Rozdział 18

4.2K 275 34
                                    

Minęło parę dni nim Brendon ponownie się zaklimatyzował i przestał odczuwać strach przed nadchodzącym złem. Zdążył poznać już paru znajomych Ryana, wyszli razem na miasto ale większość czasu spędzał w domu, czekając na powrót swojego tatusia niczym wierny pies. Huh, coś w tym było. Poruszył lekko uszkami opuszczając je i dociskając do czarnych włosów. Nie mając co robić, kontynuował zwiedzanie domu co obejmowało jedynie chodzenie po raz któryś po pomieszczeniach które już znał na pamięć. Jednakże, znalazł jedne, jedyne drzwi... zdarzyło się to trzy dni temu.

Nudząc się, tuż po wyjściu tatusia, szczeniak zszedł na dół na pyszne śniadanko. I gdy tylko w swojej pluszowej piżamce i puchatych papciach zawitał do kuchni zauważył... pustkę. Nie było pani Heleny ani śniadania co było... dziwne. Jeszcze się to nie zdarzyło... Urie docisnął pluszowego jednorożca (który był mniejszy od białego misia więc to jego nosił przy sobie) i zaczął chodzić po mieszkaniu.

Wpierw zawitał na piętro, zwiedził każdą sypialnie i łazienke, pokój gier, garderobę a nawet wdrapał się po schodach na strych, unosząc klapę w suficie ale zamiast gosposi, jedyne co zobaczył to biegnące stado pająków. Spadając zdążył pociągnąć za sobą klapę i ją zamknąć.

Następnym miejscem był ogród, szczeniak spacerował po nim udając, że nie widzi chodzącego za nim ochroniarza i sprawdził każdy krzaczek! Nawet stadnine do której nie mógł chodzić sam, bo i tak nie był sam! Ale starszej kobiety nigdzie nie było.

Na zakończenie zabrał się za parter. Salon, pokoje rozrywek, siłownia, kuchnia... przez drzwi główne nie mógł wyjść, więc jedynie pufnął idąc sprawdzić po raz kolejny sypialnie pani Heleny, może wróciła do niej gdy zwiedzał?

Zapukał do drzwi, a jako iż nie były zamknięte i nic nie usłyszał, otworzył je... tam też pusto. W tem kątem oka zauważył jak jego starsza zguba idzie w jego kierunku ale... z miejsca gdzie nie powinno być już żadnego pomieszczennia? Tatuś mówił, że tam już jest tylko korytarz...

- Oh Beebo, wybacz! Zasprzątałam się! Głodny, malutki? Już idę robić śniadanko! - Powiedziała poprawiając swoją luźną, błękitną sukienkę z fartuszkiem i poszła do kuchni... Uszka Uriego strzeliły w górę gdy szedł w kierunku z którego przyszła.

I natrafił na drzwi, których nie powinno tam być. Odruchowo pociągnął za klamkę ale były... zamknięte?

I tak po trzech dniach, wciąż nie mógł ich otworzyć. Marszcząc brewki robił już wszystko! Uderzał, ciągnął, próbował wywarzyć... wszystko! Raz tylko spytał panią Helenę, która nie odpowiedziała nic i tatusia, który spytał "jakie drzwi?" tonem który oznaczał, że to koniec rozmowy.

Ale nie mógł po prostu przeboleć ten tajemniczości, więc tak właśnie wylądował, siedząc pod drzwiami ze spinką w zamku próbując je otworzyć. Na filmach dzia...

Otworzyły się. Urie uniósł wysoko brwi i otworzył usta. Nie tracąc ani chwili dłużej wszedł do środka zamykając za sobą drzwi i rozejrzał się...

Pomieszczenie było... jasne. Co w tym domu, a raczej willi zdarzało się rzadko więc już z samego początku było to zaskoczenie. Było pełno okien, ale Brendon byłw stanie stwierdzić, że to lustra weneckie, nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć co jest w środku. A co było w środku? Wielki, puchaty, biały dywan, biała elegancka kanapa oraz... białe pianino na którego widok chłopcu zaświeciły się oczka. Od razu podbiegł do niego i nie potrafiąc się powstrzymać, zaczął grać. Kochał muzykę i fakt, że miał... pianino... whoa.

Stracił poczucie czasu, nie miał pojęcia która była godzina ale zdążył przejść przez wszystkie kompozycje Bacha. Był aktualnie przy Beethoven'ie, gdy nagle usłyszał... zamykane drzwi. Odwrócił się by ujrzeć swojego alfe w garniturze i ze zdziwioną miną...

You Don't Own Me | RydenWhere stories live. Discover now