Rozdział 8 cz.1 Aeris

1.6K 160 62
                                    


~ Rozdział 8 cz.1 Aeris ~

Zamówiona niegdyś suknia leżała na Klarze idealnie. Dziewczyna chodziła po posiadłości z nietęgą miną. Minął dzień od jej rozmowy z Nicolasem, a Bóg zaczął zachowywać się dziwnie. Klara czuła w kościach, że jej narzeczony coś planuje. Widziała przecież jak ten rozmawiał z Arenem i Michaelem, i zaczynał milczeć, kiedy tylko ją dostrzegał. Martwiło to Klarę. Nie chciała kolejnych kłopotów, lecz co mogła ona zrobić? Nicolas i tak zrobi to, co od początku zamierzał.

Klara leżała na łóżku, śledząc wzrokiem tekst czytanej książki. Niestety, nawet powieść Dickensa nie była wstanie zająć jej w pełni. Czarnowłosa czuła uścisk w sercu, spowodowany tęsknotą. Tak, Klara tęskniła za czasem, który spędzała z psią formą Nicolasa. Ceniła psa, lecz nigdy nie przypuszczała, że aż tak. Momenty, kiedy pies lizał ją po twarzy i szczekał w odpowiedzi na jej pytania... Naprawdę brakowało tego dziewczynie.

– Tęsknie za... – Klara ugryzła się w język. Nie mogła powiedzieć tego na głos. W ostatnim czasie już zbyt bardzo ośmieszyła się przed Nicolasem.

Stojące w kącie bóstwo, wyszło z cienia. Na jego ustach widniał cwaniacki uśmiech. Klara nie widziała go ani nie słyszała. Leżała do czarnowłosego bokiem, a włosy zasłaniały jej większa część pola widzenia. Nicolas stanął nad Klarą, przypatrując się jej. Dziewczyna wyczuwając na sobie czyjś wzrok, odwróciła głowę w bok. Spojrzenie Nicolasa i nastolatki spotkało się. Zapanowała cisza. Bóg wiedział, co powiedzieć, lecz chciał napawać się wzrokiem zarumienionej Klary.

– Wołałaś mnie? – spytał uprzejmie Nicolas, widząc, że dalsze milczenie nic nie da.

Klara zagryzła wargę, powoli się podnosząc. Usiadła na materacu, a jej nogi dotknęły drewnianej podłogi.

– Nie.

Nicolas zbliżył się do narzeczonej. Nie pytając nawet o zgodę, chwycił za jej dłoń i ucałował każdy z palców. Klara zarumieniła się jeszcze bardziej. Widok ten bardzo spodobał się mężczyźnie. Ludzkie emocje wbrew pozorom były dla bóstwa bardzo niezrozumiałe. Bóg wyklinał dzień, w którym je stworzył. Miłość, strach, nadzieja i zakłopotanie – Nicolas lubił je badać, jednak nie potrafił w pełni ich pojąć. Dał ludziom coś tak dziwnego. Kiedyś sądził nawet, że jego dzieło zostało uszkodzone. Przez długi czas szukał winnego, lecz nie mógł go znaleźć, ponieważ ten nie istniał. Jego twór był taki jaki był w jego umyślę.

– Jesteś pewna, Klaro?

Nicolas nie krępował się wejść do umysłu narzeczonej i sprawdzić, o czym ta myśli. Naruszanie czyjeś prywatności nie było dla niego niczym dziwnym. Ludzie i tak przecież byli jego. Mężczyzna wiedział już, że nie powinien nazywać rasy Klary „marionetkami" i „lalkami". Przynajmniej nie przy niej. Pamiętał, jak dziewczyna zareagowała na to wcześniejszego dnia.

– Tak – potwierdziła Klara, zmuszając się do delikatnego uśmiechu. – Dlaczego tu jesteś?

Nadszedł moment, w którym wszystko się rozpocznie... – pomyślał Nicolas, prostując się. Mężczyzna spoważniał, a uśmiech znikł z jego twarzy. Klara siedziała jak na szpilach, obawiając się tego, co miało nadejść.

Nicolas podszedł do jednej ze ścian pokoju i dotknął jej delikatnie kciukiem u prawej dłoni. Coś pstryknęło, a powłoka ustąpiła, obracając się w proch. W momencie, kiedy pył opadł, a Klara była wstanie normalnie widzieć, ujrzała kolejne pomieszczenie. Powoli wstała ze swojego miejsca i zbliżyła się do nowoodkrytego przejścia. Nicolas czekał cierpliwie aż dziewczyna wejdzie do środka, po czym przywrócił ścianę do normalnego stanu. Odwrócił się przodem do swojej narzeczonej i zaczął ją obserwować. Klara niezrażona wzrokiem bóstwa, rozglądała się po komnacie. Na pierwszy rzut oka nie znajdowało się w niej nic niezwykłego – tylko długi, drewniany stół, dwanaście krzeseł i parę okien. Szlachcianka jednak trochę już widziała cudów i była pewna, że nic w tym miejscu nie będzie takie jak się wydaje. Klara nieśmiało podeszła do najbardziej zacienionego miejsca. W pokoju było bardzo jasno, wyjątkiem był ten jeden kąt. Dłonie nastolatki zaczęły nieśmiało badać przestrzeń przed nią. Przez kilka sekund nic nie znalazły, a Klara zaczęła wątpić w sens swojego zachowania. Znowu tylko się ośmieszam – pomyślała dziewczyna. Zamierzała już zrezygnować, lecz jej dłonie natrafiły na coś wypukłego.

