Rozdział 15 cz.2 Ech, Kupidynie...

1.1K 139 23
                                    

~ Rozdział 15 cz.2 Ech, Kupidynie... ~

– Grozisz mi? – zakpił Nicolas, idąc powoli w stronę swojej narzeczonej. – Mi? Bogu, który ukształtował ten świat?

Eric cofnął się o krok, ciągnąc za sobą Klarę, która w dalszym ciągu nie spojrzała na Nicolasa. Była na to zbyt zamyślona i rozgoryczona. Nie mogła uwierzyć, że bóstwo po nią przyszło. On ją przecież opuścił. Była dla niego tylko zabawką. Nie mógł tu być, nie przyszedł by po mnie! – powtarzała sobie w myślach. Nicolas wyciągnął dłoń w stronę Klary.

– Klaro, nie oszukuj samej siebie. Dobrze wiesz, że jestem tuż obok – rzekł spokojnie.

Klara nieśmiało odwróciła głowę w jego stronę i odruchowo postawiła krok w stronę bóstwa. Niestety, ale Eric od razu pociągnął ją do tyłu za ramię, przez co się cofnęła. Hrabia nie chciała, by jego wybranka uciekła. Nie teraz, kiedy tak mało dzieli go od jego celu. Spojrzał na Edwarda znaczącym wzrokiem, lecz demon nie poruszył się. Nie mógł. Moc stwórcy oplatała go tak ciasno, że z trudem łapał oddech. Mógłby walczyć, lecz widząc furię Boga zrozumiał, że byłaby to tylko głupota. Pierwszy raz moc Króla nad Królami była tak... agresywna. Nawet podczas buntu nigdy nie czuł takiego gniewu swego byłego pana. Edward wątpił, by ktokolwiek wcześniej go doświadczył. Nawet Kostucha musiał być zaskoczony, widząc do czego doprowadziło zniknięcie jednej lalki.

Klara już w pełni obudziła się z dziwnego stanu niemocy, w którym tkwiła. Spojrzenie na Edwarda upewniło ją w przekonaniu, że to wszystko było po części jego sprawką. Mieszał jej w głowie za sprawą swoich przeklętych mocy. Nastolatka nie mogła zaakceptować myśli, że sama z siebie mogła bać się opuszczenia przez Nicolasa. Była uparta i ślepa na własny głos rozsądku. Nie potrafiła myśleć o swoim oprawcy jak o osobie, na której jej zależało. Jednak Klara nie zdołała oszukać swojego serca, które na widok mężczyzny zaczęło bić o wiele szybciej.

– Nicolasie... – wyszeptała Klara, a Eric wzmocnił uścisk na jej ramieniu.

Hrabia wiedział już kto przed nim stoi. Narzeczony Klary, który chciał ją mu odebrać. Ten człowiek musiał zostać usunięty, nie było innej możliwości. Eric ponownie dał znam Edwardowi, lecz demon w dalszym ciągu nie zamierzał się poruszyć. Był niczym posąg. Szlachcica irytowało jego nieposłuszeństwo. Przecież Edward sam przysiągł mu służbę do czasu osiągnięcia jego celów. Dlaczego więc teraz nie chce wykonać mojego rozkazu?! – pytał sam siebie Eric.

Nicolas szedł powoli w stronę demona i dwójki ludzi. Nie obawiał się niczego i był pewien, że nic nie stanie mu na drodze do jego celu. Klara była jego, a wszystko, co temu się sprzeciwia zasługuje na śmierć. Bóstwo uśmiechnęło się pod nosem.

– Dalej jesteś tak uparty, że nie chcesz pozwolić jej wybrać? – spytał Nicolas, przystając i przeszywając Erica wzrokiem. – Klara ma prawo wyboru. Pozwól jej go dokonać.

Klarę bardzo zaskoczyły słowa Nicolasa. Bóstwo zawsze decydowało za nią. Zawsze było tak jak on chciał. Pragnienia nastolatki były spełniane tylko wtedy, kiedy przedstawiła ona bóstwu odpowiedni powód i było to mu po nosie. Klara zastanawiała się, co by zrobił Nicolas, kiedy powiedziałaby, że wybiera Erica. Czy zmusiłby ją do odjeść z nim? Czarnowłosa czuła pokusę sprawdzenia tego, lecz jej dojrzalsza stron podpowiadała, że z niektórych rzeczy nie wolno sobie żartować.

– Czy wasze zaręczyny były jej wyborem? – spytał Eric, trafiając w sedno.

Nicolas nie okazała żadnych oznak zawstydzenia czy zmieszania. Patrzył na Erica jak na insekta, którego należałoby szybko usunąć. Zapanowała cisza, która w bolesny sposób dzwoniła w uszach nastolatki. Klara zagryzła wargę, nabierając powietrza do płuc. Zaczynały boleć ją nogi, a wzrok Nicolasa ciążył na jej ciele.

– Tak, chciałam za niego wyjść – oznajmiła Klara głosem pozbawionym jakiegokolwiek wahania. Była pewna tego, co mówi.

