30. Iskra zamieniła się w płomień

14.9K 1.2K 407
                                    


Eileen:

Po naszym nieśmiałym i niezręcznym pocałunku Joshua bardzo szybko mnie zostawił, pod pretekstem spotkania z siostrą. Z jednej strony odczuwałam ulgę. Sytuacja między nami była dziwna, nie znałam go, był mi obcy, a on stawiał przede mną poważne deklaracje... a przynajmniej tak mówił mi Charles. Jednak w tamtej chwili nie mogłam się na tym skupić bo gdy tylko Gosbar zniknął w murach pałacu u mojego boku pojawił się Marshall.

-Możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz?- warknął w moje ucho Charles, boleśnie ściskając mój łokieć i ciągnąc mnie w nieznanym mi kierunku.

-Nie rozumiem, o czym mówisz -pisnęłam, starając się nadążyć za szybko idącym alfą.- Zwolnij proszę - wyszeptałam zziajana.

-Rusz się - odwarknął.

-Gdzie idziemy?- zapytałam pełna niepokoju.- Charles puść mnie, to boli.

-Do mnie.

-Jak to do ciebie? Jakbyś nie zauważył to już jesteśmy w twoim pałacu, powiedz gdzie mnie prowadzisz!

-Do moich komnat.

Słysząc to zamarłam ze strachu, nie ufałam mu na tyle by siedzieć z wściekłym Marshallem w jednej komnacie.

-O nie, nigdzie z tobą nie idę.-próbowałam oponować, jednak jedno groźne spojrzenie alfy wystarczyło bym zaniechała prób oswobodzenia się.

Szybkim krokiem, opuściliśmy pałacowe ogrody i przemierzaliśmy teraz kamienne korytarze zamku, w powietrzu unosił się zapach wilgoci, a jedyne, co oświetlało nam drogę to tlące się pochodnie przymocowane na ścianach.

-Nie mogę w to uwierzyć, zachowałaś się jak dziwka.- warknął, wpychając mnie do swojej komnaty z taką siłą, że upadłam.

-Że co proszę?

-Niczym się nie różnisz od tych kurw Rubena, powinienem był cię tam zostawić!

-Czy ty się słyszysz? Jak śmiesz?! - rozwścieczona wstałam na równe nogi.

-Jak ja śmiem?! Może jest inaczej?!

-Sam kazałeś mi się zbliżyć do Josuy!

-Zbliżyć i zniechęcić, a nie wpychać swój język do jego gardła!

-Och, tak to teraz moja wina, biedny i poszkodowany alfa Marshall. Wielki i groźny, który myśli, że każdy będzie mu się kłaniał.

-Licz się ze słowami - warknął, zbliżając się do mnie niebezpiecznie, jednak byłam zbyt wściekła by to zauważyć:

-Bo, co? Grozisz mi? Alfo?- prychnęłam z pogardą, podchodząc bliżej i rzucając mu wyzwanie spojrzałam w jego srebrzyste oczy.

To był pierwszy z moich błędów jaki popełniłam tego wieczoru i choć jeszcze nie byłam tego świadoma to kolejny już czekał, zacierając ręce nad moim losem.

Moim pierwszym grzechem było to, że spojrzałam w jego tęczówki.

W tamtej chwili przepadłam. Nie chciałam tego, ale czułam się bezradna i bezsilna wobec otumaniającej siły jaka przesłoniła mój świat i zaburzyła zdrowy rozsądek.

Słyszałam jak Charles zasysa powietrze, patrząc na mnie z przerażeniem w oczach.

On też to czuł.

Uczucie które opętało moje ciało było dzikie, pierwotne. Przyprawiało mnie o dreszcze rozkoszy i pożądania. Moje myśli uleciały gdzieś daleko, nie miałam żadnej kontroli nad własnym ciałem. Stałam się jak zwierzę, moje instynkty wzięły nade mną górę i zbliżyłam się do alfy.

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now