27. Powrót bety i lokalne plotki

15.4K 1.2K 127
                                    

Charles:

Ten dzień zaczął się dobrze, ponieważ z wyprawy powrócił mój przyjaciel. Byłem zniecierpliwiony i pragnąłem, aby jak najszybciej zdał mi raport, dlatego na jego widok uśmiechnąłem się szeroko:

-Witaj Marcusie!

-Alfo.- skłonił się lekko beta.

-Oh, przestań. Znamy się od urodzenia, więc nie drażnij mnie tytułowaniem, gdy jesteśmy sami. Powiedz mi czy twa misja się powiodła?

-Udało mi się zebrać zaległe podatki, jednak niestety nie dowiedziałem się niczego o planach Richarda. Cokolwiek planuje Griffin to bardzo pilnuje, by nic nie wyszło poza mury zamku. Co prawda udało mi się podsłuchać kilka plotek, jednak nie wierzyłbym w nie. To tylko domysły i insynuacje zwykłych wieśniaków.

-Mów Marcusie, przecież wiesz, że wszystko może okazać się istotne.

-Masz rację.- niechętnie przytaknął.- Ludzie we wsi mówili, ż Griffin znalazł następcę tronu.

-I to wydało ci się nieważne?- huknąłem rozwścieczony.

-Charles.- odparł spokojnym tonem.- Obaj dobrze wiemy, że Richard nie może ot tak oddać władzy komuś, kto nie jest z nim spokrewniony. Ta plotka, nie może być prawdziwa.

-Komuś spoza rodu nie.- warknąłem.- Ale własnemu dziecku już tak.

-Sugerujesz, że legenda o jego kobiecie jest prawdą?- zapytał, przypatrując mi się z zaciekawieniem.

-Nie wiem, ojciec nigdy o tym nie mówił.

-Myślę, że jest ktoś, kto zna prawdę.

-Masz kogoś konkretnego na myśli?- zapytałem, siadając na swoim tronie.

-Tak, ale z tego, co zdążyli mi powiedzieć strażnicy, to ta osoba nam już nic nie powie. Nie bez powodu zniknęła.

-Geneviev.- wyszeptałem cicho.- Więc to, dlatego ją zabrali.

-Tak, zapewne tak.- pokiwał głową.- I co teraz?

-Pozostaje nam czekać, nic nie zrobimy, nie mając żadnych informacji.

-Jak sobie życzysz... Ach, byłbym zapomniał- westchnął beta, a ja posłałem mu pytające spojrzenie.- Marcello Degrant kazał ci przekazać, że Twoja armia jest gotowa do wojny.

-Świetnie, powiadom radnych by zaczęli się przygotowywać.

-Oczywiście - odparł Marcus, po czym nie czekając na moją odpowiedź opuścił komnatę.

Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły westchnąłem głęboko i ze zdenerwowaniem zacząłem uderzać palcami o drewnianą powierzchnię tronu.

Musiałem się skupić i przygotować, nie mogłem się wahać, mój plan musiał być idealny, lecz jak miałem się skupić gdy do mojej głowy wciąż wkradała się rudowłosa dziewczyna.

Ona była moją zgubą.

Eileen:

Nadszedł dzień, gdy musiałam opuścić lecznicę i choć moje rany nie zagoiły się do końca to pałacowy medyk kazał mi niezwłocznie wrócić do alkierzu i mojej smutnej codzienności. Niechętnie przemierzałam pałacowe korytarze, które zdążyłam już poznać na tyle, by wiedzieć, w którą stronę iść. Lecz wcale nie chciałam wracać, w lecznicy było spokojnie, cicho. Nie musiałam znosić ani Isabell, ani tym bardziej Rachel. Odpoczęłam od zgiełku panującego wśród kobiet alfy.

Charles.

Jego imie wciąż powracało do moich myśli, wkradał się tam nieproszony i nie chciał ich opuścić, a może to ja nie chciałam, aby mnie opuszczał?

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now