– To aeris.

Klara zmarszczyła brwi, odwracając się do Nicolasa.

– Aeris? – powtórzyła.

Czarnowłosy skinął głową, a ze ściany wydobył się złoty kryształ. Klejnot był przepiękny i tak czysty. Patrząc na niego Klara miała wrażenie, że wpatruje się wprost w słońce. Kamień świecił własnym blaskiem. Błyskotka wylądowała prosto w dłoniach Nicolasa.

– Aeris to nazwa nowego kryształu, który ludzie odkryją w dwa tysiące dwudziestym roku.

Klara przekrzywiła delikatnie głowę na bok. Dziewczyna zastanawiała się dlaczego kryształ miał nosić taką właśnie nazwę. Było to dla niej dziwne.

– W twoim świecie stałoby się to już za trzy lata – oznajmił Nicolas, a kamień rozpłynął się w powietrzu.

Słowa Nicolasa przypomniały Klarze o tym, że już nigdy nie zobaczy swojego ojca. Fakt, pan Amnest ją zranił, lecz nastolatka chciała mieć możliwość wygarnięcia mu tego. Czy nie miała ona bowiem prawa do wyrażenia własnej opinii? Ojciec był dla niej kimś obcym, lecz pamiętała czasy, kiedy jej matka jeszcze żyła. Fakt, wtedy też nie było pomiędzy nimi jakiejś szczególnej więzi. Mimo to, Klara kochała ojca. Najwyraźniej tylko ona w tej rodzinie nigdy nie porzuciła zasady, mówiącej o darzeniu swoich bliskich uczuciem.

– Nie martw się jednak, jeśli tylko będziesz tego chcieć to dostaniesz taki kryształ – tym oto zdaniem Nicolas zakończył swoją wypowiedź. Klara skinęła głową w odpowiedzi.

Nagle ciszę przerwało burczenie dochodzące z brzucha szlachcianki. Czarnowłosa zarumieniła się. Co za upokorzenie – pomyślała skołowana, spuszczając głowę w dół. Nie chciała patrzeć na narzeczonego, wiedząc, że będzie jej jedynie tylko bardziej wstyd. Nicolas w ciszy podszedł do stołu i usiadł na jego szczycie. Z beznamiętnym wyrazem twarzy uniósł dłoń do góry i pstryknął palcami. Nie minęła chwila, a przed mężczyzną zaczęły pojawiać się różnorodne potrawy. Nie każde z dań pochodziło z epoki wiktoriańskiej. Na stole nie zabrakło pizzy, sałatek, ziemniaków i kotletów. Kiedy do nozdrzy Klary dotarły apetyczne zapachy, jej brzuch znowu się odezwał.

– Chodź, usiądź obok mnie i jedz – poprosił Nicolas z rzadką u siebie delikatnością.

Klara wahała się. Nie była pewna, czy powinna spełnić prośbę swego towarzysza. To mogła być pułapka. Nie wiedziała przecież czy w jedzeniu nie ma czegoś niewłaściwego. Z drugiej jednak strony Nicolas nie miał żadnego powodu, by chcieć skrzywdzić swoją narzeczoną. Pokonawszy swoje obawy, Klara podeszła do krzesła i usiadła na nie. Nieśmiało nałożyła sobie na talerz trochę ziemniaków i sałaty. Nicolas obserwował jej poczynania wzrokiem, po czym sam zaczął konsumować jedzenie ze swojego talerza. Bóg nie miał potrzeby głodu. Potrzeba ta istniała tylko w jego wyobraźni. Wpadł kiedyś na pomysł, że bycie uzależnionym od czegoś może być zabawne. Dlatego właśnie stworzył jedzenie i głód.

Nicolas nadział na swój widelec kolejny kęs ryby. Mimo, że zjadł już posiłek w całości nie czuł różnicy w swoim ciele. Jedynie czuł smak spożywanego dania.

– Klaro, chciałaś mnie poznać. Pozwolę ci na to, ponieważ jesteś... wyjątkowym istnieniem. – Nicolas wstał ze swojego miejsca i uniósł wysoko podbródek. – Powiedź mi czego chcesz, a dam ci to. Podaruję ci wszystko, czego sobie zapragniesz.

CDN

Historia rusza do przodu, lecz czy wyjdzie do Klarze na lepsze? Kolejny już we wtorek. 

(Data opublikowania tego rozdziału: 16.01.18r)

Pakt miłościWhere stories live. Discover now