Moje opowiadanie z dzieciństwa - cz.2

965 58 5
                                    

Powracam z drugą i ostatnią już niestety częścią losów naszej Lilly. Więcej chyba wtedy nie chciało mi się pisać albo wpadłam na całkiem innym pomysł.

Mam jednak całkiem dobrą wiadomość. Udało mi się znaleźć inne moje opowiadanie z dzieciństwa. Pod wpływem ilości błędów logicznych w nim zawartych można się dosłownie złapać za głowę. Ono również się tutaj pojawi, ale to trochę później. Najpierw zamierzam wystartować jeszcze z kilkoma poradami.

Rozdział 2

Po paru dniach spędzonych w towarzystwie kuzynki, postanowiłam wyjść na miasto. Chyba głównie dlatego, że Susan musiała wracać do pracy.

Czyli rozumiem, że gdyby Susan nie musiała iść do pracy to Lilly całe wakacje siedziałaby w tym jej domu. Nie ma to jak pojechać do kuzynki po to tylko, by spędzić sobie czas w jej willi z basenem, mimo że tak samo ma się we własnym domu.

Od niedawna miała swoją firmę i widocznie, bardzo lubiła spędzać tam czas. W końcu była tam jej przyjaciółka i chłopak.

Po pierwsze błędem jest ten przecinek w pierwszym zdaniu. Co do drugiego, to poprawnie byłoby: W końcu pracowała tam jej przyjaciółka i chłopak.

Na początku ruszyłam do mojego ulubionego centrum handlowego. Gdy przeglądałam torebki na półce, podeszła do mnie dobrze znana osoba. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się jej obecnością w tym miejscu.

Zastanawia mnie ta ,,dobrze znana osoba". Ona jest jakaś sławna czy coś? Bo jeśli nie to chyba powinno być ,,dobrze znana mi osoba". Nie jestem jakimś wielkim specem w tej dziedzinie, ale tak mi się zdaje.

- Matko, Lil! Nie sądziłam, że jeszcze Cię tu spotkam - powiedziała Julia i rzuciła się mi na szyję.

Ktoś jeszcze ma nadzieję, że Julia okaże bardziej mordercze zapędy od Susan i udusi Lilly? Co jak co, lecz z tego akurat to ja bym się cieszyła. Przynajmniej byłby spokój. Chociaż nasza bohaterka przynajmniej nie rzuca na prawo i lewo chamskimi tekstami Mary Sue typu ,,Mała to jest twoja pała". W sumie jeszcze nigdy nic nie wiadomo, dopóki na horyzoncie niepojawi się Gary Stu.

Zapraszamy na opis wyglądu przyjaciółki, jakże subtelnie wpleciony w tekst.

Julia była moją przyjaciółką, jeszcze z gimnazjum. Miała czarne włosy oraz fiołkowe oczy. Obecnie miała na sobie błękitną sukienkę, która ukazywała jej idealną figurę. Na nogach tkwiły ciemne japonki.

Czyżby kolejna panna idealna zawitała w progi tego opowiadania?

- Wiem, wiem. Też się cieszę, że Cię widzę. Ale może chodźmy gdzieś porozmawiać na spokojnie - zasugerowałam z uśmiech przyglądając się przyjaciółce.

Doczepię się do tego Cię. Wszystkie ja, ty, on, ona, cię, ciebie i tym podobne piszemy zawsze z małej litery. Ewentualnie, jeśli ten wyraz nie jest wpleciony w dłuższy tekst, a stanowi pojedyncze wyznanie na na przykład kartce walentynkowej typu ,,Kocham Cię" to możemy napisać z dużej.

Zgodziła sie i razem poszłyśmy do pobliskiej kawiarni. Ja zamówiłam latte, a ona cappucino.

Mogły iść do Strackbursa, tymczasem one wolą zwykłą kawiarnię. Doceniam, naprawdę.

Teraz uważnie przyjrzyjcie się tym dwóm fragmentom i zauważcie, co jest tutaj nie tak.

Barista przygotowywał zamówienie, a my znowu wdałyśmy się w pogawędkę.

- Na długo przyjechałaś? - spytała Jul, upijając łyk swojego napoju.

Nie, nie chodzi o to skrócone imię, które mnie swoją drogą denerwuje, tak jak w poprzedniej części.

Przecież, gdy one zaczęły ponownie rozmawiać to barista dopiero przygotowywał zamówienie. Jak więc Julia mogła już pić kawę, gdy dopiero zaczynały dyskusję? Normalnie magia albo moje młodociane niedopatrzenie. Stawiam na to drugie.

Dalej ma miejsce nieco bezemocjonalna rozmowa naszych psiapsiółek forever na temat zacieśniania więzi. Przynajmniej tak to z początku wygląda.

- Zostaję do końca wakacji. A co?

- Dawno się nie widziałyśmy, więc możemy odnowić kontakty - jak zawsze, była pełna entuzjazmu. Nie sposób jej było odmówić. - Mam wejściówkę na super imprezę na plaży. Co ty na to?

Po ,,kontakty" kropka, a ,,jak" napisane z dużej litery.

Zgodziłam się bez specjalnego namawiania. Susan i tak wracała do domu, koło piątej rano.

Ciekawe czego firmę prowadzi ta jej kuzynka, skoro pracuje do aż tak późnej godziny. Interesujące jest jeszcze to, czy Susan zawsze wraca do domu na tą piątą rano.

Pomińmy fakt, że Lilly spędziła jeszcze trochę czasu w sklepach. Skupmy się raczej na jej przygotowaniach do imprezy.

Wróciłam do domu, w celuwzięcia szybkiego prysznica. Potem ubrałam na siebie białą sukienkę na ramiączkach, rozkloszowaną u dołu oraz sandałki na obcasie. Włosy rozpuściłam, co sprawiło że spływały kaskadą fal, prawie do pasa.

Nigdy nie lubiłam mocnego makijażu, więc ograniczyłam się do tuszu i błyszczyku. Na koniec spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam niczym księżniczka.

Normalnie Miss Świata, nic dodać nic ująć. Przynajmniej mogę zadowalać się faktem, że Lilly mówi, iż nie lubi mocnego makijażu i rzeczywiście tak jest. Zresztą sami porównajcie użycie jedynie tuszu oraz błyszczyka a nałożnie tony tapety na twarz.

Nasz bohaterka podjeżdża po Julię swoim nowym samochodem, który opisuje w następujący sposób:

Farba mojego nowego samochodu błyszczała w świetle zachodzącego słońca. Moi rodzice, kupili go specjalnie na wakacje. Był w moim ulubionym, czerwonym kolorze.

Tak a propo tej imprezy. One wcześniej w ogóle się nie umówiły na konkretną godzinę. Przyjaciółka Lilly nie wspominała nawet, że zabawa odbędzie się tego samego dnia. Skąd zatem wiedziały kiedy i o której się spotkać? Znowu magia bądź moje niedopatrzenie. I ponownie stawiam na to drugie.

Tekst kończy się takimi oto słowami:

Szybko przybyłyśmy na miejsce. Jak było widać, impreza rozkręciła się na dobre.

Czas na podsumowanie

Analizy mojego opowiadania nie wstawiłam tylko po to, by ludzie mogli się wraz ze mną pośmiać z nieudanych początków mojej twórczości. Chciałam tym sposobem co nieco uświadomić, a w szczególności osobom, które jawnie hejtują pracę niedoświadczonych jeszcze pisarsko młodych autorek bądź autorów.

Pamiętam jeszcze czasy, gdy pisałam historie właśnie tego typu. Prac na całe szczęście nie publikowałam, lecz z pewnością nie czułabym się komfortowo, gdyby ktoś jawnie i ostro całość skrytykował. Nie będę również przed nikim ukrywać, że uważałam wtedy stworzone przez siebie opowieści za świetne. Czy nie tak właśnie ma wielu dopiero co rozpoczynających pisanie autorów?

I wiecie co? Czytałam moje prace wielu ludziom w realnym świecie. Oni nie krytykowali, jedynie zachęcali do dalszego podążania pisarską ścieżką. Może właśnie dzięki temu nie zrezygnowałam, a teraz jestem w stanie ukazać światu coś na znacznie wyższym poziomie.

Teraz zauważam te wszystkie błędy, ponieważ bardzo dużo trenowałam. To właśnie trening pozwala nam dostrzec coś, czego dotąd nie zauważaliśmy.

Do czego zmierzam swoim monologiem?

Jeśli natkniecie się na książkę, która będzie posiadała błędy, nie krytykujcie od razu jej ani twórcy. Lepiej pomóc takiej osobie, delikatnie wskazując błędy i potknięcia. W żadnym wypadku nie należy zaś wytykać, jak to ktoś nie umie pisać i powinien z tym skończyć. Lepiej zrobicie, zachecając autora do dalszego tworzenia. Nie wiecie przecież, czy po jakimś czasie nie zacznie zauważać tych wszystkich niedociągnięć. Może będzie coraz lepszy w pisaniu?

Pomagajcie, nie krytykujcie. Zachęcajcie do działania, nie hejtujcie.

Zaznaczam, że to jest tylko moje zdanie w tym temacie. Każdy może mieć odmienną opinię i się ze mną nie zgadzać. Ja akurat tak uważam i mam nadzieję, że tym wpisem dam niektórym ludziom trochę do przemyślenia.

Jak pisać, by czytaliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz