《 8 》

245 38 4
                                    


Poniedziałkowy poranek nigdy nie jest kojarzony zbyt dobrze, ale podczas wakacji to się zmienia. Szczególnie, kiedy masz cały dom dla siebie. Wywlokłem się z łóżka, napotykając na podłodze brudne ciuchy i puste, szklane butelki po piwie. Zmarszczyłem brwi, próbując sobie cokolwiek przypomnieć z wczorajszej nocy. Dopadł mnie okropny ból przy skroni. Złapałem za to miejsce i zacząłem masować. Drugą ręką oparłem się o granatową ścianę. Gdy ból stracił na intensywności i nie doskwierał mi tak bardzo, ruszyłem w stronę kuchni. Szukałem butelki wody, ale nie widziałem żadnej w zasięgu wzroku. Nalałem kranówę do czerwonego kubka z mikołajem. Opróżniłem cały. Napełniłem go jeszcze raz i poszedłem do salonu. Zakaszlałem głośno, widząc przytulonego Caluma do pleców Ashtona. Michael spał na skulony na fotelu. Na stole leżało kilka metalowych puszek i szklanych butelek. Uśmiechnąłem się, biorąc kapsle. Schowałem wszystkie do kieszeni.

Nie zastanawiając się, wylałem pozostałą zawartość kubka na lokowane włosy bruneta. Poderwał się, uderzając głową w ramię starszego, który wypuścił wiązankę przekleństw.

– Kto mnie zaatakował? – powiedział zdezorientowany Calum.

Wybuchnąłem śmiechem. Chłopak przyglądał mi się uważnie i kalkulował, co się właśnie wydarzyło. Po chwili wyrwał poduszkę spod głowy Ashtona. Rzucił w moim kierunku, trafiając w moje ręce.

– Masz zapłon – prychnął. Wstał z kanapy.

– Gdzie idziesz? – zapytałem.

– Wysikać się. Z rana ciśnie mnie wodospad – powiedział i pobiegł do łazienki. 

Zerkałem na Michaela, który mamrotał coś przez sen. Nic nie zrozumiałem. Próbowałem odgrzebać wydarzenia z pamięci, ale w głowie miałem pustkę. Hood wrócił z paczką chipsów w ręce i opadł na wersalkę obok mnie.

– Pamiętasz coś? – zapytałem. Wyszczerzył się.

– Wszystko – powiedział zadowolony.

– Jak to – wskazałem na cały pokój, który był nie do poznania – stało się?

– Twoja mama powiedziała, że jesteś sam to wpadliśmy do ciebie z kilkoma osobami, abyś się trochę rozerwał.

– Żartujesz sobie? Matka mnie zabije – przerwałem mu wkurzony.

– Posprzątamy. Sama powiedziała, żebyśmy odpowiednio wykorzystali jej nieobecność. Zasugerowała nam imprezę – wyjaśnił.

– W takim razie chyba nie znam Liz – jeszcze raz obejrzałem całe pomieszczenie. – Na szczęście wraca na weekend – powiedziałem z ulgą.

– Prawie bym zapomniał. Mówiła, żebyś zadbał o ogródek – pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. – A ten burdel posprzątamy, ale to jak śpiochy się obudzą.

– Dzięki – posłałem mu uśmiech.

– Coraz lepiej tańczysz  – zadrwił.

– Zamknij się – uciąłem i uderzyłem go w ramię. 

– Spotykasz się z kimś?

– A co, podobam ci się? – wystawiłem mu język.

– Pytam poważnie, Luke.

– Nie.

–To dlaczego, kiedy Shelbie chciała usiąść ci na kolanach, to powiedziałeś, żeby się odwaliła? - zapytał, unosząc brwi.

– Nie wiem, może byłem zbyt pijany. Nie pamiętam tego – powiedziałem niespokojnie. - Jak zareagowała? – nie uzyskałem odpowiedzi. – Jak zareagowała?– powtórzyłem.

– Udawała, że nic się nie stało, ale widziałem, że się wkurzyła– pokiwałem głową.

– Podobasz jej się – głos Ashtona rozniósł się po pokoju. Leżał podparty na ramieniu i uważnie mi się przyglądał. 

– Nigdy nic mnie z nią nie łączy – powiedziałem pewnie.

– Wiem. Powiedziałbyś nam – odparł, jedząc garściami chipsy. Ashton pokiwał głową, zgadzając się.

– Nie rób większego bałaganu – jęknąłem bezsilnie i zabrałem mu paczkę, kiedy po raz kolejny spadło kilka na podłogę.

– Nie rób większego bałaganu – pisnął Calum, naśladując mnie. Zgromiłem go wzrokiem i zabrałem się za sprzątanie.

– Kiedy on się obudzi? – pokazał na Michaela.

– Nie wiem – wzruszyłem ramionami.

Ashton wymienił spojrzenie z Nowozelandczykiem. Nie wiedziałem o co chodzi, dopóki brunet nie wskoczył na śpiącego czerwonowłosego. Michael głośno się wydarł, kiedy Calum wbił mu bark w żebro. Przymknąłem oczy, widząc jak chłopak zaczął okładać rękami ciemnookiego. Calum podniósł go za nogi i pociągnął, a zielonooki runął na ziemię całym ciałem. Najstarszy z nas, czyli Ashton nie mógł pohamować śmiechu, tak samo jak ja. Zgiąłem się w pół, kiedy poczułem ból w klatce piersiowej. Próbowałem unormować oddech, ale obraz kłócącej się dwójki mi w tym nie pomagał. 


HEJKA MOI DRODZY!

Początkowo miały być tutaj same rozdziały ze spotkań na rampie, ale rozmyśliłam się. W końcu ich życie nie polega, tylko na tym, że przychodzą tam. Mają zupełnie inne zajęcia, dlatego też taki rozdział dzisiaj został opublikowany. Zdenerwowałam się trochę, bo zrozumiałam z Luke'a taką kluchę, ale naprawdę chciałam również pokazać jego wrażliwą duszę i za bardzo się na tym skupiłam. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Na następny przygotujcie chusteczki. Wolę ostrzec tych wrażliwych.

Dajcie mi znać, czy chcecie rozdziały, które pokażą ich życie dokładniej.


marta

bottle cap // luke hemmingsWhere stories live. Discover now