Rozdział 6 cz.1 Londyn

1.6K 172 31
                                    

~ Rozdział 6 cz.1 Londyn ~

Londyn w 1850 roku był cudownym miejscem. Zatłoczonym, ale pięknym. Ludzie przyglądali się wystawom, by po kilku minutach namysłu wejść do sklepu i kupić oglądany przedmiot. Oczywiście, dotyczyło to w większość bogatszej części społeczeństwa. Przedstawiciele uboższych sfer nie mogli sobie pozwolić na tak duże i nie planowane wydatki jak kupo nowym zabawek, ubrań czy książek. Jeśli pragnęli takich rzeczy musieli przez parę miesięcy na nie odkładać. Mimo wszystko mieszkańcy Londynu zdawali się być bardzo szczęśliwi.

Klara rozglądała się zafascynowana. Patrząc na nią, nie można było dostrzec bólu i cierpienia, a radość. Dziewczyna była szczęśliwa i może ten stan miał trwać tylko chwilę, lecz i to było dobre. Kostucha przypatrywał się Klarze, zastanawiając się jak powinien się zachować. Był jej ojcem, przynajmniej miał nim być. Dorożka zatrzymała się, a dorożkarz podszedł do wyjścia z pojazdu i otworzył drzwiczki. Kostucha wyprostował się, po czym z gracją opuścił środek transportu. Klara spostrzegła, że dorożka stanęła, dopiero kiedy Kostucha wyciągnął w jej stronę dłoń.

– Córeczko, pozwolisz?

Klara popatrzyła na mężczyznę odrobinę skołowana. Zastanawiała się czy da radę grać tak jak Kostucha. On wypowiedział te słowa tak naturalnie, zupełnie jakby naprawdę łączyły go z Klarą więzy krwi.

– Tak... – Podała mu dłoń, powoli wstając. – Ojcze... – To słowo ledwie przeszło przez gardło Klary. Dziewczyna była jednak z siebie dumna. Podołała pierwszej próbie, ale czy z kolejną da sobie radę?

Nastolatka przystanęła przy swoim tymczasowym ojcu i wygładziła materiał swojego okrycia. Kostucha chwycił za dłoń czarnowłosej i uśmiechnął się. Był doskonałym aktorem. Człowiek nieznający prawdy nigdy się jej do domyśli. Aren skinął Michaelowi, a sługa skłonił się, by po chwili wrócić na swoje miejsce. Anioł miał pilnować pojazdu, aż jego młoda panienka wróci. Jasnowłosy uniósł głowę do góry, przyglądając się zachmurzonemu niebu. Zapowiadało się na deszcz, co nie było wcale aż tak dziwne. W Londynie często padało. Cofnięcie się w czasie tylko udowadniało to, że taki był już w tym mieście klimat.

Klara zadrżała, kiedy uderzył w nią chłodny wiatr. Było zbyt chłodno jak na jesień, którą wcześniej obstawiała. Jednak liście w lesie wskazywały właśnie na tę porę roku. Zmarszczyła brwi.

– Ojcze, mamy teraz jesień, prawda? – drugą część swojej wypowiedzi Klara wyszeptała.

Kostucha skinął głową, prowadząc nastolatkę wzdłuż chodnika. Ten gest zaspokoił ciekawość Klary. Jednak nie na długo, bowiem czarnowłosa zauważyła, że większość ludzi schodziła im z drogi. To zachowanie było bardzo dziwne. Mijani ludzie traktują Kostuchę jakby był kimś ważnym. Może i opiekun nastolatki powiedział, że jest w tej epoce szlachcianką, lecz przebywała w tym świecie od niedawna. Wątpiła zatem, by wszyscy już zdawali sobie sprawę, że istnieje ród taki jak Amnest.

Nagle Kostucha zatrzymał się, przystając przy wystawię jednego ze sklepów. Klara przeniosła wzrok na to, co zainteresowało mężczyznę. Był to sklep w sukienkami. Szlachcianka aż jęknęła załamana, wiedząc, co oznacza przebywanie w pobliżu tego budynku. Kostucha parsknął.

– Córko, wydaję mi się, że wyglądałabyś prześlicznie w tej sukni – zagadnął, ruchem głowy wskazując na manekin ubrany w prostą, jasnozieloną kreacje.

Klara zagryzła wargę. Strój nie był zły. Może sam fakt, że znowu będzie musiała chodzić w czymś niewygodnym trochę ją dołował, lecz musiał przyznać, że Kostucha ma dobry gust. Malutkie, ciemnozielone kryształki wplecione w materiał rękawów sukni, odbijały światło. Wyglądało to dość majestatycznie, zważywszy, że na zewnątrz panował półmrok.

– Masz rację. Jest piękna – przyznała Klara.

