Rozdział 2

4.3K 284 327
                                    

Romano zapukał niechętnie do drzwi. Po ostatnim incydencie bał się być sam, a jego brat siedzi teraz u tego ziemniaka, więc jedyne co mu zostało, to przyjście tu.

- Lovino! – Hiszpania uśmiechnął się na widok chłopaka. Zresztą tak jak zawsze.

- Odejdź idioto. – Chłopak odepchnął go i wszedł do jego domu. Był tu tyle razy, że bez problemu dostał się do salonu, po czym usiadł na kanapie ze skrzyżowanymi ramionami.

- Bardzo dobrze, że wpadłeś, bo akurat robię spaghetti. – Latynos z wielkim uśmiechem powędrował do kuchni. Chłopak westchnął. Ten idiota zawsze wie, jak go podejść. Znał go już zbyt dobrze. To czasem było aż przerażające.

Po całym domu roznosił się zapach pomidorów, które obydwaj tak bardzo uwielbiali. Romano podszedł do akwarium z żółwiem. Zaczynało mu się nudzić, a to była pierwsza rzecz, która przyszła mu do głowy.

- Cieszę się, że przyszedłeś.- Nim niższy zdążył zareagować, poczuł jak ktoś tuli go od tyłu.

- Nie dotykaj mnie! – Odepchnął mężczyznę i spojrzał na niego wściekły.

- Jesteś uroczy, jak się wkurzasz.

- Zamknij się. – Włoch odwrócił swoją czerwoną twarz od niego, jednak rozmowę przerwały im dziwne dźwięki dochodzące z ogrodu.

Antonio bez zastanowienia ruszył w stronę drzwi w salonie, które prowadziły do tajemniczych dźwięków. Wolał to sprawdzić, nim wydarzy się coś gorszego.

- Zgłupiałeś?! – Lovino złapał go za rękę, by go zatrzymać.

- Hm? O co ci chodzi? – Spojrzał na niego zdziwiony. Takiego zachowania się po nim nie spodziewał.

- A co jeśli skończysz tak jak Anglia?! – Chłopak próbował ukryć to, że martwi się o niego, jednak chyba już za dużo powiedział.

- Przestań, – brązowowłosy wybuchnął śmiechem. – to pewnie tylko jakiś zwierzak. Sprawdzę to i zaraz wrócę. – Wyrwał rękę z jego uścisku i ruszył dalej.

Romano westchnął i poszedł do jadalni. Czemu on w ogóle martwi się o tego idiotę?! Skoro on sam wystawia się na pewną śmierć, to czemu ma go przed tym powstrzymywać?

Usiadł przy stole i położył na nim ręce, po czym oparł o nie głowę. Patrzył w przestań. A co jeśli temu idiocie rzeczywiście coś się stanie? Próbował powstrzymać łzy, gdy nagle zauważył karteczkę leżącą przed nim.
Niepewnie sięgnął po nią. Gdy tylko zobaczył co jest na niej napisane, zamarł. Czerwonym cienkopisem ktoś napisał „Hiszpania”. Jego brat znalazł taką samą karteczkę przy Anglii. Z tyłu również był napis „Kto następny?”. Romano szybko zerwał się z krzesła i pobiegł do Hiszpanii. Oby nie zastał go martwego.

Gotowy na najgorsze biegł do miejsca, w którym miał być jego przyjaciel. Nawet nie zauważył, że płacze. On nie może umrzeć. Nie może go zostawić!

- Wszystko w porządku, Lovino? – Para zielonych oczu spojrzała na niego z troską. Ten idiota jednak żyje.

- T-ty żyjesz... – Przetarł twarz. No nie, czy właśnie zaczął płakać przy tym debilu?

- Czemu miałbym nie żyć? To był tylko ptaszek. – Podszedł do niego bliżej z uśmiechem.

- A-ale ta kartka... I... j-ja... – Poczuł na swoich ustach coś ciepłego, przez co nie mógł dalej mówić. Czy ten idiota... POCAŁOWAŁ GO?!

- Nie musisz się o mnie martwić. – Hiszpan(nieludź) oderwał się od niego.

- JAK ŚMIESZ MNIE CAŁOWAĆ, IDIOTO?! – Romano wybuchnął złością, przez co był cały czerwony. Uderzył przyjaciela w twarz, ale ten w odpowiedzi tylko się zaśmiał.

- Lepiej wracajmy, nim sos się przypali. – Złapał go za rękę i wszedł z powrotem do mieszkania.

Zaczerwieniony chłopak usiadł przy stole, pokazując całemu światu swojego focha. Jednak mimo tego jego towarzysz z bananem na twarzy przyniósł do jadalni dwa talerze jego ukochanej potrawy.

Gdy tylko talerz został postawimy przed Włochem, poczuł on jakiś dziwny zapach. Jadł w swoim życiu wiele spaghetti i był przekonany, że żadne nie miało takiego zapachu. A szczególnie te od jego przyjaciela.

- Czemu nie jesz? – Hiszpania spojrzał na niego lekko zdziwiony. Jego talerz już był prawie pusty, a tamten jeszcze nawet nie zaczął, a zawsze to on pierwszy kończy.

- Coś jest nie tak z tym jedzeniem... – Spojrzał w podłogę. Poczuł się dość dziwnie.

- Co ty mówisz? Przecież robiłem to zgodnie z moim przepisem... – Drugi lekko posmutniał. Przecież on zawsze tak chętnie jadł jego potrawy.

- Dodałeś coś do tego?

- Masz mnie! Dodałem nowy, tajny składnik, ale jestem pewien, że ci posmakuje. – Z uśmiechem nałożył sobie kolejną porcję.

- Muszę iść do łazienki. – Chłopak wstał i ruszył w jej stronę. Spojrzał w lustro. Nadal był trochę czerwony. Może jednak to z Anglią było jednorazowe i ten głupek jest bezpieczny? Tylko ta kartka...

Przemył twarz, po czym usłyszał kaszel. Antonio jest chory? Nic nie mówił... Wrócił do jadalni i zobaczył, że jego przyjaciel leży na ziemi i dusi się. W pierwszej sekundzie sparaliżował go strach, ale szybko podbiegł do niego.

- C-co się stało? – Spojrzał na niego ze strachem w oczach.

- N-Nie wiem... – Mężczyzna wydusił z siebie, próbując zaczerpnąć jak najwięcej powietrza.

- Wiedziałem, że z tym spaghetti jest coś nie tak! – Lovino nie mógł powstrzymać łez. A jednak się nie mylił z tym, że coś stanie się Hiszpanowi.

- N-Nie płacz... – Mimo tego, że powoli zaczęło brakować mu powietrza, otarł łzy lecące po policzkach drugiej personifikacji. – J-ja zawsze cię ko...

- Ja ciebie też, idioto! – Niepewnie pochylił się nad nim, by załączyć ich usta. Jego ukochany nie był już w stanie oddychać. Jedynie patrzył na niego swoimi zielonymi oczami. Romano również na niego patrzył. Widział to, jak z każdą chwilą z jego oczu coraz szybciej wymykało się życie. Jego ciało z każdą sekundą robiło się zimniejsze.

Umarł. Idiota. Lovino wydał z siebie głośny krzyk. Świat przed nim zaczął się rozmazywać przez ilość łez w jego oczach. Jedyne co był w stanie dostrzec to martwe już ciało Hiszpanii oraz karteczkę. Tę karteczkę. Pieprzona karteczka. Pieprzony morderca.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kto następny?

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Kto następny?

,,Losowy morderca" ~HetaliaWhere stories live. Discover now