił mu jego kolega z drużyny. Szatyn od razu się napił. -Daj znać, jak będziesz miała mi coś ciekawego do powiedzenia...
-Już mam. -wzruszyłam ramionami patrząc w jego oczy. -Ja zawsze mam coś ciekawego do powiedzenia.
-Jasne, a ja to pisarz
-Być może...
-Daj spokój, Melia... -zbliżył się do mnie i zgryzł dolną wargę. -Więc? Co mi powiesz ciekawego? -zapytał i kiedy udałam zamyśloną zaśmiał się krótko i przyciągnął mnie za rękę całując. Chwila. Co?
-Cholera! -spojrzałam w bok słysząc wściekły a zarazem załamany głos trenera drużyny Louisa. Złapał się za głowę a ja przeniosłam wzrok na tablicę z wynikiem. Tomlinsonowi nie udało się strzelić. Teraz przeciwnicy zmierzali do ich bramki.
Cały ten mecz był cholernie nudny. Aż wyłączyłam się. I to chyba zbyt...

-YEEEEEEAAAAAA! -na stadionie zrobiło się głośno gdy kapitan przeciwnej drużyny trafił do bramki, zdobywając zwycięskiego gola. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc minę Louisa.
Kilka chwil później cała drużyna udała się w stronę wyjścia z boiska, aby udać się do szatni. Podbiegłam do niebieskookiego i delikatnie uderzyłam go w ramię.
-Woa, gdzie ten cwaniaczkowaty uśmieszek, Tommo -zapytałam i zaśmiałam się pod nosem. Chłopak tylko wywrócił oczami. - Oj, daj spokój. Najwidoczniej tak miało być. -wzruszyłam ramionami i przeniosłam wzrok przed siebie. Weszliśmy do korytarza.
-Łatwo Ci mówić... -zaśmiał się cicho i zatrzymał spoglądając na mnie. Zatrzymałam się na przeciwko niego patrząc w jego oczy. -Więc? Czego sobie życzysz?
-Hmmm -udałam zamyśloną. -Jutro dam Ci odpowiedź.
-Ew, już się boję. -chłopak udał przerażonego ale mimo wszystko uśmiech nadal mu towarzyszył. -Cóż, lecę do szatni... -wskazał na jedne drzwi po czym ruszył w ich stronę. Skinęłam głową a kiedy zniknął mi z pola widzenia ja zaczęłam szukać drogi 'powrotnej'. Z pomocą jednego ochroniarza udało się mnie opuścić teren stadionu. Ruszyłam w stronę pobliskiego przystanku.

Jennifer: ejej
Jennifer: gdzie jesteś?
Me: wyszłam ze stadionu a bo co?
Jennifer: podwieźć Cię?
Jennifer: za jakieś 10 minut będę już wypicowany B)
Me: D.U.P.A
Jennifer: co?
Jennifer: dlaczego postawiłaś ( :))) ) kropki po każdej literze????
Me: to skrót
Jennifer: jaki do ciula;o
Me: Dziękuję Uprzejmie Pojadę Autobusem
Jennifer: ;)))
Jennifer: jakie to urocze
Me: jak ja
Jennifer: nom
Me: *0*
Me: PANIE I PANOWIE, LOUIS TOMLINSON POTWIERDZIŁ, ŻE JESTEM UROCZA
Me: normalnie szok
Jennifer: wow
Me: dlaczego ja z Tobą piszę >.<
Jennifer: ja powinienem się przebierać >.<
Me: to dlaczego tego nie robisz?
Jennifer: bo do mnie piszesz
Me: nie prawda, ty zacząłeś
Jennifer: ty kontynuowałaś
Me: bo ty przedłużasz
Jennifer: dobra
Jennifer: nara
Me: elo!
Jennifer: 3
Me: 2
Jennifer: 0
Me: skończ
Jennifer: <3333333333333

Pokręciłam rozbawiona głową i spojrzałam na tablicę rozkładu jazdy. Pasujący mi autobus miał być za dwie minuty. Idealnie! Przez ten czas zdążyłam rozplątać swoje słuchawki i puścić jakąś piosenkę. A kiedy moja limuzyna podjechała, wsiadłam szukając wzrokiem wolnego miejsca. Tradycyjnie usiadłam na końcu. Kiedy pojazd ruszył, ja słuchając muzyki całkowicie odleciałam myślami na inny świat. Nie mam pojęcia dlaczego na stadionie miałam to wszystko w głowie. To było takie realistyczne, że przez chwilę po 'wybudzeniu' z tych myśli, byłam przekonana, że miało to miejsce chwilę temu.
Wzrok miałam wbity w okno, obserwując mijane budynki oraz parki. Gdy autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku przeniosłam wzrok na siedzenie, które było na przeciwko mnie. Było tyłem do mnie, lecz na tylnej stronie oparcia była jakaś wiadomość. Która przykuła moją uwagę, gdyż była napisana pogrubioną czcionką.
"rutyna, rutyna, rutyna... daj mi swój nr ;d "

Nie wiedząc dlaczego na mojej twarzy zagościł uśmiech. Pod tą wiadomością faktycznie było napisanych kilka numerów ale bez ostatnich trzech cyfr, lub tylko trzy pierwsze. Wyciągnęłam z piórnika długopis i wpisałam swój numer bez ostatniej cyfry i poprowadziłam strzałkę w jego stronę. Zdecydowanie - to nie było zbyt odpowiedzialne. Schowałam swój piórnik i dalej zaczęłam słuchać muzyki.
Po dwudziestu minutach jazdy, i dziesięciu minutach spaceru dotarłam do domu.
Byłam padnięta po całym dniu. Trochę się wydarzyło...

Without me ||L.TWhere stories live. Discover now