Eric skrzywił się, przybliżając się do jej twarzy. Klara chciała się cofnąć, lecz uścisk mężczyzny przytrzymał ją w miejscu. Nicolas uśmiechnął się na jej słowa. Klara powiedziała, że chce za niego wyjść. Te słowa opuszczając jej usta, sprawiły Bogu niewyobrażalną przyjemność. Nastolatka w dalszym ciągu dokonywała niemożliwych dla innych rzeczy. Nagle Nicolas przypomniał sobie o pewnej obietnicy, którą ktoś mu kiedyś złożył. Młody sługa, który uparł się, że odnajdzie dla swojego pana osobę, która nigdy mu się nie znudzi. Istotę, na której stwórca będzie mógł zamieścić wzrok już na wieki.

– Ach... Kupidynie czyżbyś... – cichy szept umknął z ust Nicolasa, kiedy wszystko poukładało mu się w głowie. Pokręcił głową, ponownie przenosząc swoje spojrzenie na Erica i Edwarda. Bóstwo uśmiechnęło się. – Twój sługa nie może mnie zranić. – Przechylił głowę na bok. – Mówiąc szczerze, on zginie podobnie jak ty. Jednak on zdoła się odrodzić i powrócić do mych zastępów, ty jednak człowieku umrzesz, straciwszy możliwość wstąpienia do niebios.

Edward poruszył się po raz pierwszy od dawna, cofając się o kilka kroków. Był przerażony wizją bycia zabawką dla swojego byłego pana. Teraz nie zdoła się ponownie zbuntować. Uczucie sług Boga były im odbierane w momencie, kiedy dołączały do jego zastępów. Taki los był dla Edwarda czymś gorszym od kilku tysięcy lat tortur. Chciał czuć i zwodzić ludzkie serca.

– Kim ty na bogów jesteś?! – spytał Eric, widząc żywy strach w oczach demona.

Nastolatek poluźnił uścisk, a Klara od razu to wykorzystała. Wyrwała swoje ramie, po czym zaczęła biec tak szybko jak tylko mogła w stronę Nicolasa. Eric chciał ją złapać, lecz jego dłoń tylko musnęła materiał jej sukienki. Dziewczyna dobiegła do Nicolasa i zatrzymała się niecały metr przed nim. W jej oczach pojawiły się łzy ulgi. Płakała ze szczęścia, którego nie rozumiała. Nicolas od razu zniszczył dzielącą ich odległość, przyciągając narzeczoną do swojej piersi.

– Ciii... Nie płacz – Nicolas próbował uspokoić Klarę, lecz nigdy wcześniej nie zabierał się za coś takiego. – Jestem tutaj.

Klara mocniej wtuliła się w mężczyznę, unosząc głowę do góry.

– Wiem i właśnie w to nie potrafię uwierzyć... – wyszeptała Klara z ulgą w głosie. – Nie wierzyłam, że po mnie przyjdziesz.

Nicolas uśmiechnął się, wpychając nos w czarne pukle nastolatki. Napawał się jej zapachem, jednocześnie formując przed sobą kulę ognia. Zamierzał spalić cały ten przybytek i wymazać z kart historii rodzinę Mitremsurów.

– Opowiadając na twoje pytanie – Nicolas zwrócił się do Erica, który stał jak słup, przypatrując się Klarze. – Jestem tym, co ludzie nazywają Bogiem, Śmiercią, lub Diabłem. Od ciebie zależeć będzie jaką nadasz mi nazwę, lecz – jego głos stał się mroczniejszy – imię „Nicolas" użyte może być tylko przez moją narzeczoną! – syknął, a płomienie zaczęły trawić całe otoczenie.

Mimo czyhającego wokół niebezpieczeństwa, Nicolas nie przeniósł siebie i Klary do innego miejsca. Tuląc się do nastolatki obserwował jak Eric i Edward płonął. Klara nie słyszała krzyków i nie czuła swądu palącego się ciała. Nicolas nie chciał widzieć na jej twarzy łez. Nie teraz, kiedy dziewczyna tak chętnie okazywała mu swoje uczucia.

Pewna postać kryła się w cieniu, utrzymując wokół siebie miliony barier mających na celu ukrycie swojej obecności. Przypatrywał się parze z uśmiechem na twarzy. Zastanawiała się nawet dlaczego to właśnie Bóg otrzymał od Kupidyna coś takiego. Wcześniej myślał, że Klara mogłaby należeć do niego, lecz teraz... Wbrew pozorom nie był on w pełni nieposłuszny stwórcy. Chciał mieć po prostu własną wolę i dlatego się zbuntował. Rządy Króla nad Królami nie były wcale złe, lecz zbyt bardzo chciał pozbywać się rzeczy, które go irytowały i uznawał za niepotrzebne.

– Ech, Kupidynie... Czy i mi możesz podarować kogoś takiego jak ona? – spytał, a jego głos został stłumiony przez dźwięk płomieni.

CDN

Co sądzicie o naszym małym obserwatorze? Wiem, że nie było z nim zbyt dużo wątków - w ogóle ich nie było - ale chciałam, by się pokazał i byście poznali jego filozofie. :)

(Data opublikowania tego rozdziału: 09.02.18r)

Pakt miłościWhere stories live. Discover now