Kostucha zaprowadził dziewczynę do wnętrza sklepu z celem kupna upatrzonego odzienia. Wbrew pozorom suknia nie była wcale taka tania. Jej cena – jak to określiła Klara – była przystępna. Krawcowa wyceniła ją na trzysta pięćdziesiąt funtów. Po zatwierdzeniu kupna, przyszedł czas na zdjęcie miary z czarnowłosej. To nie podobało się jej chyba najbardziej. Była zmęczona zakupami. Na dodatek Kostucha uparł się, by kapelusz, który został dobrany do kreacji, był o wiele bardziej ozdobny. Klara niechętnie na to przystała, lecz widząc jak wiele ozdobników ma nakrycie głowy aż fuknęła. Nie uśmiechało się jej nosić choinki na głowie. Z butami poszło dość sprawnie. Klara od razu wybrała białe obuwie na dość niskim obcasie.

– Sługa przyjdzie to odebrać – rzekł Kostucha do kobiety, a ta tylko delikatnie się dygnęła.

– Rozumiem, hrabio.

Klara westchnęła zmęczona, kierując się w stronę drzwi. Kostucha nie zaszczycił krawcowej już ani jednym spojrzeniem, zbliżając się do swojej podopiecznej.

– Do widzenia – pożegnała się cicho Klara.

Wiał silny wiatr, a ulice zdawały się pustoszeć. Klara odrobinkę się przestraszyła, że jeśli się nie pośpieszą to wracając do domu zmokną. Dorożka przecież nie posiadała dachu. Kostucha się tym jednak nie przejmował. Jeśli zacznie padać to zmoknie każdy człowiek oprócz Klary. Widząc jednak zmartwienie na twarzy dziewczyny, ciężko westchnął, machając od niechcenia dłonią. Z boku ten ruch wyglądał tak jakby Kostucha odganiał od siebie nieznośnego robaka. Chmury zaczęły się rozpraszać, pozwalając by delikatne promienie słońca padły na twarz Klary. Oczy nastolatki utkwione były w czymś naprzeciw niej. Kostucha poczekał dwie minuty, lecz kiedy nic nie wskazywało na to, by Klara zbudziła się z tego dziwnego transu, złapał ją za dłoń.

– Klaro, powinniśmy wracać.

W odpowiedzi Kostucha zyskał tylko skinienie głowy. Nie wymagał jednak niczego więcej. W milczeniu złapał podopieczną za dłoń i zaczął prowadzić ku ich pojazdowi. Nim jednak dotarli do celu, ktoś chwycił za drugą rękę dziewczyny. Klara podskoczyła. Skutkiem tego był upadek kapeluszu z jej głowy. Kostucha odsunął czarnowłosą na bok, mierząc sprawce upadku nakrycia głowy, uważnym spojrzeniem. Młody hrabia zadrżał pod naporem oczu Kostuchy. Miał wrażenie, że czarnowłosy patrzył wprost w jego duszę. Nie było to miłe uczucie. Pokręcił głową, chcąc podjeść do Klary, lecz przeszkodziła mu w tym czubek laski Kostuchy, który stykał się z jego piersią.

– Kim jesteś młodzieńcze? Dlaczego zaczepiasz moją córkę?

Eric poczuł jak ogarnia go wstyd. No tak. Zapomniał się przedstawić. Zachował się zupełnie jak jakiś wieśniak. Na dodatek przestraszył szlachciankę. Czuł, że jej opiekun mu tego nie wybaczy. Klara widząc jak bardzo zmieszany jest hrabia, postanowiła mu trochę pomóc.

– Ojcze, – zwróciła się do Kostuchy – to hrabia Eric Muliper Amentus z rodu Mitremsurów – wyjaśniła, wskazując dłonią na chłopaka. Klara miała nadzieję, że nie pomyliła żadnego z imion. – Hrabio, to mój ojciec, Aren Amnest

Eric posłał Klarze delikatny uśmiech. Był wdzięczny dziewczynie, że ta zechciała pomóc mu w tej sytuacji. Schylił się, podnosząc kapelusz nastolatki. Trzymając go w dłoniach, spojrzał na Kostuchę.

– Błagam o wybaczenie, drogi hrabio. – Wyciągnął kapelusz w stronę nastolatki, która od razu mu go odebrała.

Aren odchrząknął, widząc jak młody mężczyzna posyła Klarze zalotne spojrzenie. Jego pan nie będzie zadowolony, oj nie będzie.

– Zapomnij – nakazał Kostucha. – Dlaczego zawdzięczamy twoją obecność? – spytał, chcąc jak najszybciej zabrać swoją panią z pola widzenia tego nierozsądnego człowieka.

– Zobaczyłem panienkę i pomyślałem, że może zgodziłaby się ona na krótki spacer – oznajmił ze szczerością w głosie.

Klara zamrugała zaskoczona. Nie dowierzała w propozycję w Erica. Dlaczego osoba, którą dopiero co poznała, chciała spędzać z nią czas?

CDN

Dalej nie mam komputera -.- Jak minęły wam święta? Zadowoleni z prezentów?

(Data opublikowania tego rozdziału: 28.12.17r)

Pakt miłościWhere stories live. Discover now