43. Siejemy tylko zamęt i spustoszenie

11.2K 1K 68
                                    

Richard Griffin:

To nie mogła być prawda, moja córka nie mogła być przeznaczoną wroga, nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Spojrzałem na nią, wyczekując momentu, gdy zaśmieje się głośno mówiąc, że to nie prawda, lecz z upływem kolejnych chwil nic takiego się nie stało, a ona wciąż patrzyła na nas przepraszającym wzrokiem.

— Błagam, powiedz, że to kłamstwo — odezwał się Marcus, przerywając grobową ciszę jaka zapadła.

— Chciałabym, naprawdę bym chciała, by to było tylko kiepskim żartem — westchnęła cicho, przeczesując ręką rude pukle, zupełnie tak jakby nie wiedziała co ze sobą zrobić.

— Jak? Kiedy? — zapytałem, choć wcale nie byłem pewien czy chcę, znać odpowiedź na to pytanie.

— Ja.. — zaczęła, jakby wciąż niepewna co chciała powiedzieć — Wszystko zaczęło się u Rubena, tam spotkałam Charlesa. Od razu mnie wyczuł, tamtego dnia wymordował wszystkich ludzi, którzy tam byli i zabrał mnie do pałacu.

— Niemożliwe, wiedziałbym o tym, żołnierze lubią plotkować — wtrącił Marcus — A to dopiero jest coś niezwykłego, rozniosłoby się w mgnieniu oka.

— Alfa zmienił wspomnienia osób, które tam były — wyznała cicho — A przynajmniej tak mi powiedział.

— Tak, to prawdopodobne, alfa ma władzę nad umysłami podwładnych — przytaknąłem — Mógł zrobić coś takiego.

— Nie, nie wierzę! Ten prostak zabrał mi rodzinę, matkę, a teraz siostrę?! — wykrzyczał Marcus, po czym podbiegł do Eileen i złapał ją za ramiona — Powiedz, że kłamiesz! Mów!

— Marcus to boli — pisnęła dziewczyna.

— Synu puść ją! — zagrzmiałem, a on wzdrygnął się jakby porażony piorunem i cofnął rękę.

— Przepraszam — powiedział ze skruchą, a dziewczyna spojrzała na niego, rozmasowując ramię.

— Nie ma sprawy.

— Rozumiem, że to niespodziewane, ale co teraz? — zapytał Casimir, a ja spojrzałem na niego spode łba, po czym ukryłem twarz w dłoniach, głośno wzdychając.

— To zmienia wszystko — westchnąłem przeciągle.—Nie pozwolę skrzywdzić swej córki, Eileen muszę wiedzieć, co dokładnie między wami zaszło.

— Ja... — westchnęła, zerkając na bawiącą się z Samuelem Emmeline — Nie chcę o tym mówić.

— Teraz nie możesz już nic ukrywać, nie rozumiesz, jak wysoka jest stawka? — odparłem, ujmując jej dłonie w swoje.

— Ja... Moja relacja z Charlesem jest dziwna, nie umiem tego opisać, nie byliśmy nigdy blisko.

— Nie licząc chwili, gdy przyłapałem was na jego łóżku w sypialni — fuknął Marcus, a ja wykrztusiłem:

— Co?

— Przecież nic się nie działo — mruknęła, a jej brat przybrał nieco komiczny wyraz twarzy i zaczął ją przedrzeźniać:

—O tak, bierz mnie Charles, ooo tak tygrysie — jęczał, a ja prychnąłem śmiechem.

— Wcale tak nie było — pacnęła go w ramię.

— Przyssałaś się do niego jak pijawka.

— Ech, naprawdę jesteśmy rodzeństwem? — zapytała, patrząc na brata z widocznie skrzywioną miną.

— Niestety — uśmiechnąłem się lekko.

To było to, czego brakowało mi przez ostatnie lata. Przekomarzające się dzieci, gderająca ukochana narzekająca, że puchnął jej nogi w kolejnych ciążach, nadmiar rodzicielskich obowiązków. Do tego dążyłem przez ostatnie lata, a teraz gdy miałem to na wyciągnięcie ręki, wszystko mogło się posypać jak domek z kart.

— Charles z początku trzymał mnie na dystans — westchnęła i rozpoczęła swoją historię moja córka, a wszystkie oczy skupiły się na niej — Wszystko zmieniło się w dniu, gdy Joshua poprosił go o mnie.

— O ciebie ? — wtrącił Casimir, unosząc brwi.

— Tak, spodobałam mu się, a Charles nie mógł odmówić, bał się, że ktoś się dowie co nas łączy, i wtedy mieliśmy to omówić w karczmie, ale — urwała — ale mnie napadnięto.

— Co? — zapytałem w tym samym czasie z jej przybranym ojcem.

— To nic — machnęła ręką — Charles mnie uratował, ugryzł mnie.

— Oznaczył cię ? — wykrztusiłem, a w głowie miałem najczarniejsze scenariusze.

— Niezupełnie, powiedział, że nie zrobił tego, bo to nie było jego intencją, jedynie użył wilczego jadu do uzdrowienia moich ran... — i tak oto zaczęła opowiadać historię ich znajomości.

Im dłużej się temu przysłuchiwałem, tym bardziej nie wierzyłem w to, jaki ten los potrafi być popaprany. Wcześniej miałem idealny plan zamordowania Marshalla przy użyciu do tego jego przeznaczonej, ale teraz? Nie mogłem tego zrobić, nie poświęciłbym własnej córki.

