《17》

155 26 10
                                    


– Jak w pracy? – podszedłem do mamy. Podlewała kwiatki w ogrodzie. To było jej ulubione zajęcia. Poświęcała na to dużo swojego wolnego czasu.

– Dobrze. Zabawne jest to, że uczniowie myślą, iż dopiero zaczęłam pracować w tej szkole. Myślą, że nie wiem jak działa tutaj system – uśmiechnęła się szeroko.

– Pewnie dają ci w kość, co? – znałem odpowiedź, ale wolałem się upewnić.

– Tak jak wszyscy nastolatkowie – zapewniła mnie. – Jak było na urodzinach Michaela?

– Dawno nie widziałem go takiego uradowanego, szczególnie ucieszył się, kiedy doszła do niego informacja, że będziemy oglądać Deadpoola.

– Michael uwielbia cały świat Marvela.

– Otóż to – potwierdziłem, biorąc łyk ciepłej, miętowej herbaty.

– Pamiętam, gdy zostawiał u nas swoje komiksy jako dziecko i Karen musiała po nie przychodzić w nocy, bo on nie mógł zasnąć z myślą, że nie ma ich u niego w pokoju i ktoś może je zabrać, chociaż ty nie mógłbyś tego zrobić – wyprostowała się.

– Do dziś ma kolekcję – dodałem.

– Masz naprawdę świetnych przyjaciół – powiedziała. Objąłem ją i pogłaskałem po włosach, gdy wtulała się we mnie.

– Wiem dobrze o tym.

– Po ile się złożyliście na urodziny Michaela? – spytała cicho. 

– Nie musisz mi dawać żadnych pieniędzy – odsunęła się zdziwiona. – Uzgodniłem z chłopaki, że oddam im, kiedy wszystko się wyrówna i nie będziemy do tyłu. Nie mieli nic przeciwko, nawet zaoferowali pomoc – sprostowałem. – Wszystko jest w porządku.

– Podziękuj im.

– Od razu to zrobiłem – wziąłem łyka z kubka, siorbiąc na końcu.

– Luke... – ciężko westchnęła. Przewróciłem oczami, bo przesadza.

– Wybacz – zaśmiałem się.



Wychodziłem z jednej z alejek znajdującej się w parku. Kierowałem się do centrum miasta, bo mieszkała tam przyjaciółka mojej mamy. Zaoferowała się mi strzyżenie, a patrząc na to, że moje włosy już były przydługie, nie mogłem się nie zgodzić. Po drugiej stronie ulicy zobaczyłem idącą Norę z ogromnym, harcerskim plecakiem. Przebiegłem przez najbliższe pasy. Nie wiem, co mną kierowało, ale nie szybko znalazłem się obok niej. Złapałem ją za ramię.

– Hej – przywitałem się, uśmiechając się szeroko. Liczyłem, że odpowie tym samym.

– Cześć, George – powiedziała.

– George? – spytałem, marszcząc brwi.

– Coś nie tak?

– Nie nazywam się George - przygryzłem wargę. Zamyśliła się.

– No tak! Przepraszam, Nick – odparła pół śmiechem.

– Nie żartuj sobie ze mnie– zamrugałem kilka razy i sam wybuchnąłem śmiechem. Dziewczyna się zmieszała.

– Czego chcesz? – syknęła.

– Czyli wracamy do węży? – widziałem jak przewraca oczami, ale kąciki ust brunetki podniosły się.

– Dlaczego znów mnie zatrzymujesz? – włożyła głębiej dłonie w kieszenie bluzy, która musiała być większa o kilka rozmiarów, od tego którego powinna nosić.

– Chciałem wymienić tylko kilka zdań – stwierdziłem. Sam nie wiedziałem dlaczego za nią poszedłem, zmieniając całkowicie plan mojego dnia.

– Więc już to zrobiliśmy - rzekła. Wyczułem zimny ton w jej głosie.

– Dla każdego jesteś taka? – zapytałem.

– Dla wybranych - zaśmiałem się, a dziewczyna przyglądała mi się z uwagą. – Co cię tak śmieszy?

– Czyli jestem wyjątkowy. Sama tak stwierdziłaś – zakomunikowałem. Widziałem jak robi się bladsza na twarzy, ale po chwili wrócił obojętny wyraz twarzy i powiedziała jeszcze bardziej ozięble niż wcześniej.

– Jesteś aż tak zdołowany, że chamstwo przeinaczasz na komplementy, Luke? – wlepiła we mnie pusty wzrok. Zrobiłem to samo. Nie krępowałem się. Lubiłem na nią patrzeć nawet, kiedy następowała głucha cisza.

– Czyli jednak pamiętasz moje imię – odezwałem się po dłuższej chwili.

– Naprawdę z całych wypowiedzianych przeze mnie słów wyłapałeś tylko swoje imię? – zirytowała się. Dostrzegłem to, kiedy zmarszczyła czoło.

– Jakiś problem? – spytałem. Zignorowałem mały wybuch ciemnookiej.

– Tak, stoi przede mną – odparła, wzruszając ramionami.

– W takim razie już pójdę, ale jeszcze jedno – przygryzłem wargę i zacząłem grzebać w kieszeni. Wyciągnąłem kapsel i zrobiłem krok. Stanąłem bliżej dziewczyny.

– Jak ten kapsel spowoduje uśmiech na twojej twarzy to umawiamy się jutro o dwudziestej na rampę – odparłem niby obojętny, ale naprawdę mi zależało. Nie chciałem, by było to po mnie widać.

Chwilę się zastanawiała, ale w ostateczności wzięła metal do ręki. Zmierzyła mnie jeszcze raz wzrokiem, a ja obdarowałem ją szerokim uśmiechem.

– W przeciwnym razie spełniasz moje życzenie – dopowiedziała. Pokiwałem głową, nie zastanawiając się nad tym, ile ryzykuję. 

Czytała powoli żart napisany na wewnętrznej stronie kapsla. Badałem jej każdy ruch wzrokiem. W końcu spojrzała na mnie. Kąciki ust dziewczyny uniosły się, a po chwili usta wykrzywiły się w niemałym uśmiechu.

- Mogłeś  wybrać coś mniej suchego - wydukała.


kapsel: dlaczego kalendarz jest przerażony? bo jego dni są policzone


nie pytajcie lepiej, jakim cudem taki długi napis zmieścił się na kapslu. pomińmy to. po prostu mi pasowało, a co tam

marta


bottle cap // luke hemmingsWhere stories live. Discover now