Rozdział 6

6.7K 384 118
                                    

Następnego dnia Brendon obudził się sam w łóżku co było niczym zbawienie. Powoli i delikatnie usiadł na materacu starając się nie pokazać, że boli i przeciągnął się ziewając miaukliwie przy tym. Na stole obok zauważył telefon i karteczkę. Podniósł ją czytając. 

"Przepraszam, że mnie nie ma. Wypadła mi ważna sprawa służbowa. Ten telefon to prezent dla ciebie, w kontaktach masz jeden numer. Wyślij tatusiowi ładne zdjęcie w tym, co jest w szufladzie - RR"

Brendon zmarszczył brwi. Co mogło być takiego... otworzył ją i zamarł. Boże... nie wiedział jak się miał z tym czuć, gdy w swoich łapkach trzymał kawałek czarnej, ładnie wyrobionej skóry i metalu. Powinien... Ryan będzie zły a to oznacza karanie... Boże, jak on nienawidził tego mężczyzny... W końcu zrezygnowany chłopiec westchnął i rozpiął piżamkę opuszczając ją do bioder. Następnie przyłożył... naszyjnik? Obrożę. Obrożę do szyi i parę minut się męczył, ale zapiął. Poczuł się, jak własność. Jak oznaczona rzecz. Przełożył metalowe serduszko do przodu i nakierował kamerę ale... za dużo nagości. Zagryzł wargę i rozejrzał się po pokoju. Dostrzegł torby z wczorajszych zakupów więc szybko wyłożył brązowego misia którym zakrył sobie tors. Dopiero teraz zrobił zdjęcie i wysłał Ryanowi bez żadnego dopisku. 

Poczuł się

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Poczuł się... uprzedmiotowany. Zawłaszczony. Ale czy taki właśnie nie był? Ze zrezygnowanym westchnieniem założył z powrotem piżamkę i sięgnął do karku by zdjąć to cholerstwo, gdy usłyszał dźwięk smsa. Z zaciekawieniem spojrzał na ekran. 

Tatuś: Wyglądasz tak słodko, moja laleczko. Masz w niej zostać dopóki tatuś nie wróci. 

Westchnął poddenerwowany. Miał dość. 

Brendon: Nie jestem twoją laleczką. 

Tatuś: Jesteś moją zabaweczką, chłopcze. Ale laleczka brzmi ładniej. Taki kruchy, delikatny, możesz pęknąć przy większym nacisku. Pamiętaj o tym.

Z cichym warkotem który brzmiał niczym małe dziecko udające tygryska, podniósł się i zszedł na dół gdzie była ta sama kobieta co wczoraj. 

-Dzień dobry pani Collins - Powiedział grzecznie stając w progu kuchni. Blokowała mu drogę do lodówki. 

-A dzień dobry skarbuniu. Jak się spało? Zrobić ci śniadanko? - Spytała a Urie bardziej schował się za ścianą i spróbował ukryć obrożę pod materiałem. Nie był psem... nie należał... nie... Pokiwał leciutko głową odwracając wzrok i z westchnieniem usiadł na taborecie okropnie się przy tym krzywiąc z bólu. Jednak wstał, postanowił stać. Tak. To był dobry pomysł. Za chwilę przed jego twarzą pojawiło się na talerzu kilka kanapek. 

-Dziękuję pani - Mruknął biorąc je ze sobą. W jednej rączce ściskał misia, dla odwagi i udał się do salonu gdzie zaczął cicho chrupać. Owinął się kocem i skupił wzrok na telewizorze skacząc między kanałami. Koniec końców postawił na bajki. 

~~~~

Gdy Ryan wrócił do domu, od razu zawołał swojego chłopca, który nie przyszedł.

-Heleno, gdzie jest Brendon? - Spytał widząc swoją gosposię w salonie układającą poduszki. Kobieta od razu wskazała na tylne wyjście, na piękny ogród z dróżkami i fontanną na środku. To właśnie tam zobaczył swoją zabaweczkę. Leżał na ramie fontanny. Miał na sobie szare dresy, jakieś czarne papcie i białą koszulkę na krótki rękaw. Trzymał w jednej ręce papierosa a na brzuchu miał misia, patrzył w niebo mrużąc przy tym urocze oczka.  - Od kiedy takie maleństwa palą? - Spytał podchodząc bliżej. Usiadł na ławce naprzeciw a Brendon oddał mu jego własną paczkę którą zostawił dzisiaj w salonie na stole. 

-Od trzech lat - Powiedział petując i rzucając do jednego z koszy. Czuł się jak w jakimś parku, tylko z mniejszą ilością drzew. Ryan uśmiechnął się widząc obrożę i jak ten posłusznie podchodzi i siada mu na kolanach. - Czy... czy jak będę grzeczny, to nie będziesz więcej bił, tatusiu? - Spytał cichutko i wtulił się w niego. Po głowie chodził mu piękny scenariusz gdzie ściska mocniej aż w końcu Ryan się dusi i Brendon wolny ucieka. Ale wiedział, że nie byłby w stanie skrzywdzić muchy. 

-Nie skarbie. Przestrzegaj reguł, a ja nie będę karał. - Odpowiedział mężczyzna podnosząc go. Zgarnął misia i ruszył z powrotem do domu.

-Dobrze tatusiu - Będę przestrzegał reguł twojej gry... Znajdę sposób, żeby uciec... Tylko czekaj...

You Don't Own Me | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz