《 32 》

146 21 1
                                    


Odblokowałam wózek. Wyminąłem dziewczynkę, która pchała mniejszy. Sprawiało jej to niemałą trudność, dlatego pomogłem rudowłosej i silnie odepchnąłem ręką metalowy kosz w inną stronę, bo o mało co brakowało, a wpadłaby wózkiem w betonową ścianę.

– Dziękuję – powiedziała zawstydzona. Poprawiła długie, staranie zaplecione warkoczyki i zarzuciła za plecy.

– Nie ma za co, malutka. Po prostu powoli pchaj i uważaj na przeszkody – zarumieniona skinęła głową i podreptała uważnie do kolejki wózków.

Przede mną rozsunęły się ruchome drzwi. Od razu skierowałem się do działu z nabiałem. Chwyciłem twaróg, który także znajdował się na liście przygotowaną przez mamę dzisiejszego ranka. Mam bardzo słabą pamięć, do udowodniłem niejednokrotnie, gdy wracałem do domu bez połowy potrzebnych produktów, co dziś mi się to zdarza, niestety. Zobaczyłem na wypunktowanej kartce - rodzynki. Skrzywiłem się, bo nie cierpię ich w serniku. Psują cały smak. 

Zgarnąłem z półki kilka rodzai budyniu i wrzuciłem do koszyka. Po drugiej stronie zobaczyłem ciemnowłosą sięgającą po ogromną paczkę chrupków bekonowych. Stała na palcach, ale mimo to nie była na wystarczającej wysokości, by po nie sięgnąć. Uśmiechnąłem się, gdy zaczęła rozpaczliwie skakać. Chaotycznie oglądnęła się za siebie w poszukiwaniu pomocy. Zauważyła mnie. Delikatnie pomachałam w jej kierunku, odpowiedziała tym samym.

– Mógłbyś mi pomóc? – krzyknęła na całą alejkę. Starsza Pani surowo na nią spojrzała.

– Niszczysz nam wszystkim słuch swoim wrzaskiem – włożyła puszkę groszku do niebieskiego koszyka i pokręciła głową. Bełkotała coś pod nosem, ale nie dosłyszałem przez to, że skupiłem swoją całą uwagę na Noreen, która zrobiła się czerwona ze wstydu.

Spojrzała na mnie zagubionym wzrokiem. Podszedłem do niej i ściągnąłem z najwyższej półki opakowanie.

– Dzięki – wymamrotała, wbijając wzrok w swoje palce.

– Powinnaś znaleźć alternatywę dla chrupków bekonowych, bo sama do nich nie dosięgniesz, a ja los nie zawsze będzie taki dobry i nie będę już twoim bohaterem.

– Nic nie jest tak pyszne jak one! - skarciła mnie.

– No chyba że weźmiemy to w swoje ręce i sprawimy, że nie będzie sytuacji, w której musiałabyś zostać pozostawiona sama sobie. Nie będziemy czekać na szansę od losu  – mrugnąłem do niej. – Osobiście wolę ostatnią wersję, a ty? - spytałem.

Brunetka oparła się plecami o regał i zmierzyła mnie powoli wzrokiem, od stóp do słowy, na koniec zatrzymując się na mojej twarzy. Wtedy przestałem  być taki pewny siebie, jak chwilę wcześniej. Nie wiedziałem czy nie przesadziłem i czy nie powiedziałem za dużo. Skarciłem się w myślach.

– Ewentualnie możesz zrobić zakupy w innym sklepie bądź zauważysz, że po drugiej stronie alejki są te chrupki niżej, bez problemu po nie sięgniesz. Wtedy już nie będę miał pretekstu, aby zagadać do dziewczyny, którą w ostatnim czasie bardzo polubiłem – powiedziałem ciszej, bardziej do siebie, ale wciąż utrzymywałem z nią kontakt wzrokowy, który powoli zaczynał mnie przytłaczać.

Poważna mina skrywała za sobą wiele uczuć, który nie umiałem się domyśleć. Włożyła ręce do kieszeni jasnofioletowej wiatrówki. Pogoda nie należała do najlepszych, zbierało się na deszcz, było duszno. Można było spodziewać się burzy. Sam ubrany w czarną kurtkę wyszedłem z domu.

Westchnąłem, widząc nikły uśmiech na twarzy Noreen. 

– Z wzajemnością, Luke – moje serce zabiło szybciej, ucieszyłem się. – Ale jestem prawie pewna, że to przez pączki – wzruszyła ramionami, lecz nie byłem przekonany do jej słów.

– Tak tłumaczyć to możesz się przed sobą. Ja wiem swoje – stwierdziłem.

Zrobiłem krok naprzód. Stałem wystarczająco blisko, by dostrzec zmieszanie na twarzy brunetki, mimo to ciemne oczy wciąż pobłyskiwały.

– Którą opcję wybierasz? – oparłem ramię o półkę i pochyliłem się lekko w stronę dziewczyny.

Jej twarz była naprzeciw mojej. Drugą ręką zgarnąłem kosmyki brązowych włosów opadających na czoło. Zmarszczyła przy tym nos przepełniony drobnymi, jasnymi piegami. Nie mogłem oderwać od smolistych oczu wzrok. Długie pomalowane rzęsy okalały je. Zapatrzony pięknem bijącym od niej, mogłem tkwić w tej chwili wiecznie. Wpatrując, przyglądając się każdemu detalowi.

Oddychała płytko. Równie uważnie badała mnie wzrokiem jak ja ją. Czułem, że jestem na odpowiednim miejscu i powoli nasze ścieżki zaczęły się łączyć.

Przepraszam, że jest taki zapis dialogów, bez półpauz, ale nie mam dostępu do komputera. W tym tygodniu postaram się dodać jeszcze dwa rozdziały, ale nie obiecuję. Zrobię wszystko, co w mojej mocy

marta

bottle cap // luke hemmingsUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum