17. Geneviev wyznaje prawdę

17.4K 1.2K 111
                                    


Charles:

Szybkim krokiem przemierzałem zamkowe korytarze i wciąż próbowałem poukładać sobie w głowie to, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Nie poznawałem samego siebie, nigdy wcześniej żadna kobieta nie wyprowadziła mnie z równowagi.

Co było w niej takiego, że wyciągała ze mnie moje najgłębiej skrywane instynkty. Nie mogłem o niej zapomnieć. Na ustach wciąż czułem jej słodki smak, pod palcami wciąż czułem jej jedwabistą skórę, a przed oczami miałem jej drobne kruche ciało, które wzbudziło we mnie tyle emocji, pasji i pożądania.

Początkowo byłem wściekły, że Marcus nam przeszkodził, jednak teraz czułem ulgę. Prawie popełniłem wielki błąd, za który mogłem słono zapłacić, bo gdybym w przypływie namiętności połączył nasze dusze, byłbym zgubiony. Miałbym słabość, czuły punkt, który Richard Griffin mógłby wykorzystać przeciwko mnie, a do tego nie mogłem dopuścić.

Stałbym się więźniem kruchej Eileen, byłbym zgubiony, bo gdyby wydała z siebie ostatnie tchnienie, ja również bym przepadł, zniknął w nicości.

Bo żaden wilk nie może żyć spokojnie, jeśli połowa jego duszy obumrze. Życie jednego nierozerwalnie łączyło się z życiem drugiego, a spokój już nigdy nie zagości w sercu tego, który stracił miłość w szponach śmierci. Życie takiego wilka staje się udręką, bez naszych partnerek tracimy sens dalszego oddychania i egzystencji.

Tułamy się po świecie, żyjemy, lecz nie widzimy kolorów, nie czujemy smaku ani zapachów. Powoli zapominamy o tym co ludzkie, zamieniamy się w zwierzęta i jako wilki doczekujemy aż śmierć się zlituje i zabierze nas w ramiona ukochanych.

Gdy w końcu dotarłem do komnaty, gdzie odbywały się posiedzenia rady, moje myśli były już spokojne. Wymazałem ze swojej głowy Eileen i na powrót stałem się silnym i nieugiętym przywódcą zmiennych. Bez wahania przystanąłem przed masywnymi dębowymi drzwiami, po czym odetchnąłem głęboko i pewnym krokiem, wpadłem do sali obrad. Nie zawracałem sobie głowy oficjalnym przywitaniem ich ani nie czekałem, aż się pokłonią.

Byłem wściekły.

- Jak śmiecie zwoływać zebrania za moimi plecami?! - ryknąłem i zobaczyłem, jak podwładni kulą się ze strachu pod siłą mojego spojrzenia.

- Wybacz, alfo - zaczął Marcello Degrant.- Lecz sprawa jest pilna, dotyczy Griffina.

Na dźwięk nazwiska mojego wroga zamarłem na ułamek sekundy, po czym otrząsnąłem się i wycedziłem:

- Mówże i nie trać mego czasu!

- Wczorajszego wieczora do portu przybył statek towarowy z Archetiss. Było to dosyć dziwne, zważywszy na to, że transporty są zawsze zapowiadane - zaczął Ignotus Resdar. - Szef floty zlecił obserwację tego statku, zauważyliśmy, że nie nastąpił rozładunek towaru.

- Może przybyli po nasze surowce - żachnąłem się, machając ręką.

- Też o tym pomyśleliśmy - wtrącił się Grivaldi.- Lecz dziś nad ranem jeden z naszych ludzi doniósł, że w nocy na statek, siłą zaprowadzono pewną kobietę.

- Kobietę?

- Tak, nie było to łatwe ale udało mi się ustalić, że była jedną z akuszerek, która jeszcze do niedawna odbierała porody.

- I co w związku z tym? Może potrzebowali medyka? Panowie, nie mówcie, że wezwaliście mnie tu dla zwykłych domniemań związanych z porwaniem jakiejś kobiety!

- To nie była zwykła akuszerka alfo. Ta kobieta przez ponad 30 lat odbierała porody w tym pałacu, to była Geneviev.

- Geneviev? - zapytałem, zupełnie nie mogąc sobie przypomnieć tej kobiety.

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now