13. Ostrzeżenie

17.8K 1.2K 67
                                    

Eileen:

Kolejny dzień przywitał mnie ciszą i bólem. Siniak, który pojawił się na moim boku, boleśnie pulsował, jednak ja próbowałam nie zwracać na to większej uwagi. Nie chciałam okazywać swoich słabości w gronie żądnych krwi kobiet Marshalla.

Starałam się nie wchodzić nikomu w drogę i po prostu spróbować przeżyć w tym miejscu, choć z tyłu głowy wciąż miałam nadzieję na powrót do domu.

Brakowało mi ojca i braci. Tęskniłam za ich zapachem, ciepłem ich skóry i za domową codziennością.

Brakowało mi miłości i domowego ciepła.

Jednak nie pozostawało mi nic poza nadzieją na ponowne zjednoczenie.

Pogrążona we własnych myślach powolnym, niechętnym krokiem przemierzałam wąskie i ciemne korytarze haremu. Kierowałam się do alkierzu, lecz gdy tylko przekroczyłam jego próg, a podwójne drzwi zamknęły się za moimi plecami, do moich uszu dobiegł podniesiony, piskliwy głos Rachel:

— Spędziłam całą noc z alfą. Wciąż powtarzał mi, że mnie kocha i jak bardzo pragnie bym była jego luną. Och, uwielbiam, jak szepcze mi do ucha, jaka jestem piękna tym swoim zmysłowym głosem. Mam dreszcze na samo wspomnienie tej nocy.

— Och jak ja ci zazdroszczę — wzdychał, usadowiony wokół brunetki mały tłum kobiet, patrzących na nią z nieskrywaną zazdrością i podziwem.

— Cóż się dziwić, w końcu ja jestem najpiękniejszą niewiastą po tej stronie Misei. To byłaby hańba, gdyby alfa nie docenił mego uroku i pochodzenia. W końcu ja jestem ze szlachetnego rodu, nie to, co wy — westchnęła, teatralnie poprawiając włosy, na co ja tylko przewróciłam oczami.

Nie chcąc rzucać się w oczy Rachel, powolnym krokiem skierowałam się ku Jasemin, którą dostrzegłam siedzącą nieopodal. Niestety brunetka mnie zauważyła i postanowiła skomentować moje przybycie, a ja słysząc jej głos, zatrzymałam się w pół kroku. Dziewczyna patrzyła na mnie z nieskrywaną odrazą i nienawiścią:

— No tylko spójrzcie na tę rudą miernotę, aż żal patrzeć, takie to brzydkie i nijakie. Zupełnie zaniża nasze standardy, taka mała, paskudna wiewiórka, ja nie wiem, co ona tu robi — powiedziała, wskazując na mnie swoim długim, smukłym palcem. — Gdy ja zostanę luną, nie będzie tu miejsca dla takich — na jej słowa mały tłum wokół niej zawtórował niepewnie, zaś ja uśmiechnęłam się w duchu, po czym kręcąc głową, zignorowałam ją i przysiadłam obok Jasemin:

— Czy one nie widzą, jaka jest okropna? — wyszeptałam, patrząc z pogardą na wianuszek wielbicielek Rachel.

— Przecież nie nazwą jej zarozumiałą kłamczuchą. To jej królestwo, a każda z nich — wskazała palcem na niewielki tłum — Musi tańczyć tak, jak ona im zagra. Inaczej Rachel zrobi im piekło — westchnęła, po czym dodała, kończąc temat. — Z resztą już mówiłam ci, jak jest. To miejsce rządzi się własnymi prawami, a ty lepiej mi powiedz, jak się czujesz?

— W porządku. Mogło być gorzej, sama wiesz — odrzekłam, nadal odczuwając lekkie, nieprzyjemne pulsowanie.

— Nie martw się, niedługo cię zostawi w spokoju, zawsze jest wredna dla nowych.

— Mam nadzieję, naprawdę nie chcę być kozłem ofiarnym — westchnęłam, bawiąc się rąbkiem sukni.

Swój nowy strój dostałam rano od Nadar. Była to zwyczajna, prosta sukienka, która nie wyróżniała się niczym szczególnym, co było dla mnie ogromną zaletą, bo wcale nie chciałam rzucać się w oczy. Wolałam schodzić wszystkim z drogi i po prostu przeżyć ten koszmar w spokoju, choć tak naprawdę nie czułam się zbyt komfortowo w tej sukni. Była bladoróżowa, a jej kolor gryzł się z moimi ognistymi włosami, jednak ja nie chciałam narzekać. Bałam się, że to zostanie źle odebrane przez resztę moich towarzyszek.

