32. Poszukiwania i obserwacja

13.8K 1.1K 70
                                    

Eileen:

Po dwóch dniach podróży alfa zarządził postój. Konie były zmęczone, a my potrzebowaliśmy odnowić zapasy pitnej wody.

Nie mogłam ukryć swojej radości spowodowanej przerwą od drogi. Moje nogi były spuchnięte i marzyłam o choćby krótkim spacerze. Z uśmiechem stałam na wzgórzu Sarelex i obserwowałam jak u jego podnóża omegi rozkładają namioty. Płonące pochodnie i ogniska oświetlały powstające obozowisko nadając mu niemal magiczny wygląd:

-Wszystko w porządku?- zapytała Emmeline, podchodząc do mnie.

-Tak, myślę, że tak.- odparłam niepewnie, jednak nie patrzyłam w jej stronę.

-Nie wyglądasz jakby było w porządku - westchnęła.

-Jestem po prostu zmęczona.

-Czym? Podróżą?

-Życiem Emmeline, życiem. Brakuje mi rodziny, duszę się tu, to nie jest mój świat.

-A myślisz, że mój? Żyję w pałacowych murach odkąd skończyłam pięć lat. Nawet nie znam innego życia. Wciąż przysłuchuję się opowieściom nowych dziewcząt, wyobrażam sobie świat poza zamkiem, lecz ta naprawdę nigdy go nie widziałam.

-Teraz masz okazję.- uśmiechnęłam się lekko.

-Tak, ale przez jak długo? Wkrótce znów wrócimy do pałacu, znów będę więźniem.

-Ucieknij, ucieknijmy razem.- wypaliłam jednym tchem.

-I co? Co dalej Eileen? Nie mamy pieniędzy, domu, nic.

-Ja mam, ojciec na mnie czeka.

-Na ciebie, a co ze mną?- mruknęła cicho.

-Myślę, że tata się zgodzi byś z nami zamieszkała. Błagam Emmeline, pomyśl o tym.

-Ty nic nie rozumiesz, żyjesz złudzeniami. Myślisz, że nie zauważą, że w mieście pojawiły się dwie młode kobiety? Ludzie cię rozpoznają. Znają cię i wiedzą, że zostałaś zabrana. Przyjdą po nas i bóg jeden raczy wiedzieć gdzie trafimy. Wybacz, ale wolę płakać w pałacu, niż być katowana gdzieś indziej.- odparła, a ja niechętnie przyznałam rację ciemnowłosej.

Najpewniej wilki znów zawitałyby do mojego domu i ponownie przechodziłabym piekło:

-Czyli do końca życia jesteśmy skazane na alfę Marshalla?- zapytałam, doskonale znając odpowiedź.

-Niestety.

-Emmeline?

-Tak? 

-Jak trafiłaś do pałacu?

-To długa historia.

-Mamy czas.- odparłam, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy, a ciemnowłosa westchnęła:

-Mój ojciec był zdrajcą - wyznała cicho.- Chciał zabić Jeshera Allena, by przywrócić pokój między rasami, by było jak dawniej, przed żniwami.

-Och - westchnęłam.

-Tak, ojciec był buntownikiem. Niewiele pamiętam ze swojego dzieciństwa przed moim pobytem w pałacu, to co się stało wiem tylko z opowieści Nadar. Podobno Allen dowiedział się o planie ojca i rozkazał go zabić. Wydaje mi się, że byłam wtedy w domu, choć do końca nie wiem czy to sen czy prawda, ale wydaje mi się, że pamiętam krzyk moich rodziców gdy ich zabijali.

-To straszne.

-Zabili mojego ojca, matkę, lecz mnie nikt nie miał odwagi zabić, byłam tylko dzieckiem. Jesher przygarnął mnie i umieścił pośród kobiet swojego syna. Nie znam innego życia, bo całe spędziłam w tych przeklętych murach.- zakończyła, łamiącym się głosem, ze łzami w oczach.

-Hej, nie płacz.- przytuliłam ciemnowłosą.- Proszę, tylko nie płacz, przepraszam jeśli cię zasmuciłam.

-Ej wy!- usłyszałyśmy krzyk, momentalnie odsunęłyśmy się od siebie, a moja towarzyszka widząc pędzącą w naszą stronę Isabell, ukradkiem otarła swoje łzy::

-Co się stało? Czyżby lustro pękło na twój widok?- zapytała z pogardą Emmeline, choć jej głos wciąż lekko drżał:

-Och zamknij się brudasko, widziałyście gdzieś Rachel?

-Zgubiłaś przyjaciółkę?- zadrwiła ciemnowłosa.

-Tak, a co gorsze, niedługo ma przyjść Marcus by nas skontrolować.

-Od kiedy wielki beta bawi się w niańkę?- zapytałam, unosząc brwi.

-Nie wiem i nie obchodzi mnie to, ale jeśli Rachel zniknie to Raledier urządzi piekło nam wszystkim, a mnie nawet nazwisko nie uratuje, tak więc lepiej dla was żebyście się ruszyły, pomożecie mi?- warknęła, a ja spojrzałam na Emmeline.

Obie wiedziałyśmy, że Gosbar ma rację i Marcus z pewnością nie przejdzie obojętnie obok zaginięcia swojej pupilki i ulubionej kobiety alfy. Niechętnie skinęłyśmy głowami i podążyłyśmy za Isabell.

***

Zrezygnowane miałyśmy już iść do namiotu głównego strażnika obwieścić mu zniknięcie Rachel Degrant, gdy nagle usłyszałyśmy jej śmiech, odwróciłyśmy się i dostrzegłyśmy jak blond włosa kokietuje wysokiego, ciemnowłosego omegę:

-No i zguba się znalazła.- prychnęła Emmeline, na co Gosbar posłała jej jadowite spojrzenie i ze złością wypisaną na twarzy pobiegła w stronę przyjaciółki.

Szpieg:

-Panie, jesteś pewien?- zapytałem, chcąc się upewnić.

-Tak, spójrz tam - powiedział wskazując palcem na grupę kobiet.- Jedna z nich to moja siostra, następczyni tronu, jednak musisz zabrać kilka z nich, oni nie mogą wiedzieć, że chodziło tylko o Rachel, rozumiesz?

-Oczywiście Panie.

-Zostaniesz hojnie nagrodzony.

-Nie zależy mi na pieniądzach, chcę jedynie by ród Griffina raz na zawsze skończył z plugawymi potomkami Allena - prychnąłem cicho, jednak mój pan to usłyszał i posłał mi pełne aprobaty spojrzenie.

-Więc niechaj tak będzie. Pamiętaj jednak byś był ostrożny. Weź ze sobą kilku zmiennych do pomocy.

-Spokojnie panie, zaatakujemy w odpowiednim czasie.- odparłem, pewnym głosem, na co niedawno odnaleziony syn alfy uśmiechnął się i z uznaniem skinął głową, po czym obił się od ziemi i w locie zmienił swą postać, a następnie już jako wilk wbiegł do lasu.

Nim i ja odszedłem przypatrzyłem się przez chwilę grupce młodych kobiet, jedna z nich szczególnie mi się spodobała. Była drobna i uśmiechała się delikatnie, na jej twarzy dostrzegłem urocze rumieńce.

Była kobieca, subtelna i bardzo urodziwa.

A może Richard pozwoli mi ją zabrać w ramach zapłaty?

Pokręciłem głową chcąc rozwiać zbędne myśli i posłałem w jej ostatnie spojrzenie, po czym naciągnąłem kaptur na głowę, a następnie skryłem się w lesie obserwując powstające obozowisko.

Arkana wilczych rodówWhere stories live. Discover now