Można było nazywać mnie hipokrytą, bo poświęcałem życie swoje i syna, ale to było właściwe, Marcus zgodził się ze mną i wiedział, że mam rację. Czasy wilkołaków musiały się skończyć, to nie był nasz świat. Ludzie powinni odzyskać swą wolność, żyć w szczęściu i dostatku, bez strachu i trosk.

— Co teraz? — zapytała Eileen, patrząc na mnie tymi swoimi zielonymi oczami.

— Nie wiem — westchnąłem cicho — Wszystko się posypało.

— Może uda się dogadać z Charlesem? On na prawdę w głębi duszy jest dobrą osobą — mruknęła cicho.

— I co? Zmusi wilkołaków do traktowania ludzi na równi? - prychnął Marcus - Dla nas wilkołaków ludzie to ścierwa, ich życie nie mają znaczenia — rzekł, po czym posłał Casimirowi przepraszające spojrzenie — Przepraszam panie Hearst, nie chciałem, by to tak zabrzmiało.

— Nie przejmuj się, przyzwyczaiłem się — machnął ręką mężczyzna.

— Richardzie — zagaiła Eileen, która chyba wciąż nie mogła do końca się przekonać, by tak swobodnie nazywać mnie ojcem.

— Tak?

— Naprawdę byłbyś w stanie umrzeć? Czy idea świata bez wilkołaków aż tak do ciebie przemawia, że chcesz poświęcić swego syna i własne życie? Swoich poddanych?

— Tak Eileen, to było marzenie twojej matki. Zobacz, ile zła wprowadziło nasze istnienie, siejemy tylko zamęt i spustoszenie. Tyle bezsensownych śmierci, ten świat umiera opanowany przez potwory.

— Myślisz, że jak znikniecie, to nie powstanie nagle walka o władzę? Ludzie zaczną się wybijać, walczyć o tytuły — westchnęła, a ja skinąłem głową na słuszność jej słów.

— Doradcy Marshalla to w połowie ludzie, wystarczyłoby po prostu im dać kogoś, kto go zastąpi. Oni wiedzą jak wprowadzić ład, poradziliby sobie.

— Nie jestem przekonana co do słuszności tego planu.

—Eileen, oni zabili twojego brata, zabili dziecko, bez powodu, niewinne dziecko... Jak myślisz ile ludzkich istnień ginie ot tak każdego dnia? Nie wiesz? To ci powiem, tysiące. Matki z dziećmi, kobiety w ciąży, noworodki, ojcowie, całe rodziny, jakim prawem mamy decydować o tym, czyje życie bardziej się liczy? Kto dał wilkołakom prawo do decydowania o istnieniu? — wycedziłem wściekły, wstając i kierując się do wyjścia — Wczoraj zabili twoją sąsiadkę, dziś brata, kogo zabiją jutro? Przybranego ojca, czy też może Samuela? — po czym nie czekając na odpowiedź, opuściłem pomieszczenie, pozostawiając ich samych.

Musiałem odpocząć, odetchnąć, pobyć sam.

Eileen:

Stałam na ganku, wpatrując się w zachód słońca i rozmyślałam o przyszłości, w ręku trzymając list.

W pięć minut podjęłam decyzję, której skutki mogły być opłakane, ale wiedziałam, że jeśli zacznę rozmyślać, to mogę zmienić zdanie, a nie mogłam tego zrobić. Richard miał rację, a ten świat był zły i przerażający. Jak wiele krwi miało jeszcze popłynąć? Ile rodzin miało zostać rozdzielonych? Nie wiedziałam, czy postępuję słusznie, ale w tamtej chwili zrozumiałam, że mam tylko jedno wyjście.

— O czym myślisz? — zapytał Marcus, podchodząc do mnie, a ja nie wiedzieć czemu poczułam potrzebę bliskości i nic nie odpowiadając, wtuliłam się w jego ramiona

To było dziwne, wcześniej miałam go za potwora, ale teraz rozumiałam go. Razem znaleźliśmy się w popapranej sytuacji, okazało się, że nasze dotychczasowe życie to kłamstwo. Nic co znaliśmy, nie było prawdą. Dlatego tak łatwo zmieniliśmy nastawienie do siebie, bo rozumieliśmy się, nawet jeśli się nie znaliśmy.

— Coś się stało?

— Pomyślałbyś kiedyś, że tak to się zakończy? — założyłam kosmyk włosów za ucho — No wiesz, że będziemy rodzeństwem.

— Tak, to mną trochę trząchnęło — westchnął, uśmiechając się lekko — Ale nie jest tak źle, jak mogłoby się zdawać.

— Jesteś całkiem znośny, choć to dziwne, bo miałam cię za chama.

— Ja cię za wredną, podstępną rudą wiewiórę.

— Hej — uderzyłam go w ramię.

— Ale cieszę się, że jesteś moją siostrą, nie znamy się długo, ale czuję jakieś przywiązanie do ciebie, to tak jakby w końcu jakaś część mnie znalazła swoje miejsce, czuję się taki...

— Uzupełniony...? — wtrąciłam.

— Tak, uzupełniony — skinął głową, po czym zmarszczył brwi i spojrzał na ściskany w mym ręku pergamin — Co to jest? — zapytał, a ja odetchnęłam i wypaliłam:

— Musisz coś dla mnie zrobić Marcusie.  

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now