Powoli przesunęłam wzrokiem po dziewczętach otaczających Rachel. Wszystkie były niezaprzeczalnie piękne i smukłe jednak najbardziej rzuciła mi się w oczy siedząca samotnie w kącie mulatka. Miała długie, ciemne jak heban włosy, które miała splecione w warkocz opadający swobodnie na jej ramie:

— Ej, Jasemin, kim ona jest? — zagadnęłam, wskazując na niewątpliwie wyróżniającą się egzotyczną urodą kobietę.

— To? To jest Emmeline, przybyła tu w tym samym czasie co Rachel. Były nawet przyjaciółkami, jednak później się pokłóciły. Wiesz, alfa wezwał Emmeline, a to oczywiście..

— Nie spodobało się brązowowłosej małpie — dokończyłam.

— Dokładnie — zaśmiała się Jasemin. –W każdym razie, już ze sobą nawet nie rozmawiają. Emmeline kręci się zawsze nieopodal Rachel, ale chyba głównie, dlatego by mieć spokój, bo rzadko, kiedy się odzywa, głównie obserwuje. Jest dosyć dziwna, lepiej na nią uważaj, zrobi wszystko, by wkupić się ponownie w łaski dawnej przyjaciółki.

— Dzięki Jas, nie wiem, co bym bez ciebie tu zrobiła — odpowiedziałam, ściskając lekko jej dłoń, na co posłała mi szeroki uśmiechem.

— Przyjaciółki są po to, by sobie pomagać, prawda? - odparła, a ja poczułam ciepło na sercu.

Zyskałam nową przyjaciółkę, może nie będzie tu tak źle, jak myślałam? Może jednak znajdę tu dom. W końcu da się tu żyć, oczywiście pomijając żmiję Rachel.

Jednak dlaczego czułam lekki żal, myśląc o tym, że to ona spędziła noc z Charlesem? Nawet niedane mi było go ujrzeć, czy jego włosy są równie aksamitne, jak jego głos?

Pokręciłam głową, przerywając rozmyślania i zganiłam się w myślach. On był potworem, przez niego zginęła Liana, Lottie, Gianna, Natasha i tysiące innych kobiet. Przez niego jestem teraz tu, w miejscu pełnym krwiożerczych bestii i nie mniej groźnych kobiet. To była jego wina, że musiałam opuścić ojca i braci. Jak mogłam być ciekawa mordercy? Jak mogłam, pragnąć jego obecności? Dlaczego to mnie, los postawił na jego drodze?

Tyle pytań i żadnych odpowiedzi, które choć trochę ukoiłyby moją duszę i uspokoiły myśli.

Niespodziewanie, drzwi alkierzu otworzyły się i ujrzałam w nich Nadar:

— Wstawać dziewczęta, czas na nauki o wilczych tradycjach. Zaczekajcie na mnie w okrągłej komnacie — obwieściła, po czym omiotła wzrokiem pomieszczenie i pewnym krokiem weszła do swojego gabinetu.

Kobiety były wyraźnie niezadowolone, ale nie ociągając się, wstały i skierowały się do wyjścia.

Przez krótką chwilę stałam, patrząc jak Jasemin, odchodzi wraz z tłumem, prowadzonym oczywiście przez Rachel. Gdy w końcu chciałam zrobić pierwszy krok w ich kierunku, ktoś złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał w miejscu:

— Uważaj, co i komu mówisz. Nie ufaj byle komu. Tu nic nie jest takim, jakim się zdaje — usłyszałam, po czym osoba, która mnie zaczepiła, skierowała się do wyjścia. Patrzyłam chwile zaskoczona, nie rozumiejąc sensu jej słów.

Czy ona mnie ostrzegała dlaczego? Przecież w tym miejscu każdy mnie nienawidził...

— Eileen to, że jesteś nowa, nie znaczy, że należą ci się szczególne prawa — fuknęła wychodząca z gabinetu Nadar. — Idziemy — odparła, łapiąc mnie za nadgarstek, który jeszcze chwilę temu trzymała Emmeline.

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now