Rozdział 5

7.3K 368 302
                                    

PRZEPRASZAM



Jakiś czas później pojechali do wielkiej galerii handlowej gdzie kupili dużo ubrań dla nowego chłopczyka Ryana. Jego nowej zabaweczki. Oczywiście, chłopiec nie miał żadnego wyboru, to jego tatuś wybierał wszystko co ten będzie nosić. Szli właśnie w stronę sklepu z koszulami, gdy Brendon nagle się zatrzymał a jako, że Ross trzymał go za dłoń, to wyższy mężczyzna także stanął. Popatrzył na kruczoczarnowłosego którego wzrok powędrował na jedną z wystaw przed sklepem. 

 - Chcesz coś stamtąd? - Spytał rozczulony szatyn, który cmoknął chłopca w czuprynę. Jak można było być tak uroczym?! 

 -J-ja... nie. To głupie. Chodźmy dalej - Mruknął, ale Ross jedynie przewrócił oczami i pociągnął go w stronę sklepu. Jego zabaweczka chciała zabawkę, jak uroczo? Weszli do zabawkowego, a Brendon od razu poszedł w stronę pluszaków, ciągnąc tam Ryana. Wyszli z całą torbą zabawek  i to głównie przez starszego z nich, bo brał do koszyka wszystko na co młodszy spojrzał. Nawet mimo protestów.    

~~~

 Kiedy wychodzili z galerii, Ryan był cały obładowany torbami, a Bren szedł obok jedząc cichutko loda. Podeszli właśnie do samochodu gdzie Ross był zajęty pakowaniem wszystkiego. To właśnie wtedy usłyszał dźwięk łamanego rożka. Odwrócił się by zobaczyć loda na betonie i Brendona biegnącego w stronę jakiejś starszej pary. Szatyn rzucił się od razu za nim. 

 - Porwał mnie! Pomocy! - Wołał do starszej pani stojąc tuż przed nią zanim biznesmen stanął przy nich. Ze spokojem położył Urie'mu dłoń na ramieniu, gdy ten z przerażeniem spojrzał w górę. 

 - Brenny, skończ z tymi głupimi żartami. Przepraszam państwa, to mój brat. Pokłóciliśmy się i cóż, wiecie państwo, jak działa młodsze rodzeństwo - Zaśmiał się. Kobieta nie wyglądała na przekonaną, więc poprawiła okulary i pochyliła się do chłopca. 

 - Czy to prawda? - Ross mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu. Zrobił to ostrzegawczo i Beebo wytarł oczka patrząc na kobietę. 

 - T-tak... p-przepraszam. 

- W takim razie to bardzo nieodpowiedzialne! Mogliśmy zadzwonić po policje! - Zaczął jej mąż. Biznesmen z przepraszającą miną i mocnym uściskiem na rączce swojej własności wrócił do auta. Wepchnął go na przednie siedzenie samemu zajmując miejsce kierowcy i odpalił auto, w ciszy jadąc w stronę domu. Brendon widział, w jakie kłopoty wpadł. Dlatego właśnie położył delikatnie dłoń na ręce Ryana, ale ta, zaraz została strzepnięta. 

 - R-Ryan... tatusiu... przepraszam j-ja... - Zaczął, nie wiedząc co powiedzieć. Nie czuł się winny. Chciał po prostu wrócić do domu... Do rodziców... tak cholernie się bał... 

- Zamknij się. Jedziemy do domu gdzie czeka cię taka kara, że pożałujesz tej ucieczki. - Warkot mężczyzny był przerażający. Brendon momentalnie spuścił wzrok zaczynając szybciej oddychać.

 - J-już żałuje... j-ja... nigdy więcej tego nie zrobię... Ryan, obiecuję! 

 - Ja już o to zadbam.    

~~~

Gdy dojechali do domu, Ryan kazał swoim ochroniarzom zanieść wszystko do salonu, następnie mocno trzymając chłopca, podszedł pod swój gabinet. 

- Będę siedział w tym pokoju. Masz iść do sypialni i przynieść z garderoby szpicrutę (gdyby ktoś nie wiedział co to, zdj na dole) . Jest w płaskiej szufladzie. Od razu rozpoznasz co to jest. I masz przyjść z nią do mnie jak najszybciej, każda minuta to dla ciebie gorzej - Warknął puszczając go i wchodząc do pomieszczenia. Trzasnął drzwiami, by następnie pozdejmować wszystko z biurka.

You Don't Own Me | RydenWhere stories live